Lubi dobrze zjeść i interesuje się motoryzacją. Krzysztof Duda o samym sobie

Doktor Krzysztof Duda, powszechnie lubiany przez studentów wykładowca, laureat wielu przyznawanych przez nich nagród, w rozmowie z Jakubem Marciniakiem opowiedział o swoich studiach, zainteresowaniach oraz planach na przyszłość.

Jakub Marciniak: Z pańskiego biogramu można przeczytać, że interesuje Pana Doktora problematyka ustrojów politycznych i systemów wyborczych, w szczególności systemu Szwajcarii i innych państw niemieckojęzycznych. Czy od najmłodszych lat ciekawiła Pana polityka? 

Krzysztof Duda: Moim głównym obszarem zainteresowań badawczych są rzeczywiście systemy polityczne tego regionu Europy. Moja praca doktorska dotyczyła systemu szwajcarskiego, a konkretnie występującej tam demokracji bezpośredniej, ale analizuję również ustroje państw sąsiednich. Również moja praca licencjacka i magisterska dotyczyły podobnej problematyki badawczej. Z ciekawością przyglądam się tym państwom, często będąc na miejscu i łącząc dzięki temu możliwość turystycznego zwiedzania tego pięknego regionu. Wybierając ten temat, zwróciłem ponadto uwagę, że była to rzadko analizowana kwestia w polskiej nauce. Chciałem zatem wypełnić tę mała lukę badawczą.

Dlaczego WNPiD?

Może zacznę od tego, że na ogół uważam się za umysł bardziej ścisły, do takiej też klasy w liceum uczęszczałem. Po maturze pierwotnie planowałem studiować informatykę, myślałem o zostaniu programistą. Ostatecznie jednak, również dzięki nauczycielom w szkole, bardzo rozwinąłem moje zainteresowania z drugiego obszaru, czyli wiedzy o społeczeństwie. To w tych obszarach brałem na przykład udział w szkolnych olimpiadach, na których nawet udało się osiągnąć niewielki sukces. Stwierdziłem, że to są moje „prawdziwe” zainteresowania. Ostatecznie postanowiłem iść na studia w tym kierunku. A dlaczego WNPiD? Wówczas jeszcze Wydział w dzisiejszej formie nie istniał. Dokumenty składałem na Wydziale Nauk Społecznych, gdzie funkcjonował Instytut Nauk Politycznych. Sugerowałem się dwiema kategoriami: poleceniami (do dzisiaj, również biznesowo uważam, że to najsilniejsza forma reklamy) oraz rankingami. Wiedzę z IT jednak równolegle rozwijałem i do dzisiaj jest to przydatne i procentuje. 

Czy w przyszłości możemy liczyć na tytuł profesora?

Rzecz jasna, jak chyba każdy pracujący w uczelni wyższej, planuję w pewien sposób swoją dalszą karierę naukową. Nie jest to jednak takie łatwe. Najpierw trzeba pomyśleć o habilitacji. Chciałbym w pewnym obszarze dalej pogłębiać swoje badania, jednak na to też potrzeba czasu, którego niestety ostatnio permanentnie mi brakuje. Oprócz dodatkowych zadań, które mam, pracy organizacyjnej dla Uniwersytetu, bardzo wiele poświęcam dydaktyce, którą zresztą bardzo lubię.

Otrzymał Pan Doktor wiele wyróżnień od swoich studentów. Czy podejście do nich bierze się z pańskiego charakteru czy jakichś technik pedagogicznych?

Rzeczywiście, udało się uzyskać nagrody na uroczystościach, takich jak na przykład Wielka Gala, ale także w powszechnym głosowaniu wydziałowym, to jest nagrody Praeceptor Laureatus. Bardzo się cieszę z tych wyróżnień, bo przyznawane są przez samych studentów, osoby, dla których prowadzi się zajęcia. Daje to niezwykłą motywację do dalszej pracy. A odnośnie do metod, stosuję różne. Priorytetem jednak jest to, by zainteresować omawianą problematyką. W znacznej mierze to mój autorski system, ale wzorowałem się w wielu przypadkach na moich mistrzach, profesorach, z którymi sam miałem ciekawe zajęcia.

Jaki był pański ulubiony profesor?

Przez okres studiów poznałem naprawdę wiele świetnych osób, wielu nauczycieli mnie zainspirowało, jednak jednej konkretnej postaci nie chciałbym wskazywać. Byłoby to zresztą naprawdę trudne. Czas studiów wspominam bardzo dobrze. Moim zdaniem jest to w ogóle najlepszy okres w życiu. Zawsze sugeruję studentom, by wykorzystali go w 120 procentach. I to nie jedynie na naukę, ale także na zaangażowanie w różne formy działalności studenckiej, w koła naukowe, samorząd, inne organizacje, może w rozwój swojej pierwszej firmy?

Ile Pan Doktor zna języków obcych?

W dobry sposób to dwa: angielski i niemiecki. W kilku innych znam podstawowe zwroty. Często zapamiętywałem je przy okazji realizacji jednego z hobby, czyli podróżowania.

A jakie inne ma Pan Doktor zainteresowania?

W wolnych chwilach, których, jak wspomniałem, mam coraz mniej, lubię czytać i to bardzo różne formy. Interesuję się między innymi motoryzacją, zarówno samochodową, jak i tą w wydaniu na dwa kółka.

Z tego, co wiem, ma Pan Doktor prawo jazdy na motocykl?

Tak, tak też spędzam wolne chwile. Czasami udaje się to połączyć z podróżowaniem i na przykład wypożyczyć motocykl w jakimś odległym miejscu. Wtedy najlepiej się zwiedza, a przy okazji nie ma problemu ze znalezieniem miejsc parkingowych, co jest problematyczne wielu państwach. 

A poza tym? Co robi Pan w całkiem wolnych chwilach?

Zgłębiam informacje o nowych technologiach, uczę się. Lubię dobry film, seriale, lubię dobrze zjeść.

Nawiązując do ostatniej kwestii, podobno wspomniał Pan kiedyś, że na kebabach zna się bardziej niż na systemach politycznych. Skąd wzięło się zainteresowanie tym daniem?

To był oczywiście żart, ale faktycznie lubię to danie. Wzięło się to na ogół stąd, że bardzo często bywałem i bywam w Berlinie, który jest ojczyzną kebaba. Sprecyzować trzeba, że to, o czym mówimy, myśląc tu o kebabie, to na ścisłość Döner Kebap (tak się zapisuje). To danie tureckie, spotykane także w Turcji, jednak tam inaczej serwowane, a w wydaniu w bułce znany jest od lat 70., gdy pierwsze lokale otworzyli tureccy migranci ekonomiczni. Są różne teorie, gdzie zaserwowano to danie po raz pierwszy – wskazuje się między innymi Kottbusser Damm oraz dworzec Zoologischer Garten. Z tą drugą lokalizacją wiąże się najbardziej popularna historia, która głosi, że „wynalazcą” kanapki był Kadir Nurman. Przybył on do Berlina Zachodniego w latach 60. i otworzył swój pierwszy lokal w 1972 roku.

A w Poznaniu można zjeść gdzieś dobrego kebaba?

Mam swoje dwa, trzy typy. Są to bardzo dobre miejsca, serwujące prawie takiego, jak ten berliński, równie smaczny. Widoczne jednak jest dezawuowanie wartości tego dania. Często w wielu miejscach wykonywane jest niewłaściwe, z produktów niezbyt dobrych jakościowo, złych składników, niewłaściwego mięsa. Z pewnością brakuje w Poznaniu dobrego kebaba. Trzeba zagospodarować tę lukę.

A wracając do literatury, jaka jest Pana ulubiona książka?

(Śmiech) Ustroje konstytucyjne państw współczesnych! A tak na poważnie, to nie mam, trudno byłoby jedną wskazać.

Dodaj komentarz