Nowy rok, nowy ja

Od kiedy pamiętam, uchodziłem za konsekwentną osobę. W przedszkolu dojadałem do końca każdą zupkę. Jako młodzieniec, nawet gdy opadałem z sił, finiszowałem każdy maraton czy sztafetę.

Postanowiłem również na upartego kontynuować rodzinną tradycję i ku powszechnemu zdziwieniu – zostałem zegarmistrzem. Tik-tak, tik-tak. Bim-bam-bom. Nie ma dnia bez tych dźwięków. Wtóruje im również bum-bum, czyli bicie mojego serca. Mój zegar biologiczny synchronizuje się z pozostałymi czasomierzami.

Od zawsze byłem również bardzo punktualny. Potrafiłem nakrzyczeć na każdą dziewczynę, która spóźniła się na randkę. Mówiłem wtedy, że przydałby się jej dobry zegarek. Nieczęsto chodziłem na randez-vous.

W dzieciństwie miałem też niewielu kolegów. Drwiono ze mnie i przezywano „Gerwazy”, bo uczyłem się nastawiać zegary. Śmiano się również z moich drobnych, kościstych dłoni. Wypadałem kiepsko w osiedlowych bójkach.

Dziś wiem, że to dzięki moim długim, chudym palcom łatwiej mi wykonywać precyzyjną robotę. To prawdziwe błogosławieństwo. Jestem niczym chirurg. Ręce nigdy nie mogą mi zadrżeć, gdy grzebię w mechanizmie. Nie z takim stażem i doświadczeniem. Nie za taką kasę. W końcu czas to pieniądz.

***

Bim-bam-bom. Tik-tak. Cyk… Kuku-kuku! Budzą mnie moje maleństwa: zegar zabytkowy kurantowy, z kukułką, wodny, atomowy, wielki wahadłowy i elektroniczny. To wielki dzień. Zabawa sylwestrowa w moim mieszkaniu. I to nie z byle kim. W końcu z godnym mnie towarzystwem.

Tyle do roboty, a tak mało czasu, którego ulotność wytyka mi każdy z moich tykających przyjaciół. Uwijam się jak mrówka. Obieram krewetki. Poleruję porcelanę. Ścielę obrus. Składam serwetki, aby przyjęły kształt flamingów. Prasuję koszulę. W międzyczasie sprawdzam godzinę. Z każdą czynnością robię to coraz częściej. Zaczynam nerwowo krzątać się po salonie… Niedługo powinni już być.

Tik-tak. Tik-tak. A ich wciąż brak. Karygodne. Czekam, siedząc na kanapie. Stukam nerwowo palcami o stół. Na pewno nie zepsuły im się zegarki, bo to ja je ostatnio reperowałem. Spoglądam zamyślony w sufit. Zaczynam liczyć owce w akompaniamencie zegarów. W tym czasie stygnie jedzenie. Tak powoli w tym fotelu się starzeję.

Kuku-kuku. Wybiła dziewiąta – mickiewiczowska godzina miłości. A ja nie mam nawet do kogo gęby otworzyć. Włączam radio. W ciemności obejmuję stary zegar wahadłowy i bujam się raz w lewo, raz w prawo.

***

Wreszcie są. Z tymi niewinnymi uśmieszkami. Z podarunkami w torbach. To ludzie na stanowiskach, więc ich zdaniem powinienem się cieszyć, że w ogóle zaszczycili mnie swoją obecnością. Tym razem postaram się nie krzyczeć. Chociaż ja mam dobre maniery.

Prowadzę ich do salonu. Ich uwagę przykuwa francuski zegar kominkowy rokoko. Niech patrzą, ale nie dotykają. Dalej stoi oryginalna klepsydra z Egiptu. Robi na nich wrażenie. Jednak zbyt wielkie, bo pewna pani nie potrafi trzymać rąk przy sobie, podnosi klepsydrę… i ją upuszcza. Moje dziecko rozbite na małe kawałeczki tak, jak moje serce.

– Nic się nie stało pani prokurator – wykrztusiłem. A ona w odpowiedzi, że … z niej niezdara; przykro jej; odkupi mi… Nie biorę innej możliwości pod uwagę.

Pora coś zjeść. Pewnie są zmęczeni tym sianiem zamętu. Siadamy na kanapie. Próbuję się rozchmurzyć, ale jakoś trudno mi to przychodzi. Inicjatywę przejmuje generał. Bawi nas opowiastką o swoich licznych, niedotrzymanych postanowieniach noworocznych. Nie spodziewałbym się po nim takiego słomianego zapału…

Ożywia się reszta towarzystwa. Rozpoczynają się zwierzenia o tym, co każdy chciałby zmienić w swoim życiu. Sam nie wiem, czy chwalą się, czy żalą. Słucham w milczeniu o dietach, siłowniach, papierosach, pracoholizmie etc. Nagle do moich uszu dobiega, że ze mnie sztywniak i gbur, bo się nie włączam zgrabnie do konwersacji. Podobno brak mi poczucia humoru.

No nie, muszę coś odpowiedzieć, żeby wyjść z twarzą. Jakoś tak żartobliwie. W tej tematyce postanowień. Za chwilę wielkie odliczanie. Myśl! Szybko! Prędzej!

– Nowy rok, nowy ja – wykrztusiłem z siebie ten tani tekścik i wziąłem kieliszek do ręki.

…10, 9, 8, 7, 6, 5, 4, 3, 2, 1… Cóż za zgiełk – salwa fajerwerków, połączona z okrzykami, piskami moich gości oraz z biciem, kukaniem, tykaniem, dzwonieniem ponad stu zegarów.

Zaczyna mi szumieć w głowie. Dotykam swojej twarzy i czuję, że coś jest nie tak. Podbiegam do lustra. Obraz lekko się rozmazuje. Moje włosy rosną jak szalone i robią się kręcone. Moja skóra ciemnieje. Mój brzuch pęcznieje. Nos się wydłuża. Podbródek się wysuwa. Przerażony spoglądam na swoje dłonie. Stały się niedorzecznie wielkie i niezgrabne. Palce przypominają serdelki. Zmieniłem się nie do poznania!

– Naprawdę jesteś konsekwentną osobą – powiedział jeden z gości.

***

Musiałem zrezygnować z profesji zegarmistrza przez moje gigantyczne łapska i słaby wzrok. Straciłem wszystkie kontakty. Od kilku miesięcy nie mogę znaleźć sobie pracy. Obecnie wiodę żywot pustelnika. Mam mnóstwo czasu na wymyślenie kolejnego noworocznego postanowienia.

Dodaj komentarz