„Nie ma jak lata 20., lata 30.”, czyli o tym, jak było przed wojną

Teatr Muzyczny coraz mniej kojarzy się z operetkową aurą. Dziś to bardziej kolejna forma inteligentnej rozrywki, która często proponuje metaforyczną lekcję historii w przyjemnym wydaniu. „Pippin”, „Irena” czy „Evita” to tytuły spektakli z nutką historii. Pośród nich znajduje się też spektakl ,,Nie ma jak lata 20., lata 30.’’, który od 2015 roku w swoim repertuarze oferuje Teatr Muzyczny im. Tadeusza Łomnickiego w Poznaniu. Czy jednak i on jest tak porywający jak pozostałe historyczne produkcje tego teatru?

,,Nie ma jak lata 20., lata 30.’’ to spektakl, którym ,,rządzą’’ piosenki z okresu XX-lecia międzywojennego. Są to najczęściej utwory z warszawskich kabaretów czy tak zwane piosenki poetyckie. Wśród autorów ich tekstów pojawiają się choćby Julian Tuwim, Władysław Szlengel czy Marian Hemar. Melodie żywo grane przez teatralną orkiestrę komponowane były przez Henryka Warsa czy Jerzego Petersburskiego. Choć stylistyka utworów jest z pewnością zmieniona na nieco bardziej współczesną, to bez problemu można rozpoznać je jako te z dawnych lat. Pośród aż 23 tytułów pojawiających się w spektaklu można posłuchać choćby ,,Jesiennych róż’’, ,,Ostatniej niedzieli’’ czy ,,Sex appealu’’, który przewrotnie został wykonany nie przez kobietę, a przez świetnego aktora komediowego ubranego w kobiecy, ponętny strój, czyli Włodzimierza Kalembę. Obok niego na scenie obserwować można też aktorki o naprawdę ciekawych barwach głosu, czyli Joannę Horodko (w roli Hanki Ordonówny) czy Lucynę Winkel (w roli Zuli Pogorzelskiej i Lody Halamy). Obie panie wypadły znakomicie, doskonale kontrastując ze sobą postacie ckliwej Hanki i nieco cynicznej Zuli. Mniej wyraziście zaprezentowali się pozostali aktorzy: Jarosław Patycki i Łukasz Brzeziński, którzy pomimo pięknych głosów, nie pokazali wielkiego kunsztu wokalnego, za to lepiej wypadali w prozaicznych żartach. Na olbrzymie brawa zasłużył z kolei Wiesław Paprzycki, który wykonał znaną na całym świecie, rozpowszechnioną przez Chaplina piosenkę o postaci Hitlera ,,Ten wąsik, ach ten wąsik’’. Przy jej wykonaniu z pewnością można było zarówno uśmiać się do łez, jak i przestraszyć się widma dyktatury Adolfa Hitlera. 

Gra aktorska była wobec tego naprawdę dobra – pytanie tylko, czy sam scenariusz był dostatecznie zabawny. Jego autor – Marek Groński, starał się jak mógł, by powiązać teksty z lat dawnych z nowszymi tendencjami i przy okazji rozbawić publikę. W ramach sfabularyzowania tych utworów wymyślił parę dosyć obmierzłych oszustów, udających filmowców, którzy to, organizując casting do nowego obrazu kinowego, mają nadzieję zarobić na tym dużą kasę. O ile pomysł może miał szansę być zabawny, o tyle wykonanie nie wyszło raczej tak dobrze, jak się spodziewano. Na sali nieczęsto było słychać śmiech, a sama fabuła spektaklu niespecjalnie przypominała dobry kabaret, pomimo starań aktorów. Na dodatek wątek „filmowy” nie zostaje spuentowany, a finałowy śpiew „Bo cały Pozna” wydaje się sztucznie doklejonym na zakończenie dodatkiem.

Największą wbrew pozorom atrakcją przedstawienia okazał się być jego program, który we wspaniałej oprawie plastycznej przygotowała Katarzyna Liszkowska. Z ilustrowanego projektu można się dowiedzieć co nieco o nieznanej przeszłości kabaretowej Poznania, a to zdaje się być naprawdę wartościową wiedzą, bo choć o kabarecie warszawskim czy krakowskim mówiono wiele, o tyle o tym poznańskim zwykle wciąż nie wiemy nic. Może warto potraktować to jako dobry pretekst, by pójść do teatru i, pomimo nieco odmiennego od założonego charakteru, obejrzeć spektakl w reżyserii Artura Hofmana, z choreografią Pauliny Andrzejewskiej i kostiumami Barbary Andrys i Honoraty Krygier.


Źródło zdjęcia: fot. A. Ożarowska, https://teatr-muzyczny.pl/spektakle/nie-ma-jak-lata-20-lata-30/10#lg=gallery&slide=1.

Dodaj komentarz