Kolejny kinowy rok zamknięty został przez Oscarową Galę – tym razem obyło się bez niespodziewanych policzków na scenie czy kopertowych pomyłek, a największym wygranym całej ceremonii został film Wszystko, wszędzie, naraz, zgarniając w sumie aż siedem statuetek, w tym tę najważniejszą, za najlepszy film.

Dzieło Dana Kwana i Daniela Scheinerta od początku wskazywane było jako jeden z największych faworytów, jednak mimo to skala triumfu może zaskakiwać. Szalona opowieść zostawiła bowiem daleko za sobą takie obrazy jak Fabelmanowie, Duchy Inisherin czy Elvis, które miały być głównymi konkurentami dla ostatecznego zwycięzcy.

Jak grom z jasnego nieba

Uroczystość poprowadził po raz trzeci Jimmy Kimmel, który na scenę Dolby Theatre wleciał (dosłownie) na spadochronie niczym bohater Top Guna. Decyzja Akademii Filmowej o powierzeniu tej roli telewizyjnemu weteranowi z pewnością była podyktowana chęcią uniknięcia niezręcznych momentów na wypadek jakiejkolwiek nieprzewidzianej sytuacji (tak, to o Tobie, Will). Kimmel, jak to nas do tego przyzwyczaił, poprowadził galę w sposób co najmniej poprawny, rzucając to lepszym, to bardziej czerstwym żartem, ale presję – o ile możemy o niej w tym przypadku mówić – udźwignął. 

Sama gala obyła się również bez ekscesów. Wręcz można zaryzykować stwierdzenie, że wszystko odbyło się tak perfekcyjnie zgodnie ze scenariuszem, że aż prosiło się o jakąś drobną wpadkę, która ożywi trochę widownię w hollywoodzkim audytorium. Najbliżej do tego miała Elizabeth Banks, której walka z długą spódnicą na scenie o mało nie skończyła się upadkiem. Do Banks jeszcze wrócimy, ale na szczęście nie w związku z upadkiem, którego aktorka ostatecznie szczęśliwie uniknęła.

Na zachodzie i na wschodzie

Ceremonia odbyła się pod znakiem inkluzywności i to nie tylko ze względu na liczne powtarzanie hasła przez kolejnych wręczających statuetki. Rzeczywiście bowiem liczne były nominacje dla Azjatów, z czego nagroda za najlepszą męską rolę drugoplanową powędrowała do Ke Huy Quana, a tytuł najlepszej aktorki pierwszoplanowej przypadł Michelle Yeoh. Statuetka dla Quana wzbudziła szczególne emocje dzięki jednej z najbardziej wzruszających mów od kilku lat. Wietnamczyk, będąc dzieckiem, trafił do Stanów Zjednoczonych jako uchodźca na łodzi, a od wielu lat był już na marginesie kina. Jego przemówienie o marzeniach i szczera radość oraz łzy wzruszenia były jednym z najjaśniejszych momentów 95. Oscarów. 

Kilka nagród miało szczególny wydźwięk ze względu na sytuację w Ukrainie w obliczu agresji Rosji. Nawalny otrzymał statuetkę za najlepszy film dokumentalny, a na scenie wystąpiła również rodzina więzionego rosyjskiego opozycjonisty. Jednym z największych wygranych została netflixowa produkcja Na Zachodzie bez zmian, zgarniając cztery statuetki, w tym za najlepsze zdjęcia i muzykę. A film ten przecież stawia w centrum uwagi okrucieństwo wojny. W tę narrację wpisuje się nawet zwycięstwo Pinokia w kategorii najlepszej długometrażowej animacji, której tło stanowi rodząca się dyktatura Mussoliniego.

O osiołkach i nie tylko

Swoje miejsce na gali odnalazły także zwierzęta – przede wszystkim mowa tu o Jenny, oślicy z Duchów Inisherin, która pojawiła się na scenie, choć sama chyba nie wydawała się specjalnie tym zachwycona. Niestety dla polskich fanów nie zwiastowało to zwycięstwa IO Jerzego Skolimowskiego w kategorii najlepszy film międzynarodowy, gdyż historia naszego osiołka musiała ustąpić miejsca niemieckiemu faworytowi – Na Zachodzie bez zmian. To nie był jednak koniec zwierząt podczas ceremonii, choć akurat występ Kokainowego Misia wraz ze wspomnianą już Banks był chyba najdziwniejszym momentem gali. Trzeba zobaczyć to samemu, by móc ocenić to osobliwe cameo. 

Niedźwiedź pojawił się zresztą przy rozdaniu statuetki za najlepsze efekty specjalne, która trafiła do filmu będącego jednym wielkim efektem specjalnym – Avatara: Istoty Wody. Było to jedyne wyróżnienie dla produkcji Jamesa Camerona, podobnie jak nagroda za najlepszy dźwięk była swoistym otarciem łez dla Top Gun: Maverick. Jest nieco ironii w tym, że produkcje, które uratowały postpandemiczne kina (do czego zresztą odwoływano się chętnie podczas gali), dostały zaledwie po jednym Oscarze. Inny nagrodzony blockbuster to Czarna Pantera: Wakanda w Moim Sercu, która uhonorowana została za najlepsze kostiumy.

Indyjskie szaleństwo

Pasjonująco zapowiadał się pojedynek o najlepszą piosenkę pomiędzy Lady Gagą i jej Hold My Hand z Top Guna oraz Rihanną wraz z Lift Me Up, będącym hołdem dla zmarłego Chadwicka Bosemana w Czarnej Panterze. Obydwa wykonania na gali wypadły fantastycznie, lecz obie divy pogodził viralowy i szalony układ do piosenki Naatu Naatu z filmu RRR, który rozpalił Dolby Theatre do czerwoności. Muzyczny akcent wniósł również Lenny Kravitz, który akompaniował do tegorocznego In Memoriam, które z klasą pożegnało zmarłe osoby kina, a swojego wzruszenia nie krył sam John Travolta.

Nagrody reżysersko-scenariuszowe podzielili między siebie Wszystko, wszędzie naraz oraz Women Talking. Pierwszy tytuł przyniósł duetowi Danielów – Kwanowi i Scheinertowi – statuetki za reżyserię i scenariusz oryginalny, z kolei Sarah Polley została doceniona za najlepszy scenariusz adaptowany za historię inspirowaną prawdziwymi wydarzeniami, jakich doświadczyły kobiety w kolonii Manitoba w Boliwii.

Karawana jedzie dalej

Jednymi z najpiękniejszych momentów gali były również przemówienia Lee Curtis Jones, która po wieloletniej karierze otrzymała Oscara za rolę drugoplanową w filmie Wszystko, wszędzie, naraz oraz Brendana Frasera, którego mowa była niezwykle inspirująca i pełna metafor. Aktor został wyróżniony za najlepszą rolę męską w Wielorybie, wyprzedzając w wyścigu chociażby Colina Farrella (Duchy Inisherin) i Austina Butlera (Elvis).

Największymi przegranymi gali bez wątpienia są Fabelmanowie, Duchy Inisherin oraz Elvis, które łącznie były nominowane do 24 statuetek i nie otrzymały żadnej. Jednak prym wiódł w tym roku wyłącznie Wszystko, wszędzie, naraz i to ten niekonwencjonalny film zyskał najwięcej uznania w oczach Amerykańskiej Akademii Filmowej. Jak zawsze podniesione zostaną głosy, czy przypadkiem to Złote Globy nie powinny przejąć pałeczki najbardziej miarodajnych nagród w branży filmowej. Pewne jest jednak, że to Oscary cały czas cieszą się największą estymą i przykro byłoby umniejszać w ten sposób wyjątkowości tegorocznemu zwycięzcy, który wniósł tak wiele ożywczego ducha do sal kinowych oraz serc widzów.

Źródło zdjęcia: unsplash.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *