Czy jest tam kto?

Mój dom, moja twierdza – z takiego założenia wychodzi wiele osób. Niektóre z nich żyją w syndromie oblężonej twierdzy.

Na swoich posesjach zakładają skomplikowane sieci monitoringu, stawiają wokół domu wysokie ogrodzenia, a czasem po prostu budują mur. Jakby tego wszystkiego było mało, szkolą psy obronne, które żywej duszy nie wpuszczą. 

Chyba że wybrane osoby, takie jak przynoszący pieniądze listonosz czy dostarczający paczki kurier. Dla innych odpowiedź jest gotowa – nikogo nie ma w domu. Obcy nie będzie mógł się ogrzać w ognisku domowym, choćby nie wiadomo jak był zziębnięty.

Co prawda, nie żyją w całkowitej izolacji i dochodzą do nich wieści z zewnątrz, ale wszystko z pewnymi ograniczeniami. Odbierają telefony z numerów tylko zapisanych w kontaktach, tak, aby mieć pewność, że nie zmarnują swojego cennego czasu. Dzwoniący z innych numerów otrzymają informację – abonent czasowo niedostępny. Analogicznie maile od nieznajomych i nieprzydatnych wylądują w spamie. Chyba, że chodzi o różne oferty promocyjne, wtedy może nastąpić wyjątek. 

W ciągu dnia towarzyszą im media – w tle leci radio, programy telewizyjne. Jednak komunikaty te wlatują jednym uchem, a drugim wylatują. Gdyby ich spytać, czego się danego dnia dowiedzieli, mieliby problem z udzieleniem odpowiedzi.

A komunikaty są różnorodne. Choć co jakiś czas, gdyby się dokładnie wsłuchać, można usłyszeć wołanie o pomoc. Nie każdy może być gościem we własnym domu, bo go najzwyczajniej w świecie nie ma. Może kiedyś miał, ale stracił lub musiał opuścić, lub go wyrzucono. Może ktoś ma, a nie może wrócić. Różne są koleje losu.

Bardzo rzadko zdarzy się tak, że ktoś otworzy drzwi.  W takich sytuacjach gospodarz spojrzy z chłodem na gościa i będzie stał tak w milczeniu, zastanawiając się, kiedy dany osobnik sobie pójdzie. Gość w dom, cukier do szafy. 

– Dzień dobry – powie gość. Usłyszy milczenie, choć gospodarz nie jest niemy. Nie jest również głuchy, a nie chce słuchać. Rzekomo posiada również serce, choć nie chce czuć. 

Gość będzie próbował wyciągnąć dłoń. Wykonać jakiś przyjazny gest. Wykazać się inicjatywą. Choć gość widzi przed sobą w drzwiach żywego człowieka, to zadaje sobie pytanie – czy jest tam kto? 

Jeśli gość będzie stał za długo w drzwiach, to wielce prawdopodobne, że zostanie poszczuty psami. 

Świat nie musi tak wyglądać, ale to prawdopodobny scenariusz. Obojętność niewiele różni się od przemocy. O obu można powiedzieć, że są destrukcyjne. Gdy widzisz, że inni mają serca zamknięte na kłódkę, zastanów się, czy twoje drzwi są otwarte.

Kładąc sobie rękę na sercu, zastanówmy się – czy jest tam jeszcze kto?  Poza tym, nie bójmy się otwierać drzwi, kto wie, jaka przygoda nas za nimi czeka? A ten, kto nie wyściubia czubka nosa z własnego domu, nigdy się o tym nie przekona.

Dodaj komentarz