W niedzielę 24 listopada rozpoczęło się trwające aż osiem dni święto kina młodego widza – 42. edycja festiwalu „Ale kino!”. Poznańskie wydarzenie jest niezwykłą okazją, aby spośród ponad stu filmów z przeróżnych zakątków świata odnaleźć produkcje, które wzruszą, pobudzą procesy myślowe, rozbawią… Z nieodzownym kubkiem rozgrzewającej kawy i dozą ciekawości wybrałam się na trzy seanse, które mogą oddać to, co wydaje się stanowić programową, ideową oś tego pięknego przedsięwzięcia.
O samym festiwalu pisaliśmy już w listopadowym wydaniu BUCa (artykuł Amelii Ogrodowczyk) – jednak wówczas jedynie z perspektywy czasu przyszłego. Skupmy się teraz na tym, co przyniósł bieg zdarzeń i jak z drugiego końca linearnej osi czasu spojrzeć można na minioną edycję festiwalu, na którym odbyły się konkursy filmów krótko- oraz pełnometrażowych. Produkcje skondensowane w chwile i chwilki prezentowane były w trakcie seansów tematycznych, natomiast długie metraże opatrzone były prelekcjami lub wydarzeniami współtowarzyszącymi. Przyjrzyjmy się temu, jak format festiwalu pozwala młodym doświadczać nie tylko kina, ale również wsparcia i inspiracji, swoistej twórczej opieki w trakcie swojej kulturalnej przygody.
W krótkometrażowym rytmie wielkich wrażeń
W trakcie tegorocznej edycji festiwalu można było wziąć udział w czterech seansach tematycznych zbiorów filmów krótkometrażowych. Mnie przekonała od pierwszego spojrzenia nazwa projekcji „W rytmie zmian”. Nawiązanie do dźwięku i transformacji zaciekawiło mnie i zachęciło do pojawienia się na seansie w Multikinie 51. W zgiełku zebranych w kinie miłośników wczułam się w rytm kolektywnego, festiwalowego serca. Okrzyków ciekawości, głębokich rozmów, śmiechu – czas śmiechu przewlekany jest jednak smutkiem, które wydają się immanentnie związane ze zmianami na świecie, z nowymi wyzwaniami.
Wyświetlone zostało sześć filmów, a co dwa z nich pojawiało się Q&A z reżyserami dwóch z prezentowanych filmów: z Jagodą Tłok, reżyserką filmu „Opieka” (Care), oraz z Ayoubem Layoussifim, reżyserem filmu „Chikha – Queen”. Oba filmy opowiadają o nonkonformistycznych bohaterkach, które szukają zmiany oraz drogi do samorealizacji. W filmie Tłok bohaterka pracuje jako opiekunka, aby zebrać pieniądze na studia, jednak system pracy, w którym się znalazła, okazuję się koszmarem nie tylko dla tych, którzy są jego odbiorcami… Czy empatia i obrona własnego systemu wartości może wygrać z kapitalistyczną obojętnością? Warto się przekonać. Bardzo poruszył mnie przekaz dzieła, bazującego na doświadczeniach samej reżyserki. Twórca kolejnego omawianego filmu również zainspirował się własnym przeżyciem – odkryciem wyjątkowej tradycji narodowego tańca, który wśród wyższych klas społecznych stanowił temat szyderstw i grubiańskich komentarzy. Film miał oddać hołd tym kobietom, które wciąż z dumą pielęgnują pamięć i kultywują tradycję pomimo okrutnych komentarzy. Piękne kadry osadzone w ciepłych barwach upalnego lata zdają się stawiać pytanie: czy zmianą nie jest czasem wyjście spod presji postępu, poza ramki współczesnych typów osobowych? Z wydarzenia wyszłam, myśląc o pięknie odwagi wymaganej od indywidualistów.
Festiwal dla fundacji, organizacja dla ocaleń
Wydarzeniami związanymi z festiwalem były nie tylko silent disco, lepienie w glinie czy Q&A z twórcami, lecz także spotkania i rozmowy towarzyszące seansom w sposób bardziej kameralny. Jednym z takich przedsięwzięć było prowadzenie w sposób szczególny projekcji filmu „Jutro o świcie”, który zostanie w moim sercu na długo. Rúnar Rúnarsson stworzył piękną, nagraną wrażliwie i bez upiększeń opowieść o stracie osadzoną w spójności, kompozycji wręcz doskonałej. Między dwoma wschodami wydarza się koniec świata, na który nigdy nie jest się gotowym – śmierć tego, kogo darzy się miłością. Co gorsza, skrytą przed światem, dla której ten symboliczny świt miał być również dniem wyjścia na światło dzienne ukrywanej relacji.
O trudzie żałoby, w szczególności podwójne bolesnej, bo wymagającej skrywania jej charakteru i ogromu, opowiadała przed i po seansie prelegentka wraz z przedstawicielką Fundacji Nagle Sami, która zajmuje się wsparciem osób po stracie. Piękno wizualno-symboliczne i konstrukcyjne filmu nie przyćmiło jakości słów, które zostały mi do teraz w głowie. Bo czy ten film o wielkim wybuchu (dosłownym i metaforycznym) nie ukazuje, że należy czerpać z życia, kochać, działać zgodnie ze sobą, zanim wschód przywiedzie na brzeg naszych żyć tragedię?
Jakim jesteś kolorem?
Nie tylko filmy osadzone w świecie rzeczywistym konstytuują rynek artystyczny. To także animacje, a wśród nich anime, z którym od kilku lat nie miałam do czynienia. Film „Barwy dźwięków” przekonał mnie jednak swoim opisem do tego, aby spotkać się z tym charakterystycznym komponentem japońskiej kultury na nowo. I było warto – film wzruszył mnie, przepełnił ogromem wiary i nadziei w ludzi, w szczerość i siłę relacji. Animacja Naoko Yamady z bieżącego roku opowiada historię wyjątkowych relacji, umiejscowioną w skrzypiących budynkach szkoły religijnej, skrytą w labiryncie uliczek antykwariatu oraz opuszczonego kościoła, w którym budują piękną, szczerą więź bohaterowie. Trójka młodych zmaga się z problemami dojrzewania, z osadzaniem siebie w świecie i konkretnych tożsamościach. Problematyka decyzji dotyczących koledżu, pracy, postępowania w zgodzie z sobą i tym jak mówić o swoich potrzebach oraz radykalnych działaniach bliskim wydają się znajome wielu, są uniwersalne.
Od schematyczności opowieść odciąga piękna, oniryczna produkcja oraz wyjątkowa główna bohaterka, Totsuko, która zmaga się z lękiem przed oceną za swoją synestezję. Dla oglądającego barwne postrzeganie bohaterki jest urozmaiceniem wzruszającym. W szczególności, gdy zaczyna łączyć się z dźwiękami i muzyką tworzoną przez głównych bohaterów. Jak jednak dochodzi do powstania zespołu – zachęcam do dowiedzenia się z seansu. Pozwala on na zadanie sobie pytania o to, jak sami budujemy relacje, co jest dla nas ważne i czy konformizm nie oddala nas od marzeń.
Prezentuję tu zestaw pytań i wzruszeń, które pozostały ze mną po wyjściu z ostatniego z seansów 42. edycji festiwalu w niedzielną, pierwszogrudniową mgłę, swą mleczną połacią oblekającą banery wydarzenia. Mam nadzieję, że będą dzwonić nienachalnie i w czytelniczych umysłach, zachęcając do przyjścia na „Ale Kino!” za rok, aby odkryć, że studia są równie doskonałym etapem życia, jak i każdy inny. Aby jednać się z pierwiastkiem młodości i dziecięcości mieniącym się w każdej z dusz, przypominając, że dorosłość nie powinna pozbawiać nas radości, zapału, kontaktu z tym młodzieńczymi „ja”, które zakopujemy pod maskami dorosłych ról społecznych.
Źródło: zdjęcie własne