Kochamy obrzydliwie bogatych

Po pięciu latach i czterech sezonach „Sukcesja” dobiegła końca.

28 maja obejrzeliśmy ostatni odcinek i w końcu poznaliśmy odpowiedź na pytanie, które wszyscy zadawali sobie od początku – „Kto zostanie następnym CEO?”. Czy dla „Sukcesji” to rzeczywiście dobry moment, by z serialowej sceny zejść?

Rodziny Royów raczej nie trzeba przedstawiać. W ciągu ostatnich pięciu lat członkowie rodu ugruntowali swoją pozycję egoistycznych, obrzydliwie bogatych ludzi, kierujących się co najmniej wątpliwymi zasadami moralnymi. Temu wszystkiemu przewodzi Logan Roy – król globalnej, mediowej korporacji z trzecią już żoną, Marcią, u boku. Czwórka jego dorosłych dzieci – Kendall, Roman, Siobhan/Shiv oraz Connor od pierwszego sezonu grają z ojcem w kotka i myszkę, próbując uszczknąć sobie choć trochę władzy – każde z rodzeństwa w inny sposób. Serial HBO autorstwa Jessego Armstronga już od 2018 roku zgarnia nagrodę za nagrodą i obecnie ma już ich na koncie kilkanaście. „Sukcesja” nieustannie utrzymuje wysoki poziom, a finałowy sezon bez wątpienia nie jest tu wyjątkiem. 

Wesele

„Connor’s wedding” – tak brzmi tytuł odcinka, który burzy w „Sukcesji” wszystko, co do tej pory było nam znane. Logan Roy umiera podczas podróży prywatnym samolotem, w otoczeniu swoich najbliższych doradców oraz Toma, męża Shiv. To właśnie on dzwoni do rodzeństwa, kiedy ich ojcu próbuje się jeszcze przywrócić funkcje życiowe. Przy telefonie są Shiv, Roman i Kendall (dopiero później dołącza Connor), widzimy na zmianę ujęcia z pokładu samolotu i pokoju z gośćmi weselnymi gdzieś w tle. Kamera nie pokazuje jednak samego Logana. Tom opisuje co się dzieje, ale tak naprawdę wiemy dokładnie tyle, co troje rodzeństwa. Nauczeni podejrzliwości wobec jakichkolwiek komunikatów wypowiadanych w serialu, myślimy sobie „czy to blef?”. Powiedzmy sobie szczerze – bohaterzy byliby do tego zdolni. Ta scena niezaprzeczalnie należy do najgenialniejszych w tym sezonie. W tamtym momencie każdy podzielał myśli i emocje Kendall, Shiv i Romana. Stres, szok, niedowierzanie, podejrzenia, „czy to na pewno Logan?”. Nie wydaje mi się, by kiedykolwiek wcześniej w serialu pojawiła się scena, w którą moglibyśmy się aż tak zaangażować. Sarah Snook (Shiv), Jeremy Strong (Kendall) oraz Kieran Culkin (Roman) aktorsko wycisnęli ją do ostatniej kropli. Dynamika ulegała błyskawicznym zmianom, w zależności od tego, kto akurat przejmował telefon i „mówił” do umierającego Logana. Podczas pogrzebu ojca Strong i Culkin dali równie dobry popis swoich umiejętności. Culkin – odgrywając kompletnie załamanego syna, który nie miał już siły udawać cwaniaka po śmierci Logana, Strong – zastępując zdruzgotanego brata i wygłaszając za niego szczerą przemowę.   

Obleśni bracia

Nie sposób zwięźle omówić wszystkich aktorskich osiągnięć czwartego sezonu „Sukcesji”, ponieważ obsadzie, standardowo, nie można niczego zarzucić. Jednak na szczególną uwagę na pewno zasługują „obleśni bracia”, czyli Tom i Greg, których relacja z sezonu na sezon ewoluowała w bardzo różnych kierunkach. Na przełomie trzeciego i czwartego sezonu wymyślili dla siebie tę właśnie nazwę, odzwierciedlającą ich specyficzne, choć pozytywne, uczucia względem siebie. Patrząc na serial jako całość, kuzyn Greg jest zapewne jedyną postacią, która przeszła tu jakąś przemianę. Oczywiście dalej zachowuje swój niezręczny styl bycia, ale nabiera też trochę pewności siebie i ostatecznie zdarza się, że jego działania lub wypowiedzi są brane pod uwagę przy podejmowaniu biznesowych decyzji. Niewątpliwie środowisko bogaczy też go w pewien sposób zepsuło – ale z relacji z Royami nie można wyjść obronną ręką. Po scenach Nicholasa Brauna (Greg) z Matthew Macfadyenem (Tom) często nie wiadomo czego się spodziewać – wybuchów gniewu, absurdalnych i błyskotliwych wyzwisk, obleśnych komentarzy, czy niezręcznych interakcji. Ta nieprzewidywalność to zdecydowany atut. 

Kocham was, ale nie jesteście poważnymi ludźmi 

Czwarty sezon „Sukcesji” trzyma się wypracowanego schematu. Mamy rodzinne podchody, spiskowanie, dużo biznesowych negocjacji (niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie zgubił się w tym biznesowym żargonie), a przede wszystkim, walkę o władzę. Bardziej zaciętą niż kiedykolwiek. Tak jak trzy pierwsze sezony pochłonęłam w błyskawicznym tempie i bez grama znużenia, tak sezon czwarty momentami tracił moje zainteresowanie. Może właśnie ze względu na wspomniane schematy – mieliśmy już okazję bardzo dobrze poznać konstrukcję „Sukcesji” i jej bohaterów, nie znaliśmy teraz tylko efektu końcowego. Jednak były to sporadyczne momenty, bo czwarty sezon idealnie domknął i podsumował losy rodziny Royów. Gdyby ponownie obejrzeć pierwszy odcinek pierwszego sezonu, zapewne nikt nie zgadłby, że sukcesorem Logana Roya zostanie Tom Wambsgans. Nie Kendall, Shiv, Roman czy nawet Connor.

Ostatni sezon, szczególnie po śmierci ojca, zmienił się dla rodzeństwa w plac zabaw. Obserwowaliśmy, jak kierowani swoim ego, podejmują najmniej racjonalne decyzje, zwalniają pracowników, gdy tylko mają taki kaprys, podstawiają sobie nogi i desperacko próbują udowodnić, że to właśnie oni są najbardziej gotowi, by zasiąść na tronie Waystar Royco. W jednym momencie widzimy ich trójkę (Connor nadal pozostawał raczej na uboczu) w szczytowej formie, pewnych siebie i  gotowych do działania, a w drugiej obserwujemy kolejne załamanie Kendalla, ogromną kłótnię Shiv z Tomem i Romana, który na pogrzebie ojca płacze jak dziecko i nie może się opanować. Niełatwo przyznać, że rodzic miał rację, ale w tym przypadku, nawet pośmiertnie, ta racja została po stronie Logana. Tak, jak przeczuwał od samego początku – żadne z jego dzieci nie posiada cech, które powinien mieć następny CEO. Okazuje się, że starania całej trójki (a przede wszystkim Kendalla, będącego przez długi okres głównym kandydatem do przejęcia roli ojca) były syzyfową pracą. Każdy z nas pewnie przeczuwał, że żadne z rodzeństwa nie jest „pewniakiem” – ale nikt chyba faktycznie nie dopuszczał do siebie tej myśli. Zakończenie czwartego sezonu jest perfekcyjną, choć trochę przygnębiającą klamrą kompozycyjną. Kendall, Shiv i Roman otarli się, mniej lub bardziej, o główną nagrodę, ostatecznie ją tracąc i wracając do punktu wyjścia. Czy jest szansa, że może jednak wyjdzie im to na dobre? 

„Sukcesja” to serial-gigant. Zaczynając od niesamowitego sposobu kręcenia (wykorzystywania kilku kamer brylujących wokół aktorów, czujnych na każdą mikroekspresję ich twarzy), poprzez genialnie skonstruowane dialogi, z których wręcz sypią się coraz to kreatywniejsze neologizmy (najczęściej upiększone przekleństwami), na najwyższym poziomie gry aktorskiej kończąc. Czwarty sezon sprostał oczekiwaniom, a Jesse Armstrong we właściwej sekundzie zaciągnął kurtynę Waystar Royco. 

źródło zdjęcia: https://twojstyl.pl/artykul/sukcesja-sezon-4-wszystko-co-wiadomo-o-czwartym-sezonie-serialu,aid,5324

Dodaj komentarz