Beatlesowski strzał w dziesiątkę

Bycie fanem The Beatles od 2017 roku stało się wyjątkowo przyjemne.

Niemal co roku pojawia się reedycja którejś z ich płyt, a na Disney+ możemy nawet oglądać dokument poświęcony zespołowi „The Beatles: Get Back” nakręcony przez samego Petera Jacksona! Również w tym roku fani Fab Four mogą liczyć na coś specjalnego – pod koniec października ukazał się odświeżony remix kultowego albumu „Revolver”.

Listopad to miesiąc dość napakowany pod względem komercyjnym. Zaczynają się przygotowania do Świąt Bożego Narodzenia, a w telewizji oraz radiu słychać już powoli ku irytacji większości z nas świąteczne piosenki. Do tego po drodze są jeszcze Black Friday i Dzień Niepodległości. Wydawać by się mogło, że wydanie albumu tuż przed tym miesiącem będzie niemalże komercyjnym samobójstwem, a jednak ta sztuka może się udać. 28 października ukazała się bowiem reedycja jednego z najważniejszych, jeśli nie najważniejszego albumu w karierze The Beatles – „Revolver”. Co więcej, dostępnych jest kilka wersji: od bazowej, aż po Super Deluxe, więc każdy odnajdzie coś dla siebie.

Przełomowy album z przełomowego roku

Oryginalne wydanie „Revolvera” ukazało się w 1966 roku, który miał przynieść wielką przemianę Beatlesów z zespołu grającego proste piosenki o miłości w jednych z największych eksperymentatorów muzyki rockowej drugiej połowy lat 60. Ten rok przyniósł także kilka kontrowersji oraz pożegnanie z widownią – po amerykańskiej trasie zespołu, która zakończyła się na nieistniejącym obecnie stadionie Candlestick Park w San Francisco Beatlesi postanowili zakończyć koncertowanie. Trasa przebiegała w sposób fatalny – jazgot fanek zakłócał muzykę, a dodatkowym problemem okazało się trefne planowanie. Podczas deszczowego występu w Cincinnati Beatlesi omal nie zginęli na scenie przez to, że ktoś zapomniał o izolacji kabli! 

Jeśli zaś chodzi o kontrowersje, to jedną z najgłośniejszych było wydanie albumu „Yesterday and Today” w USA ze skandaliczną wówczas „rzeźnicką okładką”, przedstawiającą roześmianych członków zespołu w białych fartuchach z ochłapami mięsa na sobie. Jednak największe kontrowersje wzbudziły słowa Johna Lennona w jednym z wywiadów, w którym stwierdził, że Beatlesi są „popularniejsi od Jezusa”. Słowa te wywołały szczególne oburzenie na religijnym południu USA, gdzie zaczęto nawet palić płyty zespołu, a podczas wspomnianej wyżej trasy koncertowej Beatlesi otrzymywali nawet groźby śmierci.

Nic dziwnego więc, że zespół postanowił zaprzestać koncertów i skupił się na pracy w studiu. Rezultaty sesji nagraniowych z czerwca oraz lipca 1966 roku okazały się szokujące, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Podczas prac nad nowym albumem John Lennon, Paul McCartney, George Harrison oraz Ringo Starr wpłynęli na wody kształtującej się dopiero psychodelii, a także eksperymentowali z muzyką hinduską oraz barokowo-klasyczną. Dodatkowo zaczęli bawić się dźwiękiem także od strony technicznej – pojawiły się sample, odpowiednie dostosowywanie tempa, a także backmasking, czyli celowe puszczanie od tyłu nagranego materiału. W sukcesie płyty pomogła także czarno-biała okładka autorstwa Klausa Voormana, będąca kolażem zdjęć muzyków oraz rysunków, przedstawiających Johna, Paula, George’a i Ringo. Beatlesi uznali po latach „Revolver” za swój szczyt, a od początku tego stulecia krytycy i słuchacze także zaczęli chętniej spoglądać na ten album. 

Obracając się niczym płyta

Album otwiera piosenka George’a „Taxman”, będąca zgryźliwym komentarzem na temat brytyjskiego systemu podatkowego (Beatlesi jako jedni z najlepiej zarabiających płacili wówczas aż 95% podatku!). Oprócz żartów z fiskusa, warto zwrócić uwagę na agresywną i powalającą solówkę gitarową Paula McCartneya. Następna na „Revolverze” jest „Eleanor Rigby”, inspirowana nagrobkiem na jednym z liverpoolskich cmentarzy niewesoła historia pewnej kobiety, której życie nie potoczyło się zgodnie z jej marzeniami. Jest to przełomowy utwór w dyskografii Beatlesów, bowiem po raz pierwszy żaden z nich nie zagrał tu ani jednej nuty – za muzykę odpowiada orkiestra pod batutą producenta zespołu George’a Martina, który kierując się wskazówkami Paula nawigował muzyków. Trzecią piosenką na płycie jest utwór Johna „I’m Only Sleeping” – folkowo-psychodeliczny utwór, w którym John opowiada jak ciężko jest niekiedy wstać z łóżka. W tym utworze zostaje także po raz pierwszy wykorzystany backmasking, jeszcze bardziej podkreślający psychodeliczne brzmienie piosenki. 

Przy czwartym utworze „Love You To” natomiast przenosimy się do Indii. W piosence George’a słychać sitary oraz inspiracje hinduizmem w warstwie tekstowej, które kilka lat później miały stać się jednym ze stałych motywów jego twórczości. Kolejną piosenką na liście jest nastrojowe „Here, There and Everywhere” Paula, które jest bardziej dojrzałe niż pozostałe piosenki o miłości Beatlesów. W tej kompozycji na wyróżnienie zasługuje wręcz soulowe brzmienie oraz elegancka gitarowa fraza, której doskonale się słucha z ukochaną nam osobą. Ostatnią piosenką, która zamyka pierwszą część płyty jest „Yellow Submarine”. Mimo iż jest uznawana za dziecięcą, to zaśpiewana przez Ringo Starra oraz z dodatkiem morskiego szumu i dźwięków pracy silnika dobrze wpasowuje się w eksperymentatorskiego ducha albumu.

Pierwszą połowę płyty zamyka „She Said, She Said”. Niemal acid-rockowy utwór Johna, powstały na bazie spotkania z Peterem Fondą, który pod wpływem LSD mówił niezrozumiałe dla Lennona rzeczy, takie jak „Wiem, jak to jest być martwym” które Beatles zawarł w swojej piosence. Kolejna „Good Day Sunshine” jest z kolei zaprzeczeniem swojej poprzedniczki. Piosenka Paula opowiada bowiem o miłym letnim dniu spędzonym z dziewczyną. Dziewiąty na albumie jest „And Your Bird Can Sing”, bazujący na jednym z wierszy Johna. Wyróżnikiem tej piosenki są partie gitarowe: od dzwoniących w uszach zwrotek, aż po szybkie refreny. Kolejnym utworem na „Revolverze” jest natomiast  „For No One”. Piosenka Paula o złamanym sercu jest doskonałym przykładem „barokowego” popu, w której wykorzystano chociażby takie instrumenty jak waltornia i klawikord. 

Jedenastą piosenką na płycie jest „Doctor Robert”. Jest to piosenka powstała na bazie spotkania Johna i George’a z pewnym dentystą, który poczęstował ich herbatą posłodzoną cukrem z LSD, przez co Beatlesi mieli pierwszą styczność z tym narkotykiem. Słychać tu wpływ „kwasu” w psychodelicznym brzmieniu, podobnym do „She Said, She Said”. Kolejne jest „I Want To Tell You”, w której George zwraca się do fanów zespołu, pokazując, że on również miewa problemy z wyrażaniem siebie oraz czasem też czuje się zblazowany. Przedostatnim utworem na albumie jest „Got To Get You Into My Mind”. Piosenka Paula inspirowana soulem oraz R&B, mimo iż może być odbierana jako opis spotkania z dziewczyną, tak naprawdę jest, słowami autora: „odą do trawki”.

Album kończy natomiast najbardziej eksperymentalny oraz szalony utwór „Tomorrow Never Knows”. To właśnie na nim Beatlesi najbardziej zaszaleli z efektami dźwiękowymi oraz brzmieniem w ogóle, tworząc hipnotyczny oraz wbijający w ziemię koniec „Revolvera”. Tekst Johna z kolei powstał na bazie „Tybetańskiej Księgi Umarłych” – buddyjskiego tekstu, opisującego kolejne stany umysłu po śmierci. „Tomorrow Never Knows” to pewna cezura w karierze Beatlesów – jest to zamknięcie pierwszego okresu ich twórczości oraz pójście w eksperymentalne podejście do muzyki, które później dało takie albumy jak „Sgt. Pepper’s Lonely Hearts Club Band” oraz „Abbey Road”.

Generalna ocena

„Revolver” to album pełen niespodzianek oraz eksperymentów, który pomimo upływu lat wciąż prezentuje się bardzo dobrze. Znajdą coś dla siebie na nim zarówno fani starego brzmienia Beatlesów, jak i zwolennicy ich stylu z późniejszych lat. Eklektyzm tematyczny oraz stylistyczny piosenek zawartych na tym albumie sprawia, że płyty można słuchać godzinami. Dla mnie to najlepszy z albumów całej ich kariery, który powinien się znaleźć na półce każdego entuzjasty liverpoolskiej czwórki.

Najnowsze wydanie „Revolvera” dzięki remixowi natomiast nabrało nowych barw. Gilesowi Martinowi dzięki współpracy z Peterem Jacksonem udało się lepiej wyizolować ścieżki oraz wyciągnąć na wierzch detale, których nie słyszeliśmy wcześniej, takie jak niektóre partie gitarowe w „She Said, She Said”. Generalnie poprawiono poziomy dźwięku, dzięki czemu lubiący słuchać muzyki na słuchawkach nie będą odczuwać bólu słysząc akordy grane w „Taxmanie”. Dodatkowym plusem tegorocznej reedycji jest także opublikowanie wielu nagrań próbnych oraz rozmów w studiu, dzięki czemu możemy przekonać się na własne uszy, jak zmieniały się piosenki słyszane na albumie. Osobiście najbardziej polecam wydanie dwupłytowe, zbierające to, co najlepsze z tych sesji, oraz zawierające piosenki z singla wydanego przed samym albumem „Paperback Writer” oraz „Rain”.

Źródło zdjęcia: https://muzyka.dziennik.pl/news/artykuly/8578031,the-beatles-revolver-1966-remiks.html

Dodaj komentarz