Lekkoatletki znów zabrały nas do nieba. Dwa medale Halowych Mistrzostw Świata Lekkoatletów w Belgradzie

Trzy dni wielkich sportowych emocji i rywalizacji na najwyższym poziomie.

Wielkie gwiazdy lekkoatletyki po raz kolejny zapewniły majestatyczny obraz walki o najwyższe laury, a wśród lekkoatletycznych tytanów raz jeszcze pojawili się biało-czerwoni, którzy oprócz wywalczonych dwóch medali do kraju wrócili z wieloma doskonałymi wynikami. 

Siedemnaście edycji halowego czempionatu dało Polsce 32 medale, w tym pięć złotych. W historii mistrzami świata zostawali Sebastian Chmara, Adam Kszczot, Kamila Lićwinko oraz dwukrotnie sztafety mężczyzn 4 × 400 metrów. W tym roku grono to nie powiększyło się o kolejne nazwisko. Polacy, a ściślej Polki, wywalczyły srebro i brąz.

Piątek z doskonałą Sułek i czwartą Swobodą

Już od poranka wszystkie oczy polskich kibiców zwróciły się w stronę Ewy Swobody. Polska sprinterka wygrała swój bieg eliminacyjny i awansowała do wieczornych półfinałów. Poranek pierwszego dnia dobrze wspominać będą polscy czterystumetrowcy. Zarówno dwa „Aniołki Matusińskiego”, jak i Kajetan Duszyński awansowali do półfinałów. Wiceliderką po trzech pierwszych konkurencjach pięcioboju była Adrianna Sułek, która zajęła piąte miejsce w biegu płotkarskim, a w skoku wzwyż miała najlepszy wynik. 

Sesja wieczorna zaczęła się od rekordu życiowego Sułek w skoku w dal. 5,40 m i druga lokata przed biegiem na 800 metrów była wielką szansą na sukces. Przed ostatnim występem polskiej wieloboistki do finałów swoich konkurencji awansowały polskie faworytki. Ewa Swoboda z najlepszym czasem wywalczyła najlepszą ósemkę w biegu na 60 metrów. Justyna Święty-Ersetic wbiegła do finału czterystu metrów. 

Emocje rosły z minuty na minutę, a zenit swój osiągnęły w trakcie finałowego biegu Adrianny Sułek. 2:09,56 rekord życiowy, rekord Polski w pięcioboju i wynik 4851 punków, który dał srebrny medal podopiecznej trenera Marka Rzepki. Po finiszu nie zabrakło łez. Te popłynęły też po twarzy Ewy Swobody. Polska sprinterka została na starcie w blokach i nie odrobiła metra straty do najlepszych. Z wynikiem 7,04 przybiegła do mety na czwartym miejscu. Medal przegrała o dwie tysięczne sekundy. Dla sportowca gorszego miejsca nie ma, choć dla Ewy to pierwszy od wielu lat promyk doskonałej formy. Ciężka praca musi przynieść wymierny efekt latem, na królewskiej setce. Pierwszy dzień przyniósł sukcesy i porażki, taki jest przecież sport, a mistrzostwa dalej toczyły się swoim rytmem.

Rozczarowania w sobotni wieczór

Sesja przedpołudniowa drugiego dnia znacząco różniła się od tej piątkowej. Eliminacji w swoich konkurencjach nie przebrnęli polscy sprinterzy. Zarówno Adrian Brzeziński, jak i zdyskwalifikowany Przemysław Słowikowski nie poprawili najlepszych wyników sezonu, a tylko te dawały nadzieje na awans. Do półfinału biegu na 60 metrów przez płotki nie awansowała jedyna w stawce Polka — Klaudia Wojtunik. 8,21 i piąte miejsce w eliminacjach. Na piątym miejscu swój bieg zakończyła również Angelika Cichocka. Zawodniczka gdańskiego AZS-u na ostatnich metrach przegrała finał i nie pobiegła po kolejny w swoim sportowym dorobku medal. Od kwalifikacyjnych zasad swoich lekkoatletycznych przyjaciół odbiegł Michał Rozmys, który w ostatnim biegu sesji awansował do finału na 1500 metrów.

Wieczorem polscy kibice czekali z wielką niecierpliwością na dwa finały: męskie pchnięcie kulą oraz bieg kobiet na 400 metrów. Pierwsi zaprezentowali się kulomioci, a poziom finałowej rozgrywki po raz kolejny przerósł oczekiwania znawców dyscypliny. Pchnięcia na odległość 22,00 nie dawały szans na medal. Jednego z trzech krążków nie udało się wywalczyć trzeciemu na liście zgłoszeniowej Konradowi Bukowieckiego. Trzy nieudane, nietrafione pchnięcia i jedynie 20,79 – ponad metr bliżej niż poprzednie pchnięcia w tym sezonie. Zajął ostatecznie 10. miejsce i wyprzedzony został przez innego z polskich kulomiotów. Mistrz Europy z 2018 roku Michał Haratyk zakończył konkurs na dziewiątej pozycji. 

W trakcie konkursu pchnięcia kulą, na bieżnie wyszły finalistki biegu na dwa okrążenia. Na trzecim torze zaprezentowała się Mistrzyni Olimpijska i Mistrzyni Europy Justyna Święty-Ersetic. Polka po stracie zeszła na czwartej pozycji do krawężnika i na drugim kole miejsca już nie poprawiła. 51,40 i kolejne dobre miejsce. Niestety, kolejne tuż na podium, które złożone było z wielkich mistrzyń królewskiego dystansu. Wszystkie medalistki zeszły poniżej 51 sekund. Rekord Polski nie dałby medalu, dopiero jego poprawienie o ponad dwie dziesiąte sekundy pozwoliłoby myśleć o najlepszej trójce. Tej sztuki nie dokonała Święty-Ersetic.

Niedziela dla naszych Aniołków”

Rześki poranek w Strak Arenie obfitował w występy Polaków. Obok nich o medale w porannych finałach walczyły wielkie gwiazdy lekkoatletyki. Dzień rozpoczęli płotkarze, którzy w sprincie rywalizowali o miejsca w półfinale. Te wywalczyli zarówno Damian Czykier, jak i Jakub Szymański. Półfinał sztafety 4 × 400 metrów przebrnęły także „Aniołki Matusińskiego”, które z liderką Justyną Święty-Ersetic wygrały swój bieg. Sztuka znalezienia się w czołowej szóstce sztafet udała się także panom, którzy w swoim wyścigu uplasowali się na drugiej pozycji. 

Przedpołudniem rozgrywano także finały. W jednym z nich — skoku wzwyż — prezentował się Norbert Kobielski. 2,24 i dziewiąte miejsce to najlepszy wynik w karierze młodego skoczka na mistrzostwach globu. Zwieńczeniem przedostatniej sesji był fenomenalny, absolutny rekord świata w trójskoku kobiet. Wenezuelka Yulimar Rojas skoczyła 15,74 m i poprawiła własny wynik z tokijskich igrzysk. Wieczorem do finału nie awansowali płotkarze, a w finale biegu na 1500 metrów siódme miejsce z najlepszym czasem w sezonie zajął Michał Rozmys. Kolejna pozycja numer cztery przypadła w udziale polskiej sztafecie męskiej, która w składzie Zimny, Rzeźniczak, Klepacki i Duszyński poprawiła najlepszy wynik sezonu. 

Daniem dnia dla polskich kibiców był bieg rozstawny kobiet. Natalia Kaczmarek, Iga Baumgart-Witan, debiutująca Kinga Gacka oraz arcymistrzyni Justyna Święty-Ersetic pobiegły dwie sekundy szybciej niż w eliminacjach i wywalczyły brązowy krążek. W ostatnich chwilach show skradł tyczkarz, Szwed Duplantis. W trzech próbach pokonał wszystkich rywali po to, aby zachować jak najwięcej sił na walkę o rozprawienie się z własnym rekordem świata. 6,20 przeskoczył za trzecim razem i tak król zakończył bal na dworze królowej sportu.

Halowe Mistrzostwa Świata były pierwszym elementem kolejnego, pełnego wielkich wydarzeń sezonu lekkoatletycznego. Przed zawodnikami i kibicami całe lato rywalizacji. Mistrzostwa globu w Eugene oraz europejski czempionat w Monachium przyniosą medale, bo przecież do tego przywykliśmy. Polska lekkoatletyka niczym szybki pociąg pełen światowych gwiazd dopiero rozpędza się na torach stadionów całego świata.

Dodaj komentarz