Bardzo ciężko pana znaleźć, panie Ripley

Nie ma stałego adresu zamieszkania, telefonu. Nie pozostawia po sobie śladów. Często podaje się za kogoś innego. Brak też informacji o jego rodzinie, krewnych, obraca się w kręgu osób, których nie nazwalibyśmy godnymi zaufania. Takim człowiekiem jest właśnie Tom Ripley, którego od 4 kwietnia możemy oglądać w nowej adaptacji Netflixa „Ripley”. Miniserial opiera się na powieści „Utalentowany Pan Ripley” Patrici Highsmith z 1955 roku. 

Toma Ripleya mieliśmy już okazję poznać w 1999 roku za sprawą Anthny’ego Minghelli i jego adaptacji filmowej. Wtedy w rolę tytułowego bohatera wcielił się Matt Damon, a w obsadzie nie zabrakło innych gwiazd światowego kina – znaleźli się tam m.in. Jude Law, Gwyneth Paltrow oraz Cate Blanchett. Film zdobył 5 nominacji do Oscarów oraz nagrodę BAFTA w kategorii najlepszy aktor drugoplanowy (Jude Law). Jak z tym wyzwaniem poradził sobie Steven Zaillini, reżyser tegorocznej adaptacji?

Atrani

Na samym początku warto zwrócić uwagę na zastosowanie przez Zailliniego czarno-białego obrazu, który nadaje całej produkcji neonoirowy klimat i jeszcze bardziej pomaga nam przenieść się w czasie i przestrzeni. Historia zawarta w serialu jest dość prosta – jeden człowiek zabija drugiego, kradnie jego tożsamość i pieniądze, a potem rozpoczyna nowe życie. Tom Ripley, drobny nowojorski oszust, zostaje wysłany do Europy z misją przekonania zamożnego Richarda Greenleafa do powrotu do USA i zajęcia się rodzinnym interesem. Już w pierwszym odcinku odbiegamy nieco od faktów książkowych, ponieważ miasteczko, do którego udaje się Tom – Atrani – istnieje w rzeczywistości, nie jest wytworem wyobraźni autorki. Daje nam to możliwość dokładnego prześledzenia poczynań naszego bohatera, odwiedzenia tych samych miejsc, w których on chował się przed sprawiedliwością. 

Dostajemy więc krajobraz Włoch w latach 60 XX wieku, wciąż pamiętających wojnę, z zacofanym społeczeństwem zwłaszcza na południu, w kryzysie gospodarczym i z rosnącymi w siłę ugrupowaniami neofaszystowskimi. Dla bogatego Amerykanina, jakim jest Dickie Greenleaf jest to idealne miejsce, by oddawać się żeglarstwu, tworzyć niezbyt udane obrazy, wdawać się w romans z równie dobrze urodzoną Marge Sherwood i wspierać lokalną ekonomię swoim rozrzutnym stylem życia. Z drugiej strony, może to być też idealne miejsce dla inteligentnego oszusta, jakim jest Tom, który potrafi wykorzystać brak zaufania społeczeństwa do policji, aby ukryć swoje mroczne poczynania. 

San Remo

Pierwszą myślą, jaka nasunęła mi się, gdy zobaczyłam Andrew Scotta jako Ripleya było, że jest on za stary do tej roli. To uczucie pogłębiło się, gdy na ekranie pojawił się Johnny Flynn jako Dickie. Dwudziestokilkuletni bohaterowie grani przez mężczyzn po czterdziestce to w moim odczuciu niezbyt dobry wybór. Scott zaskoczył mnie jednak łatwością, z jaką potrafił wejść w rolę tego pogubionego i genialnego młodzieńca. Świetnie pokazał jak uczucia Toma względem Dickiego zmieniają się z czasem, jak jego radość i ufność przeobrażają się w rozgoryczenie i zazdrość. Same sceny zbrodni są momentami za długie, ale w momencie gdzie bohater zapomina na przykład zetrzeć krew ze schodów, dzięki aktorowi stały się ciekawsze, ponieważ po mistrzowsku pokazał zdenerwowanie, pośpiech i strach przed nakryciem na gorącym uczynku. Przemiana zewnętrzna Ripleya to tylko przyjemny dodatek dla odbiorcy, który zaczyna dostrzegać, że skórzana kurtka i pognieciona koszula oznaczają, że mamy do czynienia z Tomem, a starannie ułożone włosy i marynarka – z kimś, kto podaje się za Greenleafa. Intryga, jaką posłużył się główny bohater, jest zawiła. Wiele razy balansuje on na granicy zdemaskowania, a czasami ciężko nam uwierzyć, że inni nabierają się na jego sztuczki. Jedyną osobą, która przejrzała podwójnego mordercę i nie dała się zwieść fałszywej uprzejmości, jest Marge, przez policję potraktowana jako rozhisteryzowana, odrzucona kochanka.

Możemy zadać sobie pytanie, dlaczego Tom postanowił dopuścić się morderstwa? Przecież mógł wyjechać z Włoch na jakiś czas albo przekonać Dickiego na kolejną wspólną podróż. Czy była to zbrodnia spowodowana emocjami, przemyślana, a może skoro zabił ponownie, to mamy do czynienia z psychopatą? Odpowiedź nie jest taka prosta. Tom z pewnością nie chciał wracać do USA, gdzie nie było dla niego żadnej przyszłości. Europa oczarowała go swoim pięknem, a Dickie dał mu przyjaźń i pokazał zupełnie inne życie, niż to, do którego Ripley był przyzwyczajony. Podnosząc więc rękę na swojego kompana, Tom z pewnością był pełen sprzecznych emocji, ale dodatkowym czynnikiem jest cicha nienawiść i gniew właśnie wobec ludzi takich, jak Dickie. Bogatych i znudzonych, beztroskich i niestałych. W oczach naszego bohatera mogła to być pewnego rodzaju sprawiedliwość, zarówno w przypadku Dickiego, jak i potem Freddiego Milesa. Kara za pogardę, z jaką traktują mniejszych od siebie.

Wenecja

Czy możemy darzyć sympatią mordercę? Czy powinniśmy dawać się zwodzić jego naturalnemu urokowi, jego czarującym uśmiechom, pochlebnym słowom? Współcześnie mamy tendencję do idealizowania postaci takich jak Jeffrey Dahmer, Piotr Langer, czy właśnie Tom Ripley. Bohater, który zawsze wygrywa, zawsze ma plan B, C, a nawet D, zawsze udaje mu się ośmieszyć i oszukać wymiar sprawiedliwości. Śledząc dalsze losy Toma w kolejnych tomach książek Highsmith, możemy zauważyć, że on też podąża tym wzorem. Współcześnie, ciągłe kontynuowanie przygód tego „villana” jest już praktycznie strategią marketingową na utrzymanie się na rynku filmowym i wydawniczym. Znając tendencję serwisu Netflix do rozciągania cieszących się popularnością serii w nieskończoność, uważam, że dobrą oznaką jest brak zapowiedzi kontynuacji „Ripleya” i określenie go miniserialem. 

Serial jest kolejną odsłoną dobrze nam już znanej historii. Intryga i morderstwo to motywy, które mogą być wciąż opowiadane na nowo i nie nudzą się szerokiej publiczności. W tej produkcji nie brakuje właściwie nic – świetnie dobrana oprawa muzyczna, długie ujęcia pozwalające płynnie śledzić poczynania bohatera, piękno i tajemniczość włoskich miast oraz ta nić porozumienia Toma z odbiorcą, który jest swoistym spowiednikiem i sędzią nad jego życiem. Czy jesteśmy zadowoleni, że Ripley uniknął kary i rozpoczął nowe życie? Czy razem z Marge sądzimy, że powinien odpowiedzieć za swoje grzechy? Raczej nie będzie nam dane spotkać go ponownie, chyba że pod innym nazwiskiem i być może w innym kraju, w miejscu, gdzie nikt nie odbiera telefonu i nie zna żadnego Ripleya. Ciężko byłoby go znaleźć.

Źródło zdjęcia: Oficjalne materiały promocyjne

Dodaj komentarz