Wszelkiego rodzaju adaptacje uwielbianych przez nas klasyków dla wielu nadal pozostają kwestią bardzo kontrowersyjną. Jeśli coś zadziałało raz, po co próbować odtwarzać ten sukces ponownie? Stąd też mnóstwo zmartwień, które pojawiły się wraz z premierą najnowszej ekranizacji losów tytułowego bohatera – ,,Scott Pilgrim zaskakuje”. Ile osób, tyle opinii, ale wszyscy musimy przyznać tytułowi rację, że Scott Pilgrim zdecydowanie zaskakuje!
Serial animowany na podstawie powieści graficznych Bryana Lee O’Malleya ujrzał światło dzienne w Polsce 17 listopada 2023 roku. Mimo że dla wielu wspomniany koncept może być już dość monotonny, warto przypomnieć, że przygody 23-letniego chłopaka z Toronto nie zaczęły się wraz z filmem z 2010 roku w reżyserii Edgara Wrighta, ale historia ta w samej swojej genezie bazuje na serii powieści graficznych wydanych w 2004 roku. Losy te doczekały się kolejnych części, a nawet i własnej gry komputerowej. Sukces nie wydawał się więc kończyć i zdecydowano się stworzyć aktorski film, w którym rolę główną odgrywa Michael Cera. W tym kontekście tegoroczna adaptacja nie powstała więc znikąd.
Nowa adaptacja wnosi więcej, niż myślisz
Dla każdej osoby sceptycznie nastawionej do całego konceptu warto zaznaczyć, że adaptacja ta nie jest jedynie przełożeniem znanej nam już historii na grunt animacji, ale całkowicie nowym podejściem do tematu. Animacja jako medium faktycznie jest w stanie zrobić to, czego nawet film z największym budżetem nie może, i mimo niewątpliwego klimatu i nostalgii, jakimi odznaczał się poprzedni film, płynność efektów i emocji oddanych przez rysunek zdecydowanie świetnie się tutaj sprawdza.
Sam zamysł historii jest taki sam: młody, niezbyt popularny i trochę niezręczny chłopak Scott Pilgrim spotyka Ramonę Flowers – przebojową dziewczynę o mocnym charakterze, w której od razu się zakochuje. Aby zdobyć jej serce, musi jednak pokonać jej siedmiu byłych ukochanych. Akcja ta bardzo szybko zbacza z kursu i może spowodować u odbiorcy zdezorientowanie. Stosunkowo rozległy początek może wydawać nam się za wolny i z pozoru prowadzić donikąd. Po chwili natomiast przyzwyczajamy się i zaczynamy doceniać, że opowieść w zdecydowanie większym stopniu widziana jest z perspektywy Ramony – to ona stawia czoła swoim byłym relacjom i tym samym swojej niewygodnej przeszłości. Ten zabieg niewątpliwie wychodzi na lepsze historii i dzięki niemu możemy spojrzeć na dany związek z punktu widzenia osoby, która faktycznie była jego częścią. O wiele więcej czasu antenowego poświęcono budowaniu postaci i zgłębianiu ich życiorysów, które pozwalają zrozumieć, dlaczego się w tym miejscu znajdują. W dosyć absurdalny sposób animacja ukazuje zmagania osób dopiero co wchodzących w dorosłość i ich problemy związane z przynależnością, relacjami i pogodzeniem się z niemożliwą do zmienienia przeszłością.
Fani nie będą zawiedzeni
Pomimo wielu zmian fabularnych opowieść dalej oddaje taki sam niezwykły klimat lat dwutysięcznych, który najbardziej kojarzył się z wersją filmową. W aktorów głosowych postaci przede wszystkim wcielają się znane nam już osoby odgrywające te same role w filmie „Scott Pilgrim kontra świat”, co u niejednego widza wywoła moc nostalgii i sprawi, że odbiór będzie jeszcze przyjemniejszy. Obsada praktycznie się nie zmieniła, więc zdecydowanie warto to docenić, bo niezależnie od upływu lat aktorzy dalej świetnie się w swoich rolach sprawdzają. Ich charaktery nie odbiegają za bardzo od oryginału – adaptacja, pomimo że mogła, nie próbuje ich idealizować, a nawet dokładnie zaznacza, że ani Scott, ani Ramona nie powinni stanowić dla nikogo wzoru. Nowoczesna animacja miesza nawiązania do klasyki w formie elementów graficznych znanych nam z komiksów lub gier komputerowych z tej samej serii i powoduje, że liczne odwołania, czy to zauważalne jedynie dla fanów (na przykład farbowanie włosów przez Ramonę na początku każdego odcinka), czy te dotyczące ogólnie popkultury, przynoszą jeszcze większą frajdę.
Źródło zdjęcia: crunchyroll.com