Wokół telewizji publicznej od kilku lat rozbrzmiewają przeróżne kontrowersje. Najczęściej mówi się o nich w kontekście pieniędzy przekazanych z budżetu państwa. Wielu ma wątpliwości, czy prezes TVP jest bezstronny i czy dobrze rozdysponowuje kwotę, którą otrzymuje dzięki ustawie budżetowej. Jednak co jeśli przyjrzymy się jednemu z najdłużej nadawanych programów – „Sprawie dla reportera”? Czy program w praktyce spełnia teoretyczne założenia?
W teorii
Program już od prawie 40 lat zajmuje się pomocą tym, którzy zostali skrzywdzeni przez los. Nieraz sprawy dotyczą wymiaru sprawiedliwości, sąsiedzkich czy rodzinnych konfliktów, ale także niedopełnienia obowiązków np. przez lekarkę, sędzinę. Ludzie czekają, aż prowadząca – Elżbieta Jaworowicz, przeczyta ich list z prośbą o pomoc, przyjedzie do miejsca ich zamieszkania, wraz z grupą pracowników zrobi reportaż na ten temat, później zaprosi zainteresowanych do studia, tam przedyskutuje problem z ekspertami i ekspertkami, a na koniec poszuka rozwiązania, nieraz dzięki pomocy obecnych prawników czy posłów i senatorów. Oczywiście, nierzadko tak się dzieje, sami zainteresowani uzyskują bezpłatną pomoc prawną, medyczną, ich sprawy w końcu nabierają tempa i wszystko zmierza do rozwiązania problemu. Niekwestionowanym jest również to, że prowadzone przez program zbiórki pieniędzy przynoszą efekt, ponieważ oglądalność nadal jest bardzo wysoka. Jednak wszystko to, co niejako otacza sedno sprawy, pozostawia wiele do życzenia. Nie brak kłótni w studiu, a zasady kulturalnej dyskusji zdecydowanie tu nie obowiązują.
Poziom ekspercki
Warto na samym początku wspomnieć, że do każdego odcinka „Sprawy dla reportera” zapraszane są osoby eksperckie. Teoretycznie mają one wypowiadać się w tematach, w których są wykwalifikowane, wspomóc radą, ewentualnie zaoferować pomoc. Nierzadko jednak nie do końca pokrywa się to z rzeczywistością. Przede wszystkim, przy stole w studiu zasiadają osoby niemające wykształcenia i wiedzy, która w jakikolwiek sposób mogłaby pomóc zgłaszającym się osobom. Dla przykładu, częstym gościem programu w ostatnich latach jest reżyser Krzysztof Zanussi. Choć jego wiedza i inteligencja są niekwestionowane, to nie ma on wykształcenia w dziedzinie prawa czy medycyny. Z tego powodu jego wypowiedzi zazwyczaj nie wnoszą nic w pomoc zainteresowanym. Podobnie sprawa ma się w przypadku zapraszanej Haliny Mlynkovej, Zenona Martyniuka czy Marka Torzewskiego z żoną Barbarą Romanowicz-Torzewską. Czasem otoczka sprawy w studiu wznosi się na poziom absurdalny. Jednym z idealnie obrazujących to przykładów jest przypadek kobiety, która została skrzywdzona przez męża, toczyła się sprawa ich rozwodu, a Elżbieta Jaworowicz zaprosiła do studia wokalistę discopolowego zespołu Masters, aby wykonał dla ofiary piosenkę ,,Żono moja”… Nie sposób nie wspomnieć o osobach eksperckich, które niewątpliwie mają wykształcenie pasujące do stylistyki programu, ale wypowiadają się na tematy, o których nie mają pojęcia. Lekarz chirurg zajmujący stanowisko w sporze dotyczącym przyznania opieki nad dziećmi rozwodzącym się rodzicom czy antropolożka kultury w przypadku wyrzucenia wynajmującego z mieszkania przez właściciela. Takie przykłady można by mnożyć w nieskończoność, ponieważ właściwie w każdym odcinku mają miejsce.
Technika reportażu
Każda sprawa ma podobny konspekt. Elżbieta Jaworowicz jedzie na miejsce konfliktu czy zamieszkania osób, które zdecydowały się opisać swój problem w liście. Jednak nie nakreśla ona tematu sprawy, od razu zaczyna dyskutować z jedną ze stron sporu. Często trudno się zorientować, o co właściwie chodzi. Prowadząca zazwyczaj nie trudzi się poznaniem stanowiska drugiej strony. Ważne są dla niej tylko słowa zgłaszających się do programu. Co więcej, nie można powiedzieć, że dziennikarka cechuje się wyczuciem. Pytania, które zadaje, mają się nijak do sprawy. Dla przykładu, w jednym z czerwcowych odcinków zadała ciężarnej narzeczonej pytanie, czy jej partner jest homoseksualistą, chociaż reportaż miał dotyczyć głównie nękania mężczyzny przez jego byłą żonę. W innym zapytała nastoletniego chłopca, z czego spowiadał się w dzień wypadku samochodowego swojej matki. Nie można oczywiście pominąć muzycznych wstawek, które pojawiają się prawie w każdym odcinku. Utwór Krzysztofa Krawczyka ,,Parostatek” w przypadku sprawy z marynarzem w roli głównej czy discopolowa piosenka o miłości, gdy mowa o konfliktach małżeńskich to już norma. Choć rozstrzał interwencji jest naprawdę szeroki i Elżbieta Jaworowicz zajmuje się naprawdę przeróżnymi tematami, to niektóre momenty jej wizyty można wychwycić właściwie za każdym razem. Oglądanie zdjęć z dzieciństwa bohaterów, zbliżenie kamery na święty obrazek wiszący na ścianie, nakłanianie osób do zaśpiewania czy zagrania na jakimś instrumencie czy wspomnienie tego, że dana osoba była kiedyś ministrantem to czynności, które chyba nigdy nie znudzą się dziennikarce oraz montażystom.
Reakcja społeczeństwa
Choć program jest zapewne oglądany głównie przez osoby starsze, przyzwyczajone do telewizji publicznej, to w ostatnich latach ma się wrażenie, że „Sprawa dla reportera” ponownie święci swoje triumfy. Z pewnością pośrednio przyczyniły się do tego opisane wyżej absurdy. Jednak nie brak w internecie osób, które są swoistymi wielbicielami tego kontentu i jeszcze bardziej uwidaczniają nieprawidłowości w nim występujące. Po zaangażowaniu na ich kontach łatwo można wysnuć wniosek, że i młodsza część społeczeństwa z niecierpliwością czeka na czwartkowe premiery nowych odcinków. Nieraz nawet sami eksperci i ekspertki, mający konta w mediach społecznościowych, wyśmiewają własny błąd lub konkretne nieporozumienie. To wszystko składa się na to, że w internecie powstały grupy śledzące każdy nowy odcinek i omawiające sprawy, które są w nim przedstawione.
,,Sprawa dla reportera” zdecydowanie jest programem, który w grupie docelowej nie ma osób z najmłodszych kategorii wiekowych. To nie dla nich jest przeznaczony. Jednak nikt inny, w tak celny sposób, nie wypunktowuje błędów i nieporozumień mnożących się w każdej reporterskiej minucie. Żadna inna grupa wiekowa nie wyłapie tylu absurdów w nim zawartych. Jednak producenci zdają się tego nie zauważać. Program nie zmienia swojej formuły już od lat. Choć pewnie niektórzy odrzucają tę pozycję już na starcie, to warto poświęcić jeden czwartkowy wieczór, aby zobaczyć jak dziwnym formatem jest ,,Sprawa dla reportera”.