Dyktatura pierwszego stycznia

Akcja toczy się w ciemnej przestrzeni. Nieduża kulka z kamienia wykonuje pełny obrót dookoła większej, gorącej kulki. Przez powierzchnię małej, kręcącej się skały przechodzi fala niewielkich, ale bardzo licznych kolorowych eksplozji. Ewidentnie jest to forma świętowania. Tylko czemu obrót dookoła większej kulki jest tak istotny?

No właśnie, czemu? Sylwester i Nowy Rok są jednymi z najmocniej celebrowanych dni w roku. W przypadku wielu innych świąt powód do świętowania jest najczęściej jasny. Boże Narodzenie, czy Wielkanoc to najważniejsze daty w religii chrześcijańskiej, która dominuje w naszym kręgu kulturowym. Święta narodowe, jak na przykład 3 maja, zostały ustanowione ze względu na ważność pewnych wydarzeń dla dużej grupy ludzi. Wybór dnia na takie święto jest oczywisty, a powód do świętowania nie ulega wątpliwości – celem jest upamiętnienie przełomowego wydarzenia. Jednak w przypadku Nowego Roku, nie jest to takie oczywiste.

W końcu, co takiego zrobił dla nas 1 stycznia? Czym zasłużył sobie na takie wywyższenie? Ta data nie znaczy kompletnie nic, nie jest to początek żadnej pory roku, żadne inne święta nie odbywają się w tym dniu. Czemu na przykład nie ustanowić początku roku pierwszego dnia wiosny? Czy tylko ja uważam, że miałoby to całkowity sens? Przyroda zaczyna nowe życie, my zaczynamy nowy rok. Tutaj ktoś mógłby powiedzieć, że przecież na półkuli południowej wiosna zaczyna się we wrześniu. A ja na to odpowiem pytaniem, że czemu się upieramy, żeby nowy rok zaczynać wszyscy na raz? Chiny mają własny nowy rok, czemu nie pójść ich przykładem? Czy aż tak ważne jest świętować solidarnie?

Zacznijmy jednak od tego, czy aż tak ważne jest świętować? Cykliczność jest potrzebna ludziom. Jest ona częścią nas dosłownie i w przenośni. Trudno przed nią uciec, w końcu nie sposób zbuntować się przeciwko oddychaniu. Dni, tygodnie, miesiące, lata. Czemu jednak właśnie lata zostały przez nas wywyższone tak hucznym świętowaniem? Czemu nie świętujemy każdego nowego dnia lub miesiąca? Przecież dla większości z nas co miesiąc nasze konta bankowe dostają nowe życie. Lepszego powodu do radości sobie nie wyobrażam. A z drugiej strony, jeśli nie chcemy się rozdrabniać, tylko świętować raz kiedyś, ale porządnie, to ja polecam przerzucić się na świętowanie każdej nowej dekady. Impreza co dziesięć lat, ale jaka to byłaby impreza. Potem media tygodniami by huczały o czymś takim, a historie opowiadane byłyby przez wiele pokoleń niczym legendy. Co prawda sprzątanie poimprezowe byłoby zapewne uciążliwe, ale to przecież część uroku.

Jeśli jednak przejdziemy na świętowanie co dziesięć lat, to proponuję jednak odejść od zwyczaju bombardowania atmosfery ładunkami wybuchowymi. Ziemia mogłaby tego nie wytrzymać, o zwierzętach domowych nie wspominając. Żeby oddać powagę sytuacji, prawdopodobnie musielibyśmy poprosić o pomoc wojsko. Chociaż, z drugiej strony, każda rakieta balistyczna użyta jako fajerwerk w ramach celebracji nie mogłaby być użyta na wojnie, co byłoby dodatkowym bonusem. Może więc nie jest to takie złe rozwiązanie. 

Nie zapowiada się jednak, żeby Nowy Rok został w najbliższym czasie zdetronizowany. Pozostaje mi w takim razie jedynie życzyć, by to okrążenie dookoła wielkiej gorącej, kosmicznej kulki było udane, a przynajmniej znośne.

Dodaj komentarz