Vincent van Gogh – epizody, które myślicie, że znacie

Obrazy Vincenta van Gogha silnie zakorzeniły się w społecznej świadomości kulturowej i jak najbardziej dzieła takie jak „Słoneczniki” czy „Gwiaździsta noc” można uznać za rozpoznawalne.

Jednak wiele osób, zapytanych o samego artystę, kojarzy go jako „tego wariata, który odciął sobie ucho”. Ten niewątpliwie szokujący incydent, podobnie jak niejasne okoliczności śmierci malarza, dają duże pole do plotek i wydawania prostych osądów. Tymczasem życie nie zawsze jest tak oczywiste…

Szaleniec?

Van Gogh z pewnością był przez ludzi nierozumiany, co stanowi chyba dość częsty wzorzec w życiorysach artystów. Pierwszy raz określenie „szaleniec” pod adresem van Gogha padło jeszcze z ust górników w czasie jego posługi w okolicach kopalni węglowej (słynny malarz bowiem pierwotnie chciał zostać duchownym).

Faktem jest, że artysta kilkakrotnie w ciągu swojego życia przebywał w szpitalu psychiatrycznym. Raz do jego zamknięcia doprowadzili sąsiedzi, co załamało Vincenta, który zaczął miewać halucynacje i napady furii. Próbował również otruć się farbą. Lekarze podejrzewali u niego epilepsję, depresję i paranoję, jednak do dziś nie wiadomo, na jakie dokładnie zaburzenia cierpiał van Gogh.

Związek między szaleństwem a tworzeniem sztuki, objawiający się tym, że szaleńcy widzą i czują więcej, był wysnuwany już przez starożytnych. Nie daje się on jednak bezpośrednio odnieść do twórczości van Gogha, a przynajmniej nie ze stuprocentową pewnością. Przykładowo, surrealistyczne niebo „Gwiaździstej nocy” nie jest rezultatem nagłego, artystycznego zrywu ani szaleńczego uniesienia. Może i powstało w murach szpitala psychiatrycznego, ale malarz już od dawna nosił się z zamiarem namalowania rozgwieżdżonego nieba – o czym wspominał w listach do brata i czego świadectwo jest widoczne na innych obrazach. Co więcej, badacze sądzą, że „Gwiaździsta noc” odzwierciedla rzeczywisty układ gwiazd z czerwca 1889 roku, kiedy to van Gogh je tworzył! Surrealistyczna, zaznaczona drobnymi pociągnięciami pędzla poświata wokół gwiazd ma być rodzajem złudzenia optycznego, podobnego do tego, którego doświadczamy, patrząc wieczorem prosto w światła latarni ulicznych.

A jak to było z tym uchem?

W powszechnej świadomości silnie utrwalił się fakt, że Vincent van Gogh odciął sobie ucho i podarował je prostytutce. Możemy odnaleźć tu analogię do popularnego w Hiszpanii widowiska – corridy, tradycyjnej walki z bykiem. Zgodnie z tradycją, zwycięski zapaśnik po zabiciu zwierzęcia odcina mu ucho i ofiarowuje je w darze „damie swego serca”.

Do zajścia doszło w czasie, kiedy Vincent mieszkał w Arles razem z innym malarzem, Paulem Gauguinem. Ich relację można uznać za skomplikowaną – wnioskując po listach van Gogha, artyści bardzo różnili się charakterami, więc to i tak zadziwiające, że przez pewien czas zdołali dzielić jedną przestrzeń. Popularniejsza hipoteza mówi, że w dzień incydentu malarze pokłócili się, van Gogh zagroził Gauguinowi brzytwą, a kiedy ten ostatni opuścił dom, zrozpaczony Vincent wykorzystał ową brzytwę do odcięcia sobie ucha.

Istnieje jednak jeszcze druga hipoteza, za którą przemawia kilka faktów. Pasją Paula Gauguina była szermierka, toteż wprowadzając się do van Gogha miał on ze sobą szpadę, której jednak nie miał w dniu wyjazdu z Arles. Inne tropy daje analiza korespondencji malarza. W liście do Theo zawarł on zdanie: „Co za szczęście, że Gauguin nie miał broni maszynowej”, natomiast w liście do Gauguina pisze: „Jeśli ty będziesz cicho, ja też będę milczał”. Czy to możliwe, żeby to Paul Gauguin, prawdopodobnie równie wybuchowy, jak Vincent, zranił malarza, a potem przekonał go do zachowania tajemnicy? Trudno powiedzieć, co właściwie między nimi zaszło. Warto jeszcze zaznaczyć, że jakkolwiek wyglądał ten dziwaczny incydent, artysta nie stracił całego ucha, jak zwykło się mówić, lecz tylko kawałek małżowiny.

Na polu pszenicy

W ciągu ostatnich miesięcy przed śmiercią Vincent van Gogh przebywał w malowniczej wiosce Auvers-sur-Oise pod Paryżem. Tworzył bardzo intensywnie, właściwie codziennie malując nowy obraz, a jednocześnie pozostawał pod opieką słynnego lekarza homeopaty Gacheta. W dniu, w którym doszło do tragedii, Vincent poza sztalugą i farbami wziął ze sobą pistolet i wyszedł na pole pszenicy. Mówił, że broń (która była własnością Gustave’a Ravoux, właściciela gospody, w której mieszkał Vincent) jest mu potrzebna do odstraszania kruków. 

Artysta nie wrócił na kolację – słaniając się na nogach, dotarł do gospody dopiero kilka godzin później. W brzuchu miał ranę postrzałową, pistoletu jednak nigdy nie odnaleziono. Żaden z zajmujących się van Goghiem lekarzy nie zdecydował się na zabieg usunięcia kuli, co również nie jest do końca jasną decyzją. Twierdzili rzekomo, że nie mają kwalifikacji do przeprowadzania takiej operacji, a rana nie jest zbyt groźna. Niestety, Vincent zmarł dwa dni później.

Samobójca?

Dwaj niezależni badacze: Steven Naifeh i Gregory White Smith, w swojej 1000-stronicowej biografii van Gogha sformułowali jednak inną teorię, przybliżoną później w polsko-brytyjskiej produkcji „Twój Vincent”. Według niej van Gogh został postrzelony, a sprawcą tego czynu miał być szesnastoletni chłopiec. Po Auvers-sur-Oise włóczyła się bowiem grupa wyrostków, którzy nie odmawiali sobie alkoholu, a ich ulubioną zabawą było ponoć strzelanie do wiewiórek. Podstawową przesłanką przemawiającą za taką wersją zdarzeń jest opis rany podany przez jednego z lekarzy, zajmujących się rannym van Goghiem. Strzał miał zostać oddany z odległości i pod zbyt nienaturalnym kątem, aby mógł być strzałem samobójczym. We wspomnianym filmie „Twój Vincent”, ów lekarz sprawia wrażenie zwolennika teorii spiskowych, jednak śmiało sformułowana teoria Naifeha i Smitha w wielu zasiała ziarno wątpliwości… Warto też dodać, że kiedy u rannego Vincenta zjawili się policjanci i zapytali, czy próbował popełnić samobójstwo, malarz odpowiedział tajemniczym: „Tak. Myślę, że tak”. Kilkukrotnie też podkreślał, aby nie winić nikogo za jego śmierć. Czy to możliwe, żeby w ten sposób chciał chronić chłopców?

Zdecydowanie obszerniejsze źródło tego typu spekulacji, a także pogłębionej wiedzy na temat szczegółów z życia van Gogha, stanowi wspomniana 1000-stronicowa biografia „Van Gogh. Życie”. Uważam jednak, że dla osób, które nie są zainteresowane aż tak wnikliwym spojrzeniem na historię malarza, dobrym wyborem może być album Agnieszki Kijas „Vincent van Gogh – człowiek i artysta”, w którym zawarte są opisane przeze mnie teorie. Biografia malarza przedstawiona jest tam w sposób bardziej skrótowy, ale przystępny i ciekawy, a dużą zaletę mogą stanowić umieszczone w niej liczne reprodukcje obrazów Vincenta z różnych okresów jego życia.

Dodaj komentarz