Zmęczony życiem, chcący odpocząć i przestać rozwiązywać zagadki. Pchany ucieczką przed podążającą za nim śmiercią, osiedla się w przepięknej Wenecji tuż po zakończeniu II wojny światowej. Mowa o Herkulesie Poirot z najnowszego filmu „Duchy w Wenecji”.
Detektyw znany z powieści Agathy Christie planuje przejść na emeryturę, jednak jak nietrudno się domyślić, nie jest mu to dane. Na drodze detektywa staje zagadka, obok której nie da się przejść obojętnie.
„Duchy w Wenecji” to trzeci film będący ekranizacją powieści Agathy Christie, którego reżyserem jest Kenneth Branagh. Jest on również aktorem wcielającym się w głównego bohatera, a więc w postać jednego z najbardziej znanych detektywów na świecie. Tym razem akcja dzieje się w 1947 roku w Wenecji, w której osiedla się Herkules Poirot. Bohater musi ponownie wejść w rolę detektywa, a widz wraz z nim zaczyna zastanawiać się nad znaczeniem zjawisk paranormalnych.
Czy wszystko ma racjonalne wytłumaczenie?
Znany ze swoich uporządkowanych metod prowadzenia śledztwa, podchodzący do wszystkiego racjonalnie Poirot zostaje wrzucony do akcji, w której nie wszystko da się logicznie wytłumaczyć. Bohater zostaje zaproszony na seans spirytystyczny, na którym ma zostać przywołany duch zmarłej dziewczyny. Aby dodać klimatu, wszystko dzieje się w Halloween, a więc wtedy, gdy dusze zmarłych są najbliżej żywych. Detektyw nie wierzy w umiejętności medium i musi dowieść swojej racji, że są to jedynie sztuczki wykorzystywane do zarabiania pieniędzy. Dość szybko dochodzi do morderstwa, które okazuje się powiązane z wcześniejszą śmiercią dziewczyny. Detektyw zamyka wszystkich w domu i rozpoczyna śledztwo.
„Duchy w Wenecji” nie są standardowym kryminałem. To, co stanowi zupełną nowość w tej serii filmowej to wykorzystanie stylistyki horroru. Nie jest ona przytłaczająca i na pewno nie należy tego filmu klasyfikować jako ten gatunek, ale pewne elementy charakterystyczne dla horroru zostały tutaj wykorzystane i może się to okazać dość zaskakujące dla widza. Klimat zamkniętego domu, nawiedzonego przez duchy; burzowy wieczór, podczas którego dochodzi do morderstwa, a dodatkowo osadzenie akcji w Wenecji – jeżeli chodzi o zdjęcia i nastrój filmu to nie mogło się nie udać.
Gdy Poirot zaczyna wątpić w to co słyszy i widzi, zwątpienie pojawia się również w umysłach widzów. Z tyłu głowy pozostaje oczywiście myśl, że detektyw tę zagadkę na pewno rozwiąże i jest to myśl bardzo kojąca, bo film rzeczywiście trzyma w napięciu i nie ma się poczucia, że w którymkolwiek momencie się dłuży. W ekranizacji zostały wykorzystane niekonwencjonalne kadry. Bardzo dużo jest ujęć z przekrzywionej kamery, z góry, z dołu, zbliżeń na detale. Buduje to dość mroczny klimat, który łączy się w całość przy rozwikłaniu zagadki – wtedy w głowie widza pojawia się charakterystyczna dla kryminałów myśl „no tak, przecież to logiczne”.
Nowy film, stary wzór
„Duchy w Wenecji” to trzecia część serii w reżyserii Kennetha Branagha. Po nieszczególnie udanej premierze „Śmierci na Nilu” oczekiwania co do najnowszego filmu serii nie były szczególnie wysokie. Również pierwszy film z serii – „Morderstwo w Orient Ekspresie” nie postawił poprzeczki zbyt wysoko. O dziwo, trzeba przyznać, że aktualna premiera jest najlepszym filmem. W tym przypadku twórcy nie trzymali się wiernie książki, a potraktowali ją bardziej jako inspirację do stworzenia historii trzymającej w napięciu, którą będzie można opowiedzieć na dużym ekranie.
W filmie nie brakuje elementów podobnych do poprzednich filmów, które są też wspólne z książkami – metodyczne prowadzenie śledztwa przez bohatera, dedukcja, pokazywanie odbiorcy fragmentów układanki. Jednak w połączeniu kryminału z pewnymi cechami horroru daje to naprawdę ciekawy efekt, który zasługuje na docenienie. W kinie widz będzie przestraszony, zmartwiony, zamyślony, ale i uśmiechnie się w pewnych momentach.
Rozrywki dostarczają naprawdę dobre kreacje postaci (co zasługuje na szczególne uznanie, po „Śmierci na Nilu”). Medium grane przez Michelle Yeoh, czy przyjaciółka Herkulesa, pisarka, która zabiera go do nawiedzonego domu, a w którą wciela się Tina Fey to postacie, które ogląda się na ekranie bardzo dobrze. Jeszcze lepiej prezentuje się jakże niepozorny Jude Hill. Trzeba przyznać, że jednak najlepiej zagraną postacią jest sam detektyw. Kenneth Branagh bawi się tą postacią, jest w centrum uwagi, jednocześnie nie przytłaczając innych bohaterów. Z przerysowanym wąsem i akcentem świetnie odpowiada wyobrażeniom detektywa z książki.
Zastanawiać może jedynie fakt, czy nie za dużo ostatnio w kinie pokazywania bohaterów, którzy już planują przejść na emeryturę, mają dość dotychczasowego życia, a jednak nieoczekiwany splot okoliczności powoduje, że znowu muszą stanąć w centrum zdarzeń. W tym filmie nie jest to aż tak odczuwalne i natarczywe, ale może być już powoli nużące.
„Duchy w Wenecji” nie są arcydziełem kina. Jest to jednak bardzo dobry film rozrywkowy, na którym widz na pewno nie będzie się nudzić, zwłaszcza gdy choć odrobiną sympatii darzy postać Herkulesa Poirota. Jest to jak dotąd najlepszy film z tej serii. Pozostaje pytanie, czy będzie ostatnim, czy też reżyser zaskoczy widza czymś nowym.
Źródło zdjęcia: Oficjalny plakat filmu