Najpierw wyrwij wszystkie strony – zagadka „Żuchwy Kaina”

Żyjemy w świecie w dużej mierze odkrytym i zbadanym. Odległe zakątki kuli ziemskiej nie są już dla nas wielką niewiadomą, a wiedza znajduje się w zasięgu ręki – czy też kciuka. Dostęp do informacji nigdy nie był tak łatwy, a ich przepływ tak szybki, jak ma to miejsce obecnie, w erze internetu. Tym bardziej zaskakujący jest fakt, że rozwiązanie „Żuchwy Kaina” – książkowej kryminalnej zagadki z 1934 roku, wciąż pozostaje tajemnicą, rozwikłaną przez zaledwie kilka osób.

„Żuchwa Kaina” ukazała się w latach 30. XX wieku jako część większego zbioru zatytułowanego „The Torquemada Puzzle Book”. Autorem całej książki był Edward Powys Mathers – znany wówczas z nowatorskich i niezwykle skomplikowanych krzyżówek hetmańskich, publikowanych na łamach brytyjskiego „The Observer” pod pseudonimem Torquemada. Umieszczona obok różnego rodzaju łamigłówek „Żuchwa Kaina” oparta została na nietuzinkowym koncepcie. Strony historii ułożone są w niewłaściwej kolejności, a zadaniem czytelnika jest odkrycie poprawnej chronologii oraz zidentyfikowanie sześciu ofiar i ich morderców. Dodatkowo książka została złożona tak, aby strony dało się powycinać i fizycznie ułożyć w odpowiedniej kolejności.

Od czasów przedwojennych do czasów TikToka

W 1935 roku „The Observer” upublicznił nazwiska dwóch mężczyzn, którzy niezależnie od siebie rozwikłali zagadkę. Byli to W. S. Kennedy oraz S. Sydney-Turner, którym wypłacono oferowaną przez wydawcę nagrodę. Chociaż w latach 30. wielu próbowało zmierzyć się z zagadką Torquemady, wkrótce potem o książce niemal całkowicie zapomniano. Wiele lat później jeden egzemplarz trafił do zbiorów brytyjskiego muzeum Shandy Hall, gdzie w 2016 roku zainteresował się nim John Mitchinson, współzałożyciel wydawnictwa Unbound. Ponownie wydanie „Żuchwy Kaina” było jednak niemożliwe ze względu na fakt, że ani kurator muzeum – Patrick Wildgust, który pokazał Mitchinsonowi niezwykłą książkę, ani sam Mitchinson, nie znali rozwiązania zagadki. Pomimo kilku prób nie udało im się też samodzielnie rozwikłać tajemnicy. W tym momencie historia zaczyna przypominać fabułę emocjonującego filmu. Dzięki kontaktom kuratora muzeum z handlarzami książek zdołał on dotrzeć do anonimowego, starszego mężczyzny z domu opieki, który, jak się okazało, znał rozwiązanie. Co więcej, posiadał też krótki list gratulacyjny od samego Torquemady.

W tej sytuacji nic nie stało na przeszkodzie, aby ponownie wydać książkę. Ukazała się ona w 2019 roku, przy czym ponownie oferowano nagrodę za rozwiązanie, której wysokość wyznaczono na 1000 funtów. Czwartą znaną osobą w historii, która rozwiązała zagadkę, został John Finnemore, brytyjski aktor komediowy. „Kiedy tylko otworzyłem pudełko, błyskawicznie stwierdziłem, że to nie moja liga, a żeby mieć jakiekolwiek szanse na rozwiązanie zagadki, musiałbym z jakiegoś dziwacznego powodu zostać uwięziony w domu na długie miesiące, nigdzie nie wychodzić i z nikim się nie spotykać. Niestety wszechświat mnie wysłuchał.” – skwitował Finnemore w wywiadzie dla „The Guardian”. Pandemiczne osiągnięcie Johna Finnemore’a podsyciło zainteresowanie wokół „Żuchwy Kaina”. Jednak najbardziej wzrosło ono dzięki Sarah Scannell, która obwiesiła swoją ścianę stronami z książki na wzór filmów kryminalnych, a swoje zmagania zaczęła relacjonować na TikToku. W ciągu 24 godzin od publikacji pierwszego filmiku „Żuchwa Kaina” wyprzedała się na Amazonie, a w ciągu następnych tygodni sprzedaż gwałtownie wzrosła. Wkrótce wydawcy z dwunastu krajów, a w tym z Polski, nabyli prawa do tłumaczeń. 

W czym tkwi trudność?

Historia prawie nierozwiązywalnej książkowej zagadki zaintrygowała mnie na tyle, że sama chciałam spróbować swoich sił. Tym samym przekonałam się, że brnięcie przez kolejne strony jest jak przedzieranie się przez gęstą mgłę, w której rzadko i na krótko można dostrzec niewyraźne kontury znajdujących się wokół przedmiotów. „Żuchwa Kaina” napisana jest w tak niejasny sposób, jakby nie tylko strony, ale również pojedyncze zdania, były ułożone w złej kolejności. Jest przepełniona kontekstami kulturowymi, aluzjami literackimi, cytatami i odwołaniami do faktów historycznych. Mimo wszystko wydaje się, że dzięki istnieniu wyszukiwarki Google mamy znacznie ułatwione zadanie w porównaniu do współczesnych Torquemadzie. Istotnie, „Żuchwa Kaina” wymaga wyszukiwania całej masy informacji i już przy pierwszym czytaniu całości zabrnęłam w zakątki internetu, w które nie spodziewałabym się trafić w normalnych okolicznościach.

Torquemada był mistrzem gier słownych w rodzaju kalamburów czy spuneryzmów, co również jest bardzo widoczne w tej książce, a dodatkowo stwarza ogromne trudności tłumaczeniowe. Kiedy tylko dowiedziałam się o polskim wydaniu „Żuchwy Kaina”, w mojej głowie pojawiło się pytanie – czy tłumaczce zdradzono kolejność stron i tożsamość morderców? Tłumaczenie zawsze oznacza pewne ustępstwa w wierności wobec treści, jednak w tym przypadku istnieje niebezpieczeństwo pominięcia elementów kluczowych dla ostatecznego rozwiązania. Jednak już we wstępie do książki tłumaczka, Natalia Wiśniewska, potwierdza, iż znajduje się w gronie osób wtajemniczonych we właściwe rozwiązanie. Przyznaje jednak przy tym, że czuła się wodzona za nos przez autora, a każde słowo wydawało się pułapką. Dodatkowo pewne elementy sprawiają, że rozwiązanie zagadki po polsku może być trudniejsze. Przykładowo wykorzystane w książce cytaty pochodzą z dzieł w większości nieprzetłumaczonych na język polski. Wersja cytatu znajdująca się w książce jest więc pierwszą wersją polską, nierozpoznawalną przez Google. Aby zebrać wszystkie potrzebne tropy, konieczny jest więc dodatkowy wysiłek dotarcia do oryginalnego brzmienia utworów.

Wydawnictwo Poznańskie również wyznaczyło nagrodę dla pierwszej osoby, która zdoła rozwiązać zagadkę, w postaci 500 złotych do wykorzystania w księgarni wydawnictwa. Dopóki nagroda nie zostanie przyznana, nie da się rozstrzygnąć, czy niuanse nie zagubiły się w tłumaczeniu i czy rozwiązanie wersji polskiej jest w ogóle możliwe. Tymczasem w internecie kolejne osoby z różnych krajów twierdzą, iż udało im się odkryć prawidłową kolejność stron. Elitarne grono ludzi, którzy zgłębili tajemnicę „Żuchwy Kaina”, może się więc wkrótce powiększyć, choć na ten moment do wiadomości publicznej podane są tylko wspomniane cztery osoby. Z pewnym smutkiem zakładam, że w dobie internetu prawidłowe rozwiązanie wkrótce zacznie krążyć po sieci, a tym samym wyjątkowa aura tajemniczości, otaczająca ten tytuł, rozwieje się. W końcu – im więcej zaangażowanych osób, tym trudniej dochować sekretu…

Źródło zdjęcia: Maria Lutkowska

Dodaj komentarz