O trzech takich, co zdominowali ostatnią dekadę

„Już nie będzie Adama Małysza na następnych Mistrzostwach Świata […] Sześć medali: cztery złote, jeden srebrny, jeden brązowy. [..] Powtarzalność sukcesów przez lata, przez dekadę. […] Co tydzień siadaliśmy, jak do telenoweli. […] Mam nadzieję, że z tych młodych chłopaków, którzy dzisiaj mają aspiracje […] Że uwierzą, że nie zmarnujemy tego fenomenu, jaki się utworzył przy oglądaniu skoków.[…] Ważne, żeby były sukcesy sportowe i żeby coś po Adamie trwałego, bardzo trwałego, zostało.” – takimi słowami Włodzimierz Szaranowicz pożegnał w 2011 r. przechodzącego na sportową emeryturę Adama Małysza. Kto by pomyślał, że nowe sezony „telenoweli”, o której wspominał zatroskany komentator będą jeszcze bardziej pasjonujące, a „młode chłopaki”, o których mówił, wspólnymi siłami przez kolejne dziesięć lat wyraźnie pobiją osiągnięcia „Orła z Wisły”?

Pierwsze sukcesy „młodych chłopaków”

Pierwszy sezon bez Adama Małysza nie należał do najłatwiejszych, ale Kamil Stoch, który dotychczas, u boku starszego kolegi, odgrywał raczej rolę drugoplanową, nie zawodził i w kluczowych momentach coraz częściej udowadniał, że, oprócz niekwestionowanego nigdy talentu, posiada też „gen zwycięzcy” i nieustanną chęć wygrywania. Często przypominany jest jego wywiad z Sebastianem Szczęsnym, którego udzielał tuż po zepsuciu drugiego skoku w konkursie na skoczni normalnej, gdzie najzwyczajniej w świecie rozpłakał się ze sportowej złości.

Na szczęście, kilka dni później, na dużej skoczni sytuacja się nie powtórzyła i tym razem wykorzystał już swoją szansę, zdobywając tytuł Mistrza Świata. Dodatkowo, dwa dni później razem z Piotrem Żyłą, Dawidem Kubackim i Maciejem Kotem powiększył swój dorobek o pierwszy w historii naszej reprezentacji drużynowy, brązowy medal. Dwa lata po tym wydarzeniu, tym razem w szwedzkim Falun, z drobnymi korektami w składzie, sytuacja powtórzyła się. Drużynowe sukcesy zaczęły więc stawać się rutyną.

Panowanie niezwyciężonych

W 2017 roku w Lahti znajdowaliśmy się już w zupełnie innym miejscu. Bardzo mocna była cała nasza kadra, a Kamil Stoch jechał na tam jako lider klasyfikacji generalnej z nadzieją na indywidualne złoto. Tamta impreza okazała się jednak jedyną, na której zawiódł i nie sprostał oczekiwaniom, zajmując „tylko” miejsca 4. i 7. Na szczęście nadzieje kibiców zaspokoił nie kto inny jak Piotr Żyła. Popularny „Wiewiór” zaatakował z szóstej pozycji i wywalczył wymarzony brąz. Wtedy też, z dużą przewagą, jako faworyci zdobyliśmy złoty medal w konkursie drużynowym, w tym samym składzie, który w Predazzo zapewnił nam najniższy stopień podium.

Prawdziwy przełom nastąpił jednak w Seefeld, gdzie po fantastycznym „come back’u” Mistrzem Świata został Dawid Kubacki, a drugie miejsce zajął Kamil Stoch. Jego zwycięstwo było o tyle zaskakujące, że dotychczas zaledwie jeden raz udało mu się wygrać w zawodach Pucharu Świata. Od tego momentu, mógł się już cieszyć tytułem mistrzowskim. Kolejną wartą odnotowania ciekawostką był fakt, że to już kolejna wielka impreza, na której to nie mistrz z Zębu, a inny Polak zbiera większość świateł reflektorów.

Dwa lata temu w Oberstdorfie istny popis swoich umiejętności dał natomiast Piotr Żyła, który w kapitalny sposób wywalczył złoty medal na skoczni normalnej, a później wraz z kolegami dołożył do tego drużynowy brąz. Od tego momentu w zawodach pucharu świata reprezentuje nas trzech indywidualnych Mistrzów Świata. To wydarzenie prawie bez precedensu. W całej historii tylko Austriacy mogą pochwalić się podobnym ewenementem, kiedy reprezentowali ich Wolfgang Loitzl, Thomas Morgenstern i Gregor Schlierenzauer. Staliśmy się więc fenomenem w historii całej dyscypliny, nawiązując do osiągnięć legendarnej drużyny austriackiej, do której porównywanie się jeszcze za czasów Adama Małysza, stanowiło totalną abstrakcję.

Unstoppable

Ostatnie Mistrzostwa Świata tylko potwierdziły, że nasi skoczkowie, to „żywe legendy” skoków narciarskich. Piotr Żyła jako drugi w historii po Adamie Małyszu obronił złoty medal na skoczni normalnej, a swoją obecność na dużej imprezie po raz kolejny zaznaczył też Dawid Kubacki. Mistrz Świata z Seefeld ze Słowenii przywiózł brązowy medal. Jedynie Kamil Stoch po raz kolejny musiał się obejść smakiem. Mistrz z Zębu, podobnie jak na ostatnich igrzyskach, zajął szóste i czwarte miejsce. Z powodu sukcesów jego kolegów, rozczarowanie dwukrotnego zwycięzcy Pucharu Świata nie było widoczne aż tak, jak w Pekinie, jednak sam Kamil powiedział, że nie ukrywał, że liczył na więcej.

Na ten moment, polscy mistrzowie mają kolejno po 33, 35 i 36 lat. Mimo, że w stawce starsi od nich są praktycznie tylko Manuel Fettner i Simon Amman, do teraz żaden z nich o ewentualnym końcu kariery nawet hipotetycznie nie wspomina. Czy granica wieku, w którym można osiągać satysfakcjonujące wyniki stale wzrasta? Najwyraźniej tak, chociaż nie licząc naszych reprezentantów i paru wyjątków, nic takiej reguły nie potwierdza. Na pewno cała trójka to pewien fenomen, który na długo w skokach się nie powtórzy.

Nadal nienasyceni

To niesamowite, ale zarówno Piotrek, Kamil, jak i Dawid są nadal nienasyceni. Nie dość, że po prostu kochają skoki, to nadal chcą wygrywać i pobijać rekordy! Trudno sobie uzmysłowić, że tak utytułowany zawodnik jak Kamil Stoch, z trudem próbował powstrzymać łzy, kiedy rok temu na igrzyskach w Pekinie zakończył konkurs na czwartym miejscu. W dodatku, trzeba mieć na uwadze, że mistrz z Zębu wciąż zapewne ma apetyt na 40. zwycięstwo w zawodach Pucharu Świata i brakujący tytuł mistrza świata w lotach.

Czy w 2025 roku na skoczni w Trondheim Polacy nadal będą się liczyć w walce o medale? Ciężko powiedzieć, ale jest to wysoce prawdopodobne. Gdyby ktoś po zwycięstwie Kamila Stocha w Soczi w 2014 roku powiedziałby głośno, że za 8 lat w Pekinie nadal będzie liczył się w walce o medale, najprawdopodobniej zostałby potraktowany z politowaniem, a gdyby ktoś jeszcze dorzucił wzmiankę o drugim tytule Mistrza Świata dla 36-letniego Żyły, zapewne stałby się cytowanym przez wszystkie media obiektem drwin. A to, że Kubacki zostanie dominatorem było chyba jeszcze mniej prawdopodobne od uderzenia meteorytu w dom rodzinny głównych bohaterów serialu „Klan”.

Źródło zdjęcia: Dawid Kubacki (Instagram)

Dodaj komentarz