Nieco ponad dwa tygodnie zmagań na najwyższym poziomie w 43 konkurencjach rozgrywanych na 34 arenach – to są XXXIII Igrzyska w najbardziej ogólnych liczbach. Suche statystyki jednak nie oddadzą emocji, które kibice mogli doświadczyć w tym czasie. Na szczęście i my mogliśmy cieszyć się z medali naszych rodaków.
Mimo że z perspektywy biało-czerwonych dziesięć zdobytych medali, w tym tylko jeden złoty, to spore rozczarowanie, to jednak należy przyjąć te osiągnięcia z radością. Klasyfikację medalową, którą tradycyjnie zdominowały Stany Zjednoczone oraz Chiny, zakończyliśmy na 42 miejscu – niestety najniższym w historii.
Szybciej, wyżej, dalej!
Nie ma co narzekać na ogólny poziom rywalizacji w większości konkurencji, gdyż w większości sportowcy zaprezentowali formę, nomen omen, olimpijską. Na niezwykle emocjonujące zmagania można było liczyć w królowej sportu – lekkoatletyce. Dyscyplina, która zazwyczaj była kopalnią medali dla naszych sportowców, tym razem zakończyła się jednym medalem w kolorze brązowym zdobytym przez znakomitą Natalię Kaczmarek w biegu na 400 metrów. W konkurencjach szybkościowych błysnęła przede wszystkim Julien Alfred pochodząca z małej wyspy Saint Lucia. Jej złoty oraz srebrny medal w sprintach (odpowiednio na 100 i 200 metrów) wprawiły w szał nieco ponad setkę tysięcy mieszkańców tego kraju, którzy hucznie świętowali swoje pierwsze w historii medale olimpijskie.
Do historii przeszła również Kenijka Faith Kipyegon, która trzeci raz z rzędu obroniła tytuł olimpijski na dystansie 1500 metrów. W biegu tym pokonała inną wielką biegaczkę, Sifan Hassan, która jednak powetowała sobie te straty, zwyciężając maraton kobiet z rekordem olimpijskim. Doskonałą formę zaprezentowały również amerykańskie biegaczki — sztafeta USA 4 × 400 metrów w eliminacjach pobiła w eliminacjach rekord świata, by w finale również nie dać żadnych szans swoim rywalkom. Zdecydowanie jeden z najbardziej spektakularnych występów tych igrzysk. Podobnie znakomity był finisz Holenderki Femke Bol na tym samym dystansie, ale w sztafecie mieszanej, w której Pomarańczowi wyprzedzili na ostatnich metrach Amerykanów. Fantastyczny rekord świata ustanowiła także Sydney McLaughlin-Levrone w biegu na 400 metrów przez płotki.
Bohaterem sprintów mężczyzn okazał się Noah Lyles, który udowodnił swoją wielką formę w biegu na 100 metrów, jednak zawiódł na dystansie 200 metrów, gdzieś uznał wyższość przede wszystkim Letsile’a Tebogo z Botswany i ostatecznie zdobył brąz. Amerykanie i Botswańczycy stoczyli również pasjonującą rywalizację w sztafecie 4 × 400 metrów, gdzie minimalnie lepsze okazało się USA, ale do rywalizacji włączyli się również Brytyjczycy. Z polskiej perspektywy na uwagę zasługuje również świetny występ Ewy Swobody, której do awansu do finału biegu na 100 metrów zabrakło zaledwie 0,01 sekundy.
Natomiast na wiele liczyliśmy w konkurencjach technicznych. Tam dostąpiliśmy największego zawodu. Najlepiej wypadła nasza trzykrotna mistrzyni olimpijska w rzucie młotem Anita Włodarczyk, jednak jej wynik dał miejsce tuż za podium. Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki w młocie mężczyzn nie zbliżyli się do medali. Zawiódł Piotr Lisek, który nie dostał się do finału skoku o tyczce, którego zwycięzcą został Armand Duplantis, bijąc rekord świata po raz dziewiąty w karierze. W momencie oddawania tego tekstu jednak i ten rekord nie jest już aktualny, bo Szwed znów przebił swoje osiągnięcie, tym razem na mityngu w Chorzowie. O mały włos nie doświadczyliśmy powtórki z Tokio i dzielonego złotego medalu w skoku wzwyż. Tym razem jednak Australijczyk Hamish Kerr oraz Amerykanin Shelby McEwan zdecydowali się skakać w dogrywce, z której zwycięsko wyszedł ten pierwszy.
Duma narodowa
Choć na stadionie lekkoatletycznym działo się bardzo wiele, to prawdopodobnie najwięcej emocji Polakom przyniósł turniej siatkarzy. Nasza reprezentacja osiągnęła fenomenalny wynik, zdobywając srebrny medal, po dosyć jednostronnym finale z gospodarzami turnieju. Niezwykłe pojedynki, jakie w drodze do tego finału musieli stoczyć siatkarze, przejdą do historii polskiego sportu. Szczególnie niesamowity półfinał z USA, w którym wbrew wszelkiej logice, Polacy wrócili z siatkarskich zaświatów, by wygrać mecz 3:2. Jest to pierwszy medal olimpijski naszych zawodników od wybitnej reprezentacji trenera Huberta Wagnera w 1976 roku z Montrealu. Mniej szczęścia miały niestety nasze siatkarki, które musiały uznać wyższość Amerykanek w ćwierćfinale.
Z innych sportów drużynowych olbrzymie emocje wzbudził męski turniej w piłkę ręczną, niestety bez udziału Polaków. Choć finał nie miał zbyt wielkiej historii i Duńczycy gładko ograli Niemców, to turniej stał na niebotycznym poziomie, a swój szczyt osiągnął w ćwierćfinałach, gdzie trzy z czterech meczów kończyły się dogrywkami. Z kolei w piłce nożnej mężczyzn, mistrzowski letni hat-trick zaliczyli Hiszpanie, którzy do zwycięskich Euro 2024 oraz Mistrzostw Europy U-19 dołożyli złoty krążek olimpijski, pokonując w finale 5:3 Francuzów. U pań triumfowały Amerykanki, ale jedna z najbardziej absurdalnych historii turnieju należy do Kanadyjek, których trenerka szpiegowała treningi innych reprezentacji za pomocą drona. W koszykówce zaś – zarówno kobiet, jak i mężczyzn – nikt nie potrafił przełamać hegemonii Stanów Zjednoczonych, choć otarły się o to Francuzki w finale oraz Serbowie w półfinale, którzy dali popis niesamowitego basketu. Na legendarnego LeBrona Jamesa i doskonałego Stepha Curry’ego, prowadzących amerykański dream team, nawet to było niewystarczające.
Medale mniej lub bardziej spodziewane
Wracając do naszych rodzimych sukcesów, to wiele radości przyniosły nam zawodniczki we wspinaczce sportowej na czas. Oby nie spowszedniały nam wyczyny Aleksandry Mirosław, która zgodnie z oczekiwaniami zdobyła złoto oraz ponownie pobiła rekord świata. Natomiast, mniej oczywistym sukcesem był brąz w tej samej dyscyplinie Aleksandry Kałuckiej.
Nie może zabraknąć Klaudii Zwolińskiej, która zdobyła srebro w kajakarstwie slalomowym, a tym samym rozpoczęła listę naszych osiągnięć w klasyfikacji medalowej. Ostatni był medal wywalczony w kolarstwie torowym przez Darię Pikulik i również był to kruszec koloru srebrnego.
Do olimpijskich łask w naszym kraju wrócił także boks i to za sprawą niebywałego występu 21-letniej Julii Szeremety, która dopiero w finale kategorii do 57 kilogramów musiała uznać wyższość swojej rywalki. Jednak, całe zawody przyćmił skandal związany z kontrowersjami dotyczącymi płci poszczególnych zawodniczek. Pośrednio doprowadziło to do tego, że na ten moment boks ma zniknąć z programu olimpijskiego – oby jednak MKOL zmienił swoje zdanie do czasu igrzysk w Los Angeles.
Powody do dumy przyniosły nam również dwa kwartety. Nasze szpadzistki wywalczyły w Paryżu brązowy medal, a szalona radość Aleksandry Jareckiej, która o mały włos nie znalazłaby się w kadrze na igrzyska, wyrażała więcej niż jakiekolwiek słowa. W wioślarstwie, choć nie osiągamy już w nim tak wielkich sukcesów jak kilka lat temu, to panowie w czwórce podwójnej swoim trzecim miejscem wlali dużo wiary w fanów tego sportu w Polsce.
Wybitny Djoković
Być może dla niektórych rozczarowaniem był „zaledwie” brąz Igi Świątek wywalczony na jej ukochanych kortach Rolanda Garrosa w singlu kobiet. Szkoda, że mimo wszystko olbrzymie osiągnięcie Polki jest traktowane jako porażka, podczas gdy nasza tenisistka zapewniła nam historyczny pierwszy medal olimpijski. W półfinale Świątek uległa późniejszej mistrzyni Qinwen Zheng, która zalicza fenomenalny sezon. Do finału tegorocznego Australian Open 22-letnia Chinka dorzuciła złoto olimpijskie, które jest jej największym sukcesem w karierze, a przed nią jeszcze jakże świetlana przyszłość. Duży szacunek należy się także Donnie Vekić, srebrnej medalistce, która jeszcze kilka miesięcy temu rozważała zakończenie kariery ze względu na trapiące ją kontuzje.
W turnieju męskim za to byliśmy świadkami historii człowieka, który wreszcie osiągnął upragniony ostatni klejnot w swojej tenisowej koronie. Do brązu z Pekinu 2008 roku Novak Djoković w końcu dołożył złoto na paryskiej mączce. Serb zbudował tym samym jeszcze solidniejsze fundamenty pod swój pomnik i trudno polemizować już, kto jest najwybitniejszym tenisistą wszech czasów. W pasjonującym finale Djoković pokonał Carlosa Alcaraz 7-6. Brąz z kolei przypadł Lorenzo Musettiemu, dla którego jest to największy sukces w karierze.
Każdy medal ma dwie strony
Paryskie igrzyska obfitowały w jeszcze wielu innych wspaniałych momentach, takich jak narodziny nowego francuskiego bohatera na pływalni, czyli czterokrotnego mistrza olimpijskiego Leona Marchanda, czy piątego złotego medalu z rzędu zdobytego przez niezniszczalnego kubańskiego zapaśnika Mijaina Lopeza. Oczywiście, nie obyło się bez kontrowersji, na czele z przeprowadzeniem zawodów pływackich długodystansowych w Sekwanie, która do najczystszych rzek świata z pewnością nie należy lub ceremonii otwarcia, która fragmentami oburzyła niektóre środowiska na świecie.
Summa summarum jednak należy oddać cesarzowi co cesarskie – Paryż podołał organizacji tak wielkiej imprezy. A że i sportowcy stanęli na wysokości zadania, zapewniając kibicom na całym świecie iście szczytowy poziom emocji, to igrzyska te przejdą do historii jako jedne z bardziej udanych. Należy teraz trzymać kciuki, by ten poziom został utrzymany również w Los Angeles. Niestety, to dopiero za cztery lata. Ale czyż ten olimpijski głód i wyczekiwanie nie jest elementem, który nadaje im tak cudownego smaku?
Źródło zdjęcia: Unsplash