Mistrz, mistrz Kolejorz!

Minęło siedem długich lat. Dla kibiców w Poznaniu to była cała wieczność. Lech Poznań zapewnił sobie ósmy tytuł mistrza Polski. Ten, ze względu na okoliczności, smakuje naprawdę wybornie.

„Kolejorz” od wielu lat zajmuje miejsce wśród najpoważniejszych kandydatów do zdobycia majstra, ale końcowy sukces zdarza mu się stosunkowo rzadko. Poprzednie rozgrywki zakończył dopiero na 11. miejscu w tabeli. Tym samym klub z tragicznym nastrojem wyczekiwał sezonu, w którym obchodzi swoje stulecie. Pod koniec zeszłorocznych rozgrywek Lech zatrudnił Macieja Skorżę, czyli trenera mistrzowskiej drużyny z 2015 roku. Władze „Dumy Wielkopolski” liczyły, że uda się powtórzyć tę wspaniałą historię i rzeczywiście tak się stało.

Lokomotywa jak rollercoaster

Ten sezon w wykonaniu Lecha był nieustanną drogą od nieba do piekła i z powrotem. Niebiesko-biali zafundowali swoim kibicom emocjonalny rollercoaster. „Kolejorz” zasiadł w fotelu lidera już w 3. kolejce i utrzymał pierwsze miejsce do końca roku kalendarzowego. Drużyna Macieja Skorży pokazała charakter w dwóch meczach z bezpośrednimi rywalami w walce o mistrzostwo. Najpierw przy Bułgarskiej udało się wyszarpać remis w spotkaniu z Pogonią Szczecin. Mimo gry w dziesiątkę, Lech wyrównał wynik w doliczonym czasie. Losy meczu udało się odwrócić również w Częstochowie, gdzie „Poznańska Lokomotywa” przegrywała już 0:2, by doprowadzić do remisu 2:2.

„Kolejorz” pokazywał siłę przede wszystkim w meczach na własnym stadionie. Dowodem jest pięć goli strzelonych z Wisłą Kraków, a także po cztery ze Śląskiem Wrocław i Wisłą Płock. W tamtym okresie Lech był bezsprzecznie najlepszą i najładniej grającą drużyną w Polsce. Zdarzały się też potknięcia w meczach, w których „Kolejorz” zdecydowanie dominował. Statystyka oczekiwanych goli w starciu ze Stalą Mielec wyniosła 4.16, a mecz zakończył się bezbramkowym remisem. W przypadku spotkania z Górnikiem Łęczna było to 2.68 i wynik 1:1. Ostatecznie na koniec roku kalendarzowego Lech miał na koncie 41 punktów, o cztery więcej niż Pogoń Szczecin i o sześć więcej niż Raków Częstochowa. Te trzy kluby niemal do końca rozgrywek walczyły o mistrzostwo.

Trudne początki jubileuszowego roku

Zimowy okres przygotowawczy Lecha przebiegał pod znakiem kontuzji i zakażeń koronawirusem. Maciej Skorża podkreślał na konferencjach prasowych, że miało to duży wpływ na przebieg przygotowań. Przełożyło się to na gorsze wyniki po wznowieniu rozgrywek. Lech stracił punkty już w pierwszym meczu z Cracovią, wypuszczając prowadzenie 3:1 i remisując ostatecznie 3:3. „Kolejorz” odpowiedział rozbiciem Bruk-Bet Termaliki Nieciecza aż 5:0, ale potem przegrał w Gdańsku z Lechią 0:1. Dwa potknięcia w trzech pierwszych meczach sprawiły, że w 22. kolejce lider trafił w ręce Pogoni. Szansę na zrehabilitowanie się dał Lechowi… terminarz, ponieważ w następnej kolejce „Poznańska Lokomotywa” pojechała do Szczecina. Po koncertowej drugiej połowie „Duma Wielkopolski” wygrała 3:0. To był jeden z kluczowych momentów sezonu.

Lech chciał pójść za ciosem i na przestrzeni kilku dni pokonać drugiego bezpośredniego rywala, Raków Częstochowa, jednak przy Bułgarskiej lepsi okazali się goście z Częstochowy. Gol Iviego Lopeza dosłownie i w przenośni uciszył stadion. Cała trójka kandydatów co kolejkę wymieniała się fotelem lidera. Potknięcia zdarzały się każdemu, ale trzeba jasno powiedzieć, że w tym sezonie czołówka ligi punktowała solidnie. Wszystkie trzy kluby przez większą część sezonu utrzymywały średnią w okolicach 2 punktów na mecz. W poprzednich latach zdarzało się tak, że nawet mistrz nie był w stanie osiągnąć takiej średniej. Nie ma więc mowy o żadnym wyścigu żółwi. Ten tytuł smakuje szczególnie, ponieważ trzeba było zrobić naprawdę wiele, żeby go zdobyć.

Finisz trzech prędkości

Istotnym momentem sezonu była 31. kolejka, w której doszło do bezpośredniego meczu Pogoni Szczecin z Rakowem Częstochowa. Portowcy prowadzili 1:0, ale Raków odrobił straty, wyszedł na prowadzenie i wywiózł kluczowe trzy punkty z województwa zachodniopomorskiego, praktycznie wypisując Pogoń z wyścigu o tytuł. Po tym meczu rozpoczęło się analizowanie małej tabeli, ponieważ to mecze bezpośrednie, a nie bilans bramek, decydują o pozycji w przypadku takiej samej liczby punktów. Raków i Lech mieli po 65 punktów (remis w pierwszym meczu bezpośrednim i wygrana Rakowa w Poznaniu), a Pogoń 62 punkty i najgorszy bilans meczów bezpośrednich. 

Z takiej pozycji Lech Poznań i Raków Częstochowa przystąpiły do finału Pucharu Polski, który miał być nie tylko meczem o puchar, ale też o przewagę psychologiczną przed  ostatnimi trzema meczami w Ekstraklasie. Raków ponownie pokazał, że ma patent na Lecha i wygrał 3:1, a kibice „Kolejorza” mieli już przed oczami najgorszy scenariusz, w którym ich klub zostaje z pustymi rękami na koniec sezonu. Zespół prowadzony przez Marka Papszuna jednak na własne życzenie przegrał mistrzostwo – najpierw zremisował z Cracovią 1:1, a następnie przegrał z Zagłębiem Lubin 0:1. 

W korespondencyjnym pojedynku Lech kontynuował niemal idealną końcówkę rozgrywek, wygrywając w Gliwicach z Piastem 2:1 po golu „króla” Mikaela Ishaka w 88. minucie meczu, a następnie pokonując w Derbach Poznania Wartę 2:1, która rozegrała świetną rundę rewanżową i w bohaterskim stylu zapewniła sobie utrzymanie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym w Polsce. „Kolejorz” wygrał aż 7 z ostatnich 8 meczów w lidze i dzięki porażce Rakowa zapewnił sobie spokój przed ostatnim meczem sezonu z Zagłębiem Lubin. Tego mistrza nikt już Lechowi nie odbierze. Oficjalne świętowanie rozpocznie się 21 maja. Majówka co prawda była zepsuta, ale maj kibice „Kolejorza” będą wspominać z uśmiechem na twarzy. Po kilku miesiącach napięcia fani z Wielkopolski wreszcie mogą odetchnąć, bowiem wyjątkowe, setne urodziny ich klubu będą szczególnie udane. Lech pokazał, że jest mocny nie tylko piłkarsko, ale też mentalnie.

Mistrzowskie powroty

Sukces nie byłby możliwy bez trenera Macieja Skorży, który przez rok zbudował mistrzowski zespół. Szkoleniowiec został najbardziej utytułowanym polskim trenerem w Polsce. Tegoroczne mistrzostwo to dla niego ósme trofeum w karierze (cztery mistrzostwa Polski, trzy puchary Polski i jeden Superpuchar Polski). W XXI wieku żaden inny trener nie wygrał Ekstraklasy tyle razy co on – dwa razy z Wisłą Kraków i dwa razy z Lechem Poznań (w 2015 roku i teraz).

Maciej Skorża nie był jedyną osobą, która wróciła na Bułgarską przed tym sezonem. W Poznaniu pojawiła się trójka piłkarzy pamiętających majstra z 2015 roku. Latem Lech potwierdził powrót Barry’ego Douglasa, a zimą „sprzyjające” okoliczności pozwoliły sprowadzić zza granicy dwóch wychowanków: Dawida Kownackiego i Tomasza Kędziorę. Obecna kadra Lecha jest jedną z najmocniejszych w historii klubu.

Nowy kapitan

Przed rozpoczęciem sezonu w Lechu Poznań doszło do zmiany kapitana. Funkcję Thomasa Rogne przejął Mikael Ishak. Szwed wiele razy pokazywał swoje cechy przywódcze, zwłaszcza w końcówce sezonu, kiedy zdobywał bramki w każdym z ostatnich czterech meczów. Kapitan Lecha nadal może zostać królem strzelców Ekstraklasy. Obecnie ma tyle samo goli co Ivi Lopez z Rakowa – 18. 

Mistrzowskie pożegnanie

W styczniu Lech Poznań potwierdził, że latem z klubu odejdzie Jakub Kamiński. VfL Wolfsburg zapłacił za wychowanka około 10 milionów euro, czym prawie wyrównał sprzedażowy rekord ligi. 19-letni skrzydłowy był ważną postacią zespołu. W 32 ligowych meczach strzelił 9 goli i 8 asyst. Wychowanek Lecha pożegna się z klubem w najlepszy możliwy sposób i pokazał, że ma papiery na granie w Bundeslidze.

Wiele mocnych punktów

Obok Mikaela Ishaka i Jakuba Kamińskiego nieoceniony był również wkład w grę ofensywną Joao Amarala. Portugalczyk wrócił do Lecha po wypożyczeniu. Wcześniej został odstawiony na boczny tor przez Dariusza Żurawia, ale w tym roku pokazał pełnię swoich możliwości. W 32 meczach strzelił 14 goli i zanotował osiem asyst. 

Siłę kadry Lecha pokazuje też liczba wyróżnień do nagród indywidualnych. Lech ma swoich przedstawicieli niemal w każdej formacji. Do nagrody dla najlepszego obrońcy nominowani zostali Bartosz Salamon (nieobecny w końcówce sezonu przez kontuzję), Antonio Milić oraz Joel Pereira. O tytuł pomocnika sezonu powalczą Jesper Karlstroem i Joao Amaral, a wśród napastników nie mogło zabraknąć nominacji dla Mikaela Ishaka. W piątce piłkarzy nominowanych do nagrody piłkarza sezonu znaleźli się dwaj ostatni, obok Iviego Lopeza (Raków), Kamila Grosickiego (Pogoń) i Josue (Legia).

Co dalej?

Przed Lechem kolejny niezwykle ważny sezon. Historia pokazała, że polskie kluby nie potrafią godzić gry w europejskich pucharach z ligą i zazwyczaj te pierwsze rozgrywki przekładają się na słabą dyspozycję w drugich. „Kolejorz” wreszcie zagra w eliminacjach do Ligi Mistrzów, choć nie będzie rozstawiony nawet w I rundzie. Najnowsza formuła rozgrywek znacznie ułatwia życie klubom zaczynającym grę od kwalifikacji LM, bo w przypadku przegranej mają zabezpieczenie w postaci gry w Lidze Europy lub Lidze Konferencji Europy. 

Lech musi wyciągnąć wnioski z poprzednich lat i przygotować kadrę do gry na trzech frontach, poprzez dobrze przeprowadzone letnie okno transferowe. Odejście Jakuba Kamińskiego jest już przesądzone, więc „Kolejorz” musi zrobić wszystko, by nie stracić żadnej innej gwiazdy.

Dodaj komentarz