Ostatnie lata – poza rokiem 2021 – w Formule 1 upłynęły pod znakiem dominacji Mercedesa, której równać się może tylko wielka passa sukcesów Ferrari z lat 2000-2004. Nowe regulacje techniczne w 2022 roku pozwoliły jednak zrobić z dotychczasowymi dominatorami to, co zrobiono z włoską Scuderią w 2005 roku – kompletnie ich rozbroić.
Zmiany w regulaminie technicznym na sezon 2022 oznaczające powrót do dawno niestosowanego w F1 efektu przypowierzchniowego, spowodowały nieoczekiwane zmiany w czołówce. Mercedes, który do tej pory dominował, nie poradził sobie i zakończył rywalizację na 3. miejscu z jednym zwycięstwem. W tej sytuacji do walki o tytuł miały stanąć Red Bull i Ferrari, choć pojedynek ten zakończył się na pięć wyścigów przed końcem podczas Grand Prix Japonii, gdy Max Verstappen (Red Bull) zdobył swój drugi z rzędu tytuł mistrzowski, a w następnej rundzie jego zespół zapewnił sobie tytuł mistrza konstruktorów.
Ten rok mógł być lepszy
Sezon 2022 był czasem wielkich zmian i wielu fanów z wypiekami na twarzy oczekiwało zbliżenia się do siebie stawki oraz bardziej zaciętej walki o tytuły mistrzowskie. Nowe zasady przyniosły jednak kilka niespodzianek, a największą z nich była niemoc Mercedesa. Niemiecki zespół, który do tej pory seryjnie wygrywał wyścigi, w tym roku był w większości rund trzecią siłą – zbyt daleko, by marzyć o wygranych. Ostatecznie zespół z Brackley zdołał wygrać GP Sao Paulo, jednak był to dopiero przedostatni wyścig sezonu.
Wobec tego do walki o tytuły stanęły ekipy Red Bulla oraz Ferrari. Na samym początku roku oba zespoły były bardzo blisko siebie, a dodatkowo spojrzenia przyciągały pojedynki Maxa Verstappena (Red Bull) i Charlesa Leclerca (Ferrari), którzy typowani byli do zdobycia tytułu mistrza świata kierowców. Szybko się jednak okazało, że o wygranej zadecyduje czynnik zespołowy – Red Bull na przestrzeni całego roku wykonał po prostu lepszą robotę niż Ferrari na polu strategicznym oraz rozwojowym. Dodatkowym utrapieniem Ferrari okazały się także awarie samochodów, które kilkukrotnie wyeliminowały obu zawodników Scuderii. Nic dziwnego więc, że to Red Bull zwyciężał, podczas gdy Ferrari niemal wciąż potykało się o własne nogi.
Nie doszło także do zbliżenia się zespołów ze środka stawki do pierwszej trójki. Najbliższe temu ekipy, czyli Alpine oraz McLaren i tak traciły prawie 400 punktów do trzeciego Mercedesa. Mimo to ten sezon nie był tak zły pod względem ścigania. Na torach można było oglądać wiele fascynujących pojedynków o pozycje. Szczególnie sporo emocji dostarczyło GP Wielkiej Brytanii, w którym o drugie miejsce walczyło niemal pięciu kierowców.
Budżet Red Bulla i inne kontrowersje
Mimo raczej nieemocjonującej walki o tytuły, Red Bull potrafił być kontrowersyjną ekipą. Zespołowi z Milton Keynes udowodniono bowiem złamanie zasad limitów budżetowych za zeszły sezon (obowiązują w F1 od 2021 roku). Red Bull miał przekroczyć regulaminową kwotę 145 milionów dolarów o pół miliona, za co zostali ukarani przez sędziów grzywną w wysokości 7 milionów dolarów oraz ograniczeniem czasu pracy w tunelach aerodynamicznych o 10%.
Zabawniejszą aferą z kolei okazała się „Piastrigate”, czyli konflikt o Oscara Piastriego między dotychczas zatrudniającym go Alpine a McLarenem. Zaczęło się od odmówienia przez Piastriego startów dla Alpine na początku sierpnia, po oficjalnym ogłoszeniu przez francuski zespół decyzji o zatrudnieniu go – od razu po przejściu Fernando Alonso do Astona Martina. Decyzja dopiero wchodzącego do F1 Piastriego wydawała się dziwna. Jak się okazało, aż tak dużym zaskoczeniem nie była.
Piastri już od dłuższego czasu szukał innego kontraktu, po tym jak Alpine nie było w stanie zapewnić mu miejsca w Formule 1 oraz nie zaoferowało nawet ważnego prawnie kontraktu. Dodatkowo francuski zespół nie zgodził się z Alonso co do długości kontraktu, jednak Piastri miał podpisany papier z McLarenem już wcześniej. Spór między zespołami o kierowcę trafił ostatecznie do specjalnej komisji FIA ds. sporów kontraktowych, który ostatecznie uznał, że to McLaren będzie teamem Piastriego. Alpine natomiast przegrało i stało się pośmiewiskiem, które nie potrafi kontrolować kontraktów swoich zawodników. Ostatecznie w miejsce Alonso do Alpine trafi Pierre Gasly.
Danke Seb!
Sezon 2022 okazał się także ostatnim sezonem w karierze Sebastiana Vettela (Aston Martin). Czterokrotny mistrz świata z lat 2010-2013 postanowił w końcu zakończyć jazdę w Formule 1, chcąc się skoncentrować m.in. na wychowaniu dzieci. Niemiecki kierowca pożegnał się z widownią w bardzo dobrym stylu, mając za sobą dość dobry sezon w raczej przeciętnym Astonie Martinie. Oprócz niego dyscyplinę opuścili także Daniel Ricciardo, Mick Schumacher oraz Nicholas Latifi, jednak nie odeszli oni podobnie jak Vettel na własnych warunkach, lecz z powodu niezadowalających wyników.
Na początku grudnia ogłoszono także, że stanowisko szefa Scuderii Ferrari straci Mattia Binotto. Włoski inżynier odejdzie wraz z końcem roku, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że Binotto odchodzi jako kozioł ofiarny za brak wyników w sezonie 2022. W obecnej chwili nie brakuje spekulacji dotyczących nowego szefa włoskiej ekipy – wśród potencjalnych kandydatów wymienia się m.in.: Frederica Vasseura (szef zespołu Alfa Romeo) czy Rossa Brawna, współodpowiedzialnego za sukcesy Ferrari w czasach Michaela Schumachera.
Co za rok?
Sezon 2023 może jednak znacząco różnić się od 2022. Będzie to bowiem drugi rok obowiązywania regulacji i zespoły wyciągną wnioski, które pomogą w rozwoju aut. Ciekawiej może się zrobić w czołówce po karach dla Red Bulla, co może pomóc wybić się Mercedesowi. Niewiadomą jest natomiast Ferrari, którego forma będzie zależeć od tego, jak nowy szef ułoży zespół. Środek stawki raczej pozostanie w pewnym dystansie do TOP3, ale wciąż wiele wskazuje na to, że rok 2023 może być o wiele bardziej interesujący.
Źródło zdjęcia: https://www.crash.net/f1/news/1001412/1/how-latest-verstappen-v-leclerc-f1-battle-played-out