Wciąż wiele pytań, nadal mało odpowiedzi

Od tegorocznej inauguracji Pucharu Świata w skokach narciarskich minął miesiąc. Zawodnicy mają już za sobą weekendy w Wiśle i fińskim Kuusamo. Po czterech konkursach indywidualnych, liderem cyklu nieprzerwanie pozostaje Dawid Kubacki. Tuż za jego plecami, ze stratą raptem pięciu punktów, plasuje się Stefan Kraft, a podium zamyka Anže Lanišek. Liderzy naszej kadry, słabo dysponowani w poprzednim sezonie, w ten weszli naprawdę solidnie. Pytanie czy to „jednorazowy występek”, czy może nowy szkoleniowiec rzeczywiście zdołał przywrócić naszym skoczkom dawny blask.

Spory zażegnane?

Przypomnijmy, że pod koniec zeszłej zimy „starszyzna”, czyli Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła, postawiła się m.in. samemu Adamowi Małyszowi. Skoczkowie bronili ówczesnego szkoleniowca – Michala Doležala, zarzucając władzom PZN, że pomimo wcześniejszych wspólnych osiągnięć z Czechem, nie zdecydowano się dać mu drugiej szansy, tylko bez wcześniejszej konsultacji z nimi podjęto decyzję o nieprzedłużaniu wygasającego kontraktu. Na szczęście, wygląda na to, że gorąca atmosfera, jaką można było wyczuć w kadrze pod koniec poprzedniego sezonu to już przeszłość, a skoczkowie „rozładowali” emocje i zaakceptowali nowego trenera – Thomasa Thurnbichlera i jego podejście do wspólnej pracy. 

Młody wizjoner?

Wielu kibiców na początku wiosny mogło się mocno zszokować, gdy dowiedziało się, że naszymi mistrzami w przyszłym sezonie będzie opiekować się trener młodszy od Kamila Stocha i Piotra Żyły. Austriak bez problemów zdołał jednak wkupić się w łaski polskich liderów i szybko uzyskał u nich autorytet. Thurnbichler wybitnym zawodnikiem jednak nie był, a jego największym osiągnięciem jest zajęcie 45. miejsca w sezonie 2007/2008 w zawodach Pucharu Świata w Bischofshofen. Szybko po zakończeniu kariery rozpoczął nowe życie jako trener. Cztery lata przed podpisaniem kontraktu z PZN, pracował dla Austriackiego Związku Narciarskiego, gdzie w sezonie 2021/2022 był asystentem pierwszego trenera reprezentacji Austrii – Andreasa Widhoelzla.

Choć niewielkie doświadczenie może trochę niepokoić, 33-latek zna austriacki system szkolenia na wylot, a inni trenerzy nie raz pokazywali, że doświadczenie wcale nie jest kluczowe do osiągania sukcesów. Mogliśmy się o tym przekonać już podczas pierwszego konkursu w Wiśle, gdzie Polacy zdobyli łącznie 199 punktów do klasyfikacji generalnej PŚ, co sprawiło, że był to najlepszy debiut trenera reprezentacji Polski w historii. 

Świetny Dawid

W Ruce Dawid Kubacki nie błyszczał już tak, jak podczas inauguracji, gdzie wygrywał każdą punktowaną serię, ale w obu konkursach zaprezentował się bardzo solidnie. W tym sezonie, swój najgorszy start zakończył na szóstym miejscu. Naprawdę może to napawać optymizmem, tym bardziej, że gdyby nie błąd techniczny w drugim skoku, podium było na wyciągnięcie ręki. Warto też dodać, że po czterech konkursach 32-latek ma już na swoim koncie 290 punktów w klasyfikacji generalnej, czyli dokładnie o 59 więcej niż w całym poprzednim sezonie. Wciąż jednak pojawiają się pytania: czy rzeczywiście sezon 2022/2023 będzie w końcu sezonem Dawida Kubackiego, czy może jego forma po prostu utrzymała się z Letniego Grand Prix i z każdym kolejnym konkursem powietrze będzie powoli uchodzić.

Solidny Żyła, pechowy Stoch

Na pochwałę zasługuje też najstarszy z podopiecznych Thurnbichlera – Piotr Żyła. Polak ani razu nie wypadł jeszcze poza pierwszą „ósemkę”. W sobotnim konkursie zaliczył swoje pierwsze podium w sezonie, a w niedzielę również zakończył rywalizację jako najlepszy z reprezentacji Polski, na solidnym, piątym miejscu. 

Najwięcej pytań przysparza jednak Kamil Stoch. Sytuacja, w której po zakończeniu pierwszych dwóch weekendów Pucharu Świata, nie jest on chociaż w dwójce najlepszych kadrowiczów, ostatni raz miała miejsce, gdy skakał jeszcze Małysz. Trzykrotny mistrz olimpijski jak na razie zajmuje dopiero 19. miejsce w klasyfikacji generalnej, z dorobkiem 58 punktów. Dobrym prognostykiem może być jego ostatni niedzielny, 139-metrowy skok. W drugiej serii lepszy rezultat osiągnęło raptem czterech skoczków. Można więc pokusić się o tezę, że jeśli podczas weekendu w Titisee-Neustadt zdoła oddać dwa skoki na „swoim”, równym poziomie, przy założeniu, że podczas lądowania nie uszkodzi mu się wiązanie w narcie, nie zostanie „puszczony na stracenie” w kiepskich warunkach i jury nie zdyskwalifikuje go za nieregulaminowy kombinezon (co wszystko, podkreślmy, miało miejsce w Wiśle), to miejsce w TOP 5 jest na wyciągnięcie ręki.

Warto przypomnieć też o niezwykłej serii Kamila – przynajmniej jednego zwycięstwa w roku kalendarzowym przez ostatnie 11 lat. Tak się składa, że jak dotąd, w roku 2022 jeszcze tego nie uczynił, a z pewnością mieszkaniec Zębu nie chciałby tej passy przerywać… Chociażby dlatego można się o naszego mistrza nie martwić i ze spokojem przyglądać się jego dalszym poczynaniom. 

Ogromne wyzwanie

Tegoroczny sezon będzie rekordowo długi. Po raz pierwszy w historii będzie rozgrywał się aż przez sześć miesięcy, rozpoczynając się na początku listopada, a kończąc na początku kwietnia. To jednak nie koniec rekordów – po raz pierwszy od 19 lat zawody Pucharu Świata wracają do USA, a konkretnie do Lake Placid. Dodatkowo, na przełomie lutego i marca, odbędą się Mistrzostwa Świata w Planicy, na których złotego medalu będzie bronił m.in. Piotr Żyła. Nie wiadomo, jak zawodnicy poradzą sobie kondycyjnie na przestrzeni całego sezonu. Można więc założyć, że może on mieć nie jednego, a kilku bohaterów, a każdy z nich da o sobie znać w odpowiednim momencie. Przed sporym wyzwaniem staną zwłaszcza Polacy, którzy mają najstarszą kadrę ze wszystkich. Wysokie obciążenia mogą spowodować pewne problemy. Trzeba jednak mieć na uwadze, że doświadczeni zawodnicy tacy jak Piotr Żyła, Kamil Stoch i Dawid Kubacki potrafią odpowiednio zarządzać swoją energią i pokażą całemu światu, że wiek to tylko liczba.

Dodaj komentarz