Niedzielne Grand Prix Belgii Formuły 1 zapowiadało się naprawdę interesująco. Przewidywano deszcz oraz spodziewano się emocji związanych z walką najlepszych kierowców na świecie.

Jednak chyba nikt nie spodziewał się jakiej farsy świadkami będziemy…

Weekend przeklęty z góry

Weekend wyścigowy o GP Belgii na torze Spa-Francorchamps jest ważny dla kibiców F1 nie tylko ze względu na historię tego wyścigu. Jest to także pierwszy wyścig po przerwie letniej, rozpoczynający decydującą połowę mistrzostw świata. Jak się jednak okazało, ten weekend od początku mierzył się z olbrzymimi kłopotami. Zaczęło się od piątku i poważnego wypadku w towarzyszącej Formule 1 serii wyścigowej W Series. W zakręcie Eau Rouge zderzyło się łącznie 6 zawodniczek po tym, jak na torze zaczęło padać. Wypadek wyglądał przerażająco, na dodatek jedna z zawodniczek dachowała, a w jej stojący w poprzek toru samochód uderzyła inna uczestniczka zawodów. Na szczęście nikomu się nie stało.

Ten sam zakręt znów „zaatakował” w sobotę podczas kwalifikacji do Formuły 1. Startujący dla zespołu McLarena Lando Norris stracił panowanie nad swoim bolidem i rozbił się na tym zakręcie. Następnie odbił się od ściany, wykonał kilka obrotów i zatrzymał się po drugiej stronie drogi. Na szczęście Norrisowi nic się nie stało, a pozostali kierowcy byli zbyt daleko, by któryś z nich uderzył w stojący samochód Norrisa. Sami kierowcy z kolei chwilę wcześniej skarżyli się na słabe warunki podczas sesji. Wielu z nich miało problem, by nawet utrzymać się na prostej. Z tego powodu przerwano kwalifikacje, aby pogoda nieco się uspokoiła oraz żeby porządkowi uprzątnęli rozbitego McLarena. Ostatecznie po wznowieniu kwalifikacji zwycięzcą został Max Verstappen (Red Bull), zaś pierwszą trójkę dopełnili George Russell (Williams) oraz Lewis Hamilton (Mercedes).

Niemiłe złego początki

Wielu kibiców cieszyło się na myśl o deszczowym wyścigu, jednak chyba nikt nie spodziewał się ulewy, jaka spadła na tor Spa-Francorchamps. Od rana kłopoty miały inne serie towarzyszące Formule 1: Formuła 3 oraz Porsche Supercup. Dodatkowo z godziny na godzinę zapowiadano coraz mocniejsze opady, których apogeum miało nastąpić w trakcie wyścigu F1. Tak też się stało.

Jeszcze przed startem wyścigu Sergio Perez (Red Bull) rozbił swój samochód w trakcie dojazdu na pola startowe. Z tego też względu jego pole startowe zostało puste i oficjalnie meksykański kierowca nie mógł ruszyć do wyścigu o godz. 15:00. Wyścig natomiast nie ruszył o planowanej godzinie – sędziowie podjęli decyzję o przesunięciu startu o 10 minut, jednak ze względu na brak poprawy pogody start coraz bardziej opóźniano. Ostatecznie kierowcy ruszyli do okrążenia formującego pół godziny po planowanym starcie. Jak meldowali kierowcy, przyczepność nie była zła, jednak problemem był zupełny brak widoczności spowodowany strugami wody unoszącymi się za samochodami. 

Niedzielna farsa

Ostatecznie zdecydowano się na zawieszenie procedury startowej. Kierowcy zjechali do alei serwisowej i rozpoczęło się oczekiwanie na poprawę pogody, która nie nadeszła. W tej sytuacji widzowie mogli zobaczyć niecodzienne obrazki z toru: tańczących kibiców na trybunach, kierowców Ferrari grających w szachy na telefonach czy śpiącego Lando Norrisa, który zdawał się przeczuwać, że nic z tego wyścigu nie będzie. Jednak wówczas na jaw wyszła także nieudolność sędziów oraz… brak znajomości regulaminu dyrektora wyścigowego Michaela Masiego. Red Bull bowiem zainteresowany był przywróceniem do rywalizacji Sergio Pereza, którego samochód ostatecznie udało się naprawić. Masi, zapytany przez jednego z inżynierów Red Bulla o to, czy to w ogóle możliwe odpowiedział… że nie wie i musi sprawdzić to w regulaminie! Ostatecznie uznano, że Perez może wrócić do wyścigu pod warunkiem startu z ostatniego miejsca. 

Dodatkowym problemem zaczęła być kwestia czasu, gdyż zgodnie z zasadami wyścig może trwać maksymalnie 3 godziny od planowanej godziny startu. Oznaczało to, że o 18:00 należy zakończyć wyścig. Jednak sędziowie na godzinę przed końcem przypomnieli sobie o furtce prawnej zezwalającej im na zatrzymanie zegara, czego nie zrobiono o godz. 16:00, kiedy kierowcy zjechali do alei serwisowej. Z czasem każdy był już zmęczony tą sytuacją. Kierowcy oraz moknący od czterech godzin kibice czekali na ostateczną decyzję sędziów. Mogli odetchnąć z ulgą, gdy chwilę po 18:00 podjęto decyzję o restarcie do wyścigu za samochodem bezpieczeństwa ok. 18:20. Jednak to, co wydarzyło się po restarcie, przerosło granice absurdu. Aby uznać wyścig za ważny i przyznać chociażby połowę punktów, należy przejechać dwa okrążenia. Dlatego też kierowcy przejechali za samochodem bezpieczeństwa dwa okrążenia, po czym zatrzymano wyścig oraz przyznano połowę punktów. Kolejność, w jakiej kierowcy ukończyli kwalifikacje, przełożyła się bezpośrednio na wyniki wyścigu: pierwsze miejsce zajął więc Verstappen, drugie Russell, a trzecie Hamilton. Jedyną zmianą względem początkowego układu stawki było ukaranie Lance’a Strolla (Aston Martin) za zabronioną przepisami wymianę tylnego skrzydła, za co spadł z 18. na 20. miejsce.

Czy można było tego uniknąć?

Było to chyba najgorsze z możliwych rozwiązań – kierowcy zostali właściwie nagrodzeni za to, że przejechali dwa kółka za samochodem bezpieczeństwa (za nim nie wolno się wyprzedzać). Stratni byli także kibice, gdyż formalnie nie mogą się teraz ubiegać o zwrot pieniędzy, ponieważ „wyścig” się odbył, mimo iż nie zobaczyliśmy żadnej walki na torze. Czy sędziowie mogli podjąć inną decyzję? Tak. Lepszym wyjściem mogło być całkowite odwołanie wyścigu oraz zwrot pieniędzy, co pozwoliłoby FIA (organizacji sędziowskiej) oraz samej Formule 1 wyjść z tej sytuacji z twarzą. Innym rozwiązaniem, choć nieco bardziej ryzykownym, byłoby rozpoczęcie rywalizacji za samochodem bezpieczeństwa oraz przejechanie za nim kilku okrążeń tak, aby odprowadzić chociaż część wody poza tor. Za tym rozwiązaniem optował, chociażby Max Verstappen. 

Niektórzy zaczęli także wspominać o możliwości rozegrania wyścigu w poniedziałek, jednak problemem były niemal równie deszczowe prognozy pogody oraz brak wystarczającej liczby porządkowych, którzy pracują na torze jako wolontariusze, a na co dzień mają etaty w innych miejscach pracy. Dodatkowym problemem jest także kolidujące GP Holandii, które rozpocznie się w kolejną niedzielę.

Sytuacja podczas Grand Prix Belgii przyczyniła się jednak do rozpoczęcia dyskusji o przepisach, a sama Formuła 1 zapowiedziała, że wprowadzone zostaną odpowiednie poprawki do regulaminu, aby taka sytuacja się nie powtórzyła.

GP BELGII – WYNIKI

  1. Max Verstappen (Red Bull) +12.5 pkt
  2. George Russell (Williams) +9
  3. Lewis Hamilton (Mercedes) +7.5 pkt
  4. Daniel Ricciardo (McLaren) +6
  5. Sebastian Vettel (Aston Martin) +5
  6. Pierre Gasly (AlphaTauri) +4
  7. Esteban Ocon (Alpine) +3
  8. Charles Leclerc (Ferrari) +2
  9. Nicholas Latifi (Williams) +1
  10. Carlos Sainz Jr (Ferrari) +0.5
  11. Fernando Alonso (Alpine)
  12. Valtteri Bottas (Mercedes)
  13. Antonio Giovinazzi (Alfa Romeo)
  14. Lando Norris (McLaren)
  15. Yuki Tsunoda (AlphaTauri)
  16. Mick Schumacher (Haas)
  17. Nikita Mazepin (Haas)
  18. Kimi Raikkonen (Alfa Romeo)
  19. Sergio Perez (Red Bull)
  20. Lance Stroll (Aston Martin)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *