Polska fantastyka malowana słowem

Polski malarz i grafik, twórca projektu 1920+, w którym stworzył alternatywne uniwersum, łączące polską historię z retrofuturyzmem. Twórca szaty graficznej do strategicznej gry planszowej „Scythe”, mianowanej w wielu międzynarodowych rankingach grą roku 2016. Wyobraźnia Jakuba Różalskiego kreuje obrazy o wyjątkowej stylistyce, które inspirują wielu. Zainspirowały również dziesięciu polskich pisarzy do stworzenia opowiadań, składających się na antologię o wyjątkowym klimacie.

Tam, gdzie siły łączy wielu autorów o odmiennym stylu pisania i o różnej wrażliwości, możemy spodziewać się niejednolitego zbioru. Jednak wyraźnie da się wyodrębnić dwa główne motywy „Innych Światów” – historię, najczęściej XIX-wieczną oraz science fiction, związane głównie z wszelkiego rodzaju maszynerią (czasem myślącą) oraz ze zmienianiem biegu przeszłości. Te same wątki przewijają się na obrazach Jakuba Różalskiego, na których nieraz widzimy chłopów w polu, przywodzących na myśl malarstwo Chełmońskiego, a za nimi – maszyny kroczące niczym z „Gwiezdnych wojen”.

Podróże w czasie

Opowiadania przesiąknięte są polskością, choć czasem trudno ją dostrzec na pierwszy rzut oka. Świat przedstawiony często stanowi alternatywną wersję teraźniejszości, która jest nam zupełnie obca. Zgadza się tylko część faktów historycznych, pozostałe – takie jak na przykład wojny światowe – nigdy się nie wydarzyły, bądź miały inny przebieg. Powodem bywają podróże w czasie – przynajmniej w takich opowiadaniach jak „Korytarz pełnomorski” Remigiusza Mroza czy też „Człowiek, który kochał” Anny Kańtoch.

Przyznam, że opowiadanie Mroza było interesujące i w pozytywny sposób pogmatwane, ale po namyśle dochodzę do wniosku, że powiela motywy znane z licznych filmów o podróży w czasie. Opowiadanie Kańtoch było bardziej prześmiewcze, szczególnie że autorka głównym bohaterem uczyniła „idiotę, w dodatku ze stosownymi papierami”. Postać ta wikła się w wir wydarzeń, których nie rozumie i nieświadomie sabotuje misję zmiany przeszłości. Nadmieńmy, że misja ta jest zlecona przez XX-wiecznego króla Polski, który doszedł do wniosku, że kraj rozwijałby się prężniej, gdyby na przestrzeni lat angażował się w więcej wojen.

Krasnoludki, wilkołaki, mechaniczne pająki

Prześmiewczość i kpina są nieodłączną częścią opowiadania „Tyle lat trudu” Jakuba Żulczyka. Jego tematem jest bezduszność pisarzy, którzy nie pozwalają wykreowanym przez siebie postaciom wieść spokojnego życia, lecz wciąż na nowo zrzucają na ich barki zadanie ratowania świata. Pretekstem do tej refleksji jest opowieść o smutnym życiu krasnoludków, które żyją na śmietniku. Warto zaznaczyć, że choć z pozoru są małe i bezbronne, to potrafią pierwszorzędnie kląć.

Na kartach „Innych Światów” pojawia się wiele niepokojących stworzeń, z których jedne pochodzą z baśni i legend, a inne są obdarzonymi własną świadomością wytworami człowieka. W „Sforze” Łukasza Orbitowskiego ważną rolę odgrywa stworzenie mityczne, czyli wilkołak. To dość długa opowieść, pełna historycznych i kulturowych kontekstów. Niespiesznie poznajemy w niej historię kilku pokoleń ludzi na tle rozwijającego się Krakowa – od XVII/XVIII wieku aż do końca okresu Polski Ludowej. Poza Krakowem opowiadanie spaja wilcza skóra, która przechodzi przez epoki i pokolenia, będąc dla kolejnych właścicieli bardziej przekleństwem niż darem.

Zetknięcie się z Jakubem Małeckim w fantastycznym wydaniu było dla mnie niemałym zaskoczeniem, jako że ten autor zwykle kojarzony jest z literaturą piękną i obyczajową. W utworze „Idzie niebo” poradził sobie świetnie, budując nastrój grozy, jaka rodzi się w ciszy na pustkowiu. Czytanie o mechanicznych pająkach, które wabią do siebie ludzi, wprawiając ich w obłęd w czasie wędrówki, było niezwykle niepokojące.

Różnorodne tematyką, ale i nierówne poziomem

Nieraz pomiędzy opowiadania wkrada się poczucie nie do końca wykorzystanego potencjału. Na przykład Sylwia Chutnik w „Zapalnym stanie udręki” potraktowała obraz Różalskiego bardzo dosłownie. Jej opowiadanie wciąga czytelnika w spiralę sennych majaków i narkotycznych wizji. „Boży dłużnik” Anety Jadowskiej, choć przedstawiał się obiecująco, jest opowieścią zwyczajnie niedokończoną. Podtytuł „pierwsza część tryptyku tatarskiego” pozostaje wciąż nic nieznaczącym dopiskiem, jako że ciąg dalszy nigdy nie powstał.

Wreszcie „Nazwałem go Erzet” Aleksandry Zielińskiej, kolejne opowiadanie, w którym pojawiają się obdarzone świadomością maszyny, było zbyt krótkie i za mało wyraziste, by mogło poruszyć czułe struny. A była ku temu szansa, gdyż mieliśmy w nim dziecięcego bohatera, któremu towarzyszą jedynie pies i wspomnienie o zmarłym tacie.

Alternatywna wersja historii w realiach japońskich

Dwóch autorów wzięło na warsztat obrazy Różalskiego przedstawiające scenerię Dalekiego Wschodu. Efektem są dwa opowiadania silnie związane z Japonią – „Szpony smoka” Roberta J. Szmidta oraz „Imperium chmur” Jacka Dukaja. Niestety dużym mankamentem obu tych historii jest całkowity brak przypisów – odautorskich czy też redakcyjnych. Mnogość japońskich terminów dodaje kolorytu, ale jest przeszkodą w pełnym zrozumieniu tekstu.

Niemniej opowiadanie Szmidta po przebrnięciu przez pierwsze kilkanaście stron czyta się bardzo dobrze. W alternatywnej wizji Polski, będącej pod panowaniem japońskiego imperium, nie brakuje ironii, przewrotnego, nieraz kontrowersyjnego humoru i mrugnięć okiem do czytelnika. Bohaterowie dyskutują o nigdy niewyzwolonym potencjale pewnego austriackiego malarza, a także przeklinają imperium, pod którego butem dzieci czytują i rysują mangę zamiast polskiej literatury.

Kontynuacja „Lalki” na Dalekim Wschodzie

Jacek Dukaj miał na swoje opowiadanie jeszcze ciekawszy pomysł. „Imperium chmur” jest osobliwą kontynuacją „Lalki” Prusa, osadzoną w rozwijającej się Japonii w czasie epoki Meiji. Wydaje się, że Wokulski całkowicie zrezygnował już z Izabeli i postanowił raz jeszcze, w diametralnie inny sposób, zaangażować się w sprawy ojczyzny. Delegacja z Kraju, Którego Nie Ma, na czele z Wokulskim, proponuje Japończykom układ. Przekaże im opracowaną w sekrecie recepturę metalu lżejszego od powietrza doktora Geista, tak aby Japończycy mogli z tego wyjątkowego budulca stworzyć podniebną flotę. Zwiąże ona siły rosyjskie na Wschodzie, co pozwoli nieistniejącemu krajowi w Europie Środkowej wzniecić jeszcze jedno powstanie… i wreszcie zaistnieć.

Niezwykle długie opowiadanie, niepasujące właściwie do całego zbioru, z czasem rozrosło się jeszcze bardziej i zostało wydane jako odrębna powieść. „Imperium chmur” jest rodzajem literackiego eksperymentu, w którym autor podejmuje próbę napisania haiku prozą. Fascynację Dukaja kulturą japońską widać tutaj na pierwszy rzut oka i to w niemal każdym aspekcie. Należy to docenić, choć z drugiej strony utwór staje się przez to hermetyczny. Filolog japoński dostrzegłby w nim mnogość kontekstów, z których odczytałby znaczenia, jednak przeciętnemu czytelnikowi połowa z nich umyka. Można stwierdzić, że forma przerasta treść i autor za bardzo skupił się na języku kosztem fabuły i logiki. Tylko czy rzeczywiście można sformułować taki zarzut względem opowiadania, które w dużej mierze jest właśnie o języku (i o relatywizmie językowym)?

„Inne Światy” spaja niepowtarzalny klimat twórczości Jakuba Różalskiego. Styl poszczególnych autorów bywa bardzo różny, co rzutuje na odbiór poszczególnych opowiadań. I choć w niektórych trudno przebić się przez gąszcz kontekstów i obcych słów, to warto dać szansę tej antologii i przekonać się samemu, jak zadziwiający efekt może dać połączenie stylistyki historycznej i science fiction.

fot. Maria Lutkowska

Dodaj komentarz