Demon przeszłości

Israel Adesanya totalnie zdominował kategorię średnią UFC. Nigeryjczyk już w swojej szóstej walce dla największej na świecie organizacji zdobył pas mistrzowski, a podczas całej swojej kariery w MMA może się pochwalić niemal nieskazitelnym rekordem.

Hegemonia Izzy’ego była tak wielka, że walki w jego wykonaniu zaczynały tracić emocje. Tym razem miało być inaczej. Naprzeciw mistrza stanął człowiek, który znokautował go przed laty w walce kickbokserskiej. Jego demon przeszłości. Alex Pereira.

Polski akcent

Pojedynek między Adesanyą a Pereirą był oczywiście najważniejszym punktem gali, jednak przed main eventem dostaliśmy jeszcze kilka ekscytujących walk. W tym polski akcent. Karolina Kowalkiewicz powróciła do legendarnego Madison Square Garden po sześciu latach, by zmierzyć się z Silvaną Gomez Juarez. 

Polka już od pierwszych sekund narzuciła presję, ale jej rywalka nie dawała za wygraną. Przełom nastąpił, gdy Kowalkiewicz przechwyciła niskie kopnięcie Argentynki, sprowadzając ją do parteru. Tam nasza reprezentantka zyskała dużą przewagę, próbując zapiąć duszenie zza pleców. Argentynce udało się wytrzymać do końca pierwszej rundy, lecz nikt nie miał wątpliwości, że to Polka prowadzi w tym starciu. 

W drugiej odsłonie dalej mogliśmy obserwować wyrównane wymiany pięściarskie. Tym razem to Juarez zaprezentowała się lepiej, odpowiadając kontrami na szarże Polki, a także stosując skuteczne uniki. W trzeciej, decydującej odsłonie Karolina popisała się piękną kombinacją, która posłała jej oponentkę na matę. Ta akcja w połączeniu z dobrą postawą stójkową dała Polce upragnione zwycięstwo przez jednogłośną decyzję sędziowską.

Klasyk wagi lekkiej

Trudno było nie oczekiwać fajerwerków przy takim zestawieniu jak Dustin Poirier vs Michael Chandler. I fajerwerki dostaliśmy. Już od samego początku Chandler zasypywał swojego rywala seriami prostych i sierpów. Ten jednak fenomenalnie się bronił, więc „Iron” postanowił przenieść walkę do parteru. Tam nie zobaczyliśmy nic konkretnego poza efektownym rzutem, ale po powrocie na nogi to Poirier przejął inicjatywę. „Diamond” bił zdecydowanie dokładniej, zostawiając porządne obrażenia na twarzy swojego rywala, którego uratowała syrena kończąca rundę.

Chandler nie radząc sobie na początku drugiego starcia w wymianach stójkowych, sprowadził walkę do parteru. Na ziemi Poirier również próbował odpowiadać choćby przez próbę zapięcia trójkąta. Dustinowi udało się nawet na chwilę zyskać górną pozycję, ale Chandler po przetoczeniu wykluczył rękę rywala, zasypując go kanonadą ciosów. Wiele  z nich trafiło w tył głowy Poiriera, na co zwrócił uwagę sędzia dając ostrzeżenie „Ironowi”.

W trzeciej rundzie Chandler ponownie spróbował skutecznej taktyki z poprzedniej odsłony. Były mistrz organizacji Bellator sprowadził swojego rywala na deski, próbując dostać się za jego plecy. Poirierowi udało się jednak odwrócić pozycję zapinając mataleo, tym samym fundując Chandlerowi pierwszą porażkę przez poddanie. 

Koszmar Adesanyi

Nadszedł czas na długo wyczekiwany main event. Kolejny rozdział historii, która zaczęła się pisać sześć lat temu. Pierwsza runda była najbardziej wyrównana. Warto tu odnotować piękne frontalne kopnięcie wyprowadzone przez Pereirę oraz uderzenia Adesanyi pod koniec rundy, po których Brazylijczyk lekko zachwiał się na nogach. W kolejnych trzech rundach Nigeryjczyk zyskał większą przewagę. Komentatorzy byli pewni, że jeżeli ta walka zakończy się na pełnym dystansie, to Izzy obroni pas. 

Tylko że została jeszcze piąta runda. A przed nią przerwa, w czasie której Pereira usłyszał jasny komunikat: musisz go znokautować. 

Brazylijczyk wie, że czas gra na jego niekorzyść, więc rusza agresywnie. Grad ciosów. Mistrz opuszcza gardę, a sędzia przerywa walkę na kilka minut przed końcem. Prawdziwy koszmar Adesanyi. Alex Pereira nowym królem wagi średniej.

Źródło zdjęcia: UFC Instagram

Dodaj komentarz