Terapeutyczna podróż w poszukiwaniu bogini Tybetu – recenzja filmu „Duch Śniegów”

Z pozoru jest to zwykły film przyrodniczy, który po dłuższym zapoznaniu prezentuje nam swą głębszą wartość, opowiadającą o oderwaniu człowieka od przyrody i teorii poznania.

Seans zmusza nas do refleksji nad przemijalnością, pięknem oraz siłą przyrody, która pozostaje w ukryciu, lecz jest cały czas obecna.

Dysharmonia ludzkości

Według teorii socjalizacji Talcotta Parsonsa my, jako reprezentanci ludzkiego gatunku, dążymy do uzyskania społecznej akceptacji. Bardzo silnie polegamy na szacunku i tolerancji innego człowieka. Z kolei Bertrand Russell sądził, iż nasze uwarunkowania psychiczne, w przeciwieństwie do nabytej wiedzy, nie różnią nas tak bardzo od ludzi sprzed tysięcy lat, kierujących się takimi samymi instynktami. Jedno jest pewne – kształt ludzkiej rzeczywistości i życia człowieka znacząco się zmienił, co również wpłynęło na zmianę naszych warunków. Ewoluowaliśmy. Sfera cyfryzacji i technologii popycha nas głębiej w bezgraniczną przestrzeń, coraz bardziej odrealnioną i pozbawioną prawdziwości i naturalności. W jakim kierunku kroczymy jako ludzkość? Naturalne rezerwaty, będące domem dla wielu osobliwych gatunków fauny i flory są zastępowane miejskimi dżunglami, zbudowanymi z cementu i asfaltu. Idziemy coraz dalej i wyżej, nie bacząc na konsekwencje, jakie możemy ponieść w niedalekiej przyszłości. Parsons głosił akceptację i szacunek, Russell podkreślał macierzystość naszego instynktu, lecz wszystko to zanika, kiedy jest mowa o stosunku człowieka do natury. Nie byliśmy Panami świata, a Ziemia naszym sługą. Przez tysiące lat człowieczeństwo, przyroda i bogowie żyli w harmonii i w zgodzie. Kiedy to się tak drastycznie zmieniło?

Wkraczając do królestwa

Nad tym pytaniem zastanawiali się również dwaj mężczyźni: fotograf Vincent Munier oraz pisarz Sylvain Tesson, którzy postanowili wyruszyć na wyprawę po górach i dolinach Tybetu. Wielu podróżników przybywa w te rejony wyłącznie w celu zdobycia szczytów, w pośpiechu i bez większego zastanowienia się nad otaczającą ich przyrodą. Niewielu potrafi dostrzec jej enigmatyczność, skrywającą największe skarby dzikiej natury, które przez większość czasu pozostają niedostępne dla ludzkiego wzroku. Magiczne pustkowia, z pozoru niezamieszkałe, są tak naprawdę miejscem tętniącym życiem i oazą spokoju dla mieszkańców czujnie obserwujących przybyszy odwiedzających ich królestwo. Królestwo, którego strzeże niezwykle tajemnicza i jedyna w swoim rodzaju władczyni – dostojna, wzbudzająca respekt oraz nieuchwytna pantera śnieżna. Zaobserwowanie irbisa śnieżnego w autentycznym środowisku jest bardzo trudne, dlatego często bywa on przez lokalne społeczności nazywany Duchem Gór, bądź Duchem Śniegów. Także ci, którym wystarczy odrobina pokory, cierpliwości i hartu ducha mają szansę zarówno na spotkanie tej pięknej istoty, jak i odkrycie najbardziej terapeutycznego i idyllicznego „końca świata”.

„Nigdy nie jesteśmy sami”

Jeden z bohaterów filmu dokumentalnego zatytułowanego „Duch Śniegów” jest profesjonalnym fotografem specjalizującym się w uwiecznianiu przyrody i plenerów, dlatego jako europejski ambasador firmy Nikon otrzymał zgodę i fundusze na tę wymarzoną ekspedycję, zapraszając na nią pisarza Sylvaina Tessona. Była to bardzo niepewna i nieprzewidywalna podróż, której celem było ujrzenie pantery śnieżnej w całej jej okazałości. Sam pisarz powiedział, że podążanie za tropem irbisa to jak poszukiwanie Świętego Graala, dlatego podróżnicy zdawali sobie sprawę, jak trudne może być zrealizowanie tego „spotkania”. Spędzali dnie i noce na obserwowaniu odległych górskich pejzaży, w międzyczasie dokumentując na swych kliszach pozostałych rezydentów tego odległego dla ludzi terytorium: stado nahurów górskich, lisa tybetańskiego, chmarę jeleni czerwonych, antylopy tybetańskie, niedźwiedzia tybetańskiego czy pleszkę chińską. Zwierzęta goszczą i karmią przybyszy panoramą bujnej i bogatej przyrody, a ludzie z należytym szacunkiem odnoszą się do ich „Edenu”. Po kilkunastogodzinnych obserwacjach natury nasuwają im się niesamowite wnioski – przez wiele lat celem dla nich było podróżowanie po całym świecie by uchwycić jak najwięcej momentów w jak najszybszy sposób. Dopiero podczas wizyty u „Tybetańskich książąt i księżniczek” zdali sobie sprawę, ile tracą na eksploracjach odbywających się w ciągłym biegu. Dało im to do zrozumienia, że my, jako ludzkość, nigdy nie jesteśmy sami i zawsze jesteśmy obserwowani przez rzędy niewidocznych dla człowieka ognistych oczu. Ten świat przygląda się naszym ruchom, natomiast skały pieczołowicie wytężają zmysł słuchu. Prawdziwa natura pozostaje w ukryciu, lecz jest przez cały czas obecna.

Wśród kojących pustkowi

Sam film jest wzbogacony o malownicze krajobrazy urzekające swoją magicznością, które możemy dostrzec na obiektywach szerokokątnych, prezentujących odległe górskie pejzaże, jak i na zwykłych kamerach bez przerwy obecnych przy głównych bohaterach. Daje to wrażenie poczucia zaprezentowanego środowiska własnymi zmysłami, dzięki czemu doświadczamy wyrazistej bliskości z naturą. Stajemy się częścią ekosystemu, budzimy z ciągłej stagnacji rewiry naszych pierwotnych instynktów, które już dawno zatraciliśmy jako gatunek ludzki. Samo spotkanie z fauną i florą nabiera wymiaru egzystencjalnego i filozoficznego, ponieważ niczym pustelnicy szukamy sensu życia, kontemplując pośród szeleszczącego wiatru i kropli deszczu z pluskiem uderzających o otaczającą nas roślinność. To tutaj możemy odnaleźć wewnętrzną prawdę i autentyczne oblicze własnej świadomości.

Zachwyt przez łzy

Z pozoru jest to zwykły film przyrodniczy, ukazujący wędrówkę dwóch fotografów poszukujących bogini tego raju, czyli pantery śnieżnej. Po dłuższej obecności podczas tego spektaklu uświadamiamy sobie, że sama historia ma głębszy wymiar, pełniący funkcję eseju o oderwaniu człowieka od przyrody i teorii poznania. Ta podróż zmusza nas do refleksji na temat przemijalności, piękna, a także potęgi przyrody. Przy doświadczaniu tej przygody pomaga nam muzyka w reżyserii Nicka Cave’a  i Warrena Ellisa, idealnie skomponowana do zaprezentowanego na wielkim ekranie dzikiego świata, przepełnionego różnorodnymi formami życia. Sama ścieżka dźwiękowa stanowi jeden z najbardziej serdecznych i przejmujących projektów w całym ich dorobku muzycznym. Na temat powstawania tego albumu Warren wypowiedział się w następujący sposób: „jest coś takiego poruszającego i głębokiego w tym filmie, co przyciąga widza. Po jednym dniu zdałem sobie sprawę, że chcę zrobić wszystko, by skomponować całą oryginalną ścieżkę dźwiękową. Film zasługiwał na swój własny muzyczny głos. Zarezerwowałem pięć dni i zapytałem Nicka, czy mógłby przyjechać na jeden dzień, żeby napisać piosenkę przewodnią i zagrać na pianinie. Zobaczył film i został na cztery dni”.

Ostatecznie stworzyli projekt opus magnum, składający się z doświadczeń, emocji i rozmyślań, jakie wynieśli po obejrzeniu tego seansu. Gwiazdami są zwierzęta w całej swojej dzikiej chwale, w takiej postaci, w jakiej nigdy wcześniej ich nie widzieliśmy oraz człowiek w pełnej czci i zdumienia postawie. Dlatego zróbmy to samo, co muzycy czy podróżnicy i pomyślmy o dziewiczych kniejach i ich dumnych mieszkańcach, pilnujących swojego domu. Poobserwujmy nasze okoliczne lasy, parki i rozległe pejzaże, składające się z naszych rodzimych „ognistych oczu”. I uszanujmy natury dumę.  

Dodaj komentarz