Sezon 2021 Formuły 1 dobiegł końca. Fani w końcu doczekali się bliskiej walki o mistrzostwo między dwoma zawodnikami różnych ekip. Jednak to, jak kandydaci do tytułu ze sobą walczyli, zostawia sporo do życzenia. Ze względu na ogrom wydarzeń, najlepiej podsumować ten rok w F1 krótką listą.

Wojna totalna Red Bulla i Mercedesa

To był pojedynek, którym żyli wszyscy fani Formuły 1 przez ten sezon. Lewis Hamilton (Mercedes) oraz Max Verstappen (Red Bull) stoczyli ze sobą trwającą cały rok walkę o tytuł mistrza świata. Ostatecznie zwyciężył Max Verstappen, jednak styl pojedynku był naprawdę nie do zniesienia. O ile na torze kierowcy walczyli koło w koło, tak zespoły nie odpuszczały sobie nawet poza torem. Co chwilę Red Bull i Mercedes obrzucali się oskarżeniami o oszustwa oraz nieuczciwe zagrywki. Szefowie zespołów, czyli Christian Horner oraz Toto Wolff, zamiast łagodzić ton, to dodatkowo podgrzewali atmosferę. Znajdowało to ujście również wśród fanów, którzy na portalach społecznościowych stoczyli mnóstwo kłótni. Całość sprawiła, że widowisko, jak i cała otoczka F1 jako sportu zaczęła blaknąć i brzydnąć. Pozostawia to niesmak, zwłaszcza że w większości kłótnie te były zwyczajnie niepotrzebne.

Wiele zmian w „niezmiennym” sezonie

Sezon 2021 miał być pierwszym sezonem z nowymi konstrukcjami samochodów, opartymi o planowaną rewolucję techniczną. Jednak wybuch pandemii COVID-19 oraz trudna sytuacja finansowa niektórych zespołów sprawiła, że zgodzono się na drobne zmniejszenie podłogi w bolidach. Zmieniły się jednak także same zespoły, a raczej ich nazwy. Renault przekształcił się na Alpine. Nazwę zmienił także zespół Racing Point, którego właściciel Lawrence Stroll jest także udziałowcem Astona Martina. I to właśnie kultowa brytyjska marka „przejęła” dotychczasowy zespół.

Kłopoty z adaptacją  

Przed sezonem nastąpiło kilka zmian również wśród kierowców – Sergio Perez po zastąpieniu w Astonie Martinie przez Sebastiana Vettela trafił do Red Bulla. Miejsce w Ferrari zajął Carlos Sainz Jr, natomiast puste miejsce po nim w McLarenie zajął Daniel Ricciardo. Do Formuły 1 wrócił natomiast Fernando Alonso, który dołączył do Alpine po odchodzącym Ricciardo. Wszyscy ci zawodnicy mieli jednak od początku sezonu problem z przystosowaniem się do nowych aut, co po części było spowodowane wyjątkowo krótkimi testami przedsezonowymi. Z czasem jednak większość z nich przystosowała się do pojazdów i zaczęła osiągać solidne wyniki, jednak chociażby w przypadku Ricciardo było widać, jak jego słaba forma z początku sezonu utrudniła McLarenowi walkę o 3. miejsce w tabeli konstruktorów.

Wesołe trio debiutantów

W sezonie 2021 powitaliśmy także w F1 trzech nowych kierowców: Yukiego Tsunodę (AlphaTauri), Micka Schumachera (Haas) oraz Nikitę Mazepina (Haas). Wszyscy trzej okazali się jednak drobnym rozczarowaniem. Tsunoda, który wywarł bardzo dobre wrażenie w seriach juniorskich  (3. miejsce w Formule 2 rok temu w debiucie) nie do końca dogadywał się ze swoim samochodem, kilkukrotnie się rozbijając i na ogół będąc wolniejszym od Pierre’a Gasly’ego, z którym jeździł w tym sezonie w jednym zespole. O kierowcach Haasa można powiedzieć niemal to samo. Mick i Nikita mieli za sobą kilka kolizji, jednak to syn Michaela Schumachera prezentował się nieco lepiej w tym sezonie, na ogół będąc szybszym od Mazepina. Kłopotem tej dwójki był także słaby samochód – tegoroczna konstrukcja nie pozwalała na walkę nawet o najmniejsze punkty.

Sezon pełen niespodzianek na podium

W sezonie 2021 nie brakowało również nieoczekiwanych rezultatów. Na podium oprócz kierowców Red Bulla i Mercedesa pojawiali się także nadzwyczaj często zawodnicy innych ekip. Zwyciężali także Esteban Ocon (Alpine) i Daniel Ricciardo (McLaren). Na piedestale stawali także tacy zawodnicy jak: Charles Leclerc (Ferrari), Pierre Gasly (AlphaTauri), Sebastian Vettel (Aston Martin) czy nawet reprezentujący Williamsa George Russell, który generalnie imponował, zdobywając punkty samochodem, który w zeszłym roku nie był w stanie zapunktować ani razu.

Ponowny rozbłysk legendy…

Wspomniany wyżej Fernando Alonso miał w początkowej fazie sezonu problemy z przystosowaniem się do samochodu Alpine, jednak gdy w końcu zrozumiał samochód, to nie było zmiłuj. Hiszpański kierowca z łatwością walczył z innymi zawodnikami oraz doskonale wyczuwał okazje do ataku. Świetnie się także bronił, co pokazało GP Węgier, podczas którego zaciekle bronił się przez 10 okrążeń przed Lewisem Hamiltonem, mimo dysponowania znacznie wolniejszym bolidem niż Mercedes z numerem 44. Fernando uwieńczył udany pierwszy rok powrotu do Formuły 1 trzecim miejscem podczas Grand Prix Kataru, co było pierwszą wizytą na podium dla zawodnika z Oviedo od przeszło 7 lat!

… i wygaśnięcie innej

Gdy Alonso ponownie cieszył się jazdą w F1, zrezygnować postanowił jego dawny rywal – Kimi Raikkonen. Zawodnik z Finlandii wydawał się w tym sezonie cieniem samego siebie z przeszłości. O ile potrafił punktować, tak często przydarzały mu się głupie wpadki, które nie powinny się zdarzać kierowcy z prawie 20-letnim doświadczeniem w Formule 1. Nic więc dziwnego, że sam Kimi doszedł do wniosku, że pora odwiesić kask na kołku i odpocząć od jazdy na najwyższych obrotach. Tak, jak on kiedyś zastąpił swojego rodaka — podwójnego mistrza świata Mikę Hakkinena — tak dziś Kimi zostanie zastąpiony przez swojego rodaka Valtteriego Bottasa.

Najgorzej trzymany sekret

Skoro już przy Bottasie jesteśmy, to warto wspomnieć o jego następcy w Mercedesie. George Russell od przynajmniej zeszłego roku był typowany do zastąpienia Fina, gdy nieoczekiwanie zastąpił chorego na koronawirusa Hamiltona podczas GP Sakhiru i wygrałby, gdyby nie zepsuty pit-stop Mercedesa oraz przebita opona. Od tamtego czasu plotki zaczęły się nasilać, zwłaszcza w kontekście słabej formy Bottasa. Dlatego też, gdy na początku września ogłoszono odejście Valtteriego do Alfy Romeo, każdy oczekiwał oficjałki z nazwiskiem George’a w Mercedesie. Zamiast tego Mercedes postanowił czekać jeszcze tydzień z ogłoszeniem decyzji, co doprowadziło do śmiesznej sytuacji, podczas której szef zespołu Red Bulla zaczepił Russella podczas jednego z wywiadów, pytając, czy już podpisał kontrakt z Mercedesem, na co widocznie zakłopotany kierowca odparł „Nie wiem, o czy mówisz”.

Sędziowska nieudolność

Sezon 2021 dostarczył wielu emocji również ze względów na dziwne decyzje sędziów. Stewardzi wykazywali się w swoich wyrokach brakiem konsekwencji oraz niezdolnością do szybkiego reagowania. Symbolem nieudolności oraz błędów stało się GP Belgii, podczas którego ze względu na silny deszcz odbyły się tylko 3 okrążenia, na które fani oraz kierowcy musieli czekać aż 3 godziny! Dodatkowo szczególnie mocno krytykowany był także Michael Masi, dyrektor wyścigowy, który zdaniem widzów powinien podać się do dymisji. 

Miła niespodzianka dla polskich fanów

Zawirowania w tym sezonie związane z COVID-19 dotyczyły nie tylko torów w kalendarzu, ale także zawodników. Gdy Kimi Raikkonen zaraził się wirusem przed GP Holandii, na jego miejsce wskoczył Robert Kubica. Polski zawodnik zastąpił Raikkonena także podczas GP Włoch. Kubica wykonał dość dobrą robotę, co prawda nie dowiózł punktów, jednak miał okazje stoczyć kilka pojedynków na torze. Wiadomo także, że w przyszłym roku Robert wciąż będzie pełnił funkcje kierowcy rezerwowego w Alfie Romeo, więc kto wie, być może znowu zobaczymy Kubicę za kierownicą bolidu F1.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *