21 maja z afisza Teatru Muzycznego w Poznaniu po równo czterech latach zniknął hitowy spektakl Footloose.
Na całe szczęście obejrzeć można go jeszcze w wielu innych miejscach w Polsce. Jak wypadła realizacja poznańskiego Footloose i gdzie jeszcze można go zobaczyć?
Jak się okazuje jeszcze przez jakiś czas wrzucić na luz z bohaterami spektaklu można między innymi w Teatrze Muzycznym w Gdyni, czy warszawskim Teatrze Palladium. W Poznaniu roztańczona historia właśnie dobiegła końca, ale nic straconego… będzie można zakupić jej videozapis! Czy warto (i dlaczego tak)?
Zdecydowanie warto, bo to historia dla każdego człowieka. Od najmłodszych do najstarszych, Footloose po prostu każdego porywa do tańca. Tańca, który kocham od dziecka, bo przecież scena nie jest mi obca. Szczególnie spektakl Footloose, który miałam okazję odgrywać podczas kursu aktorskiego i na jego ostatni pokaz w Teatrze Muzycznym w Poznaniu szłam, zastanawiając się, czy nadal będzie podobał mi się tak samo. Odpowiedź powinno stanowić to, że mniej więcej od połowy spektaklu nie mogłam już wysiedzieć w miejscu, bo… nogi same rwały mi się do tańca, a piosenki przywoływały miłe wspomnienia.
Wspomnienia, które zbudowała muzyka, śpiew i taniec, a których zabroniono w małym miasteczku, do którego przeprowadził się główny bohater – nieco ruchliwy Ren MacCormack. W Bomont, do którego przyjechał aż z Chicago, nie miał niczego co kochał: znajomych, ulubionych rozrywek, a przede wszystkim tańca, którego w miasteczku zakazano po tragicznym wypadku.
Po śmiertelnym wypadku samochodowym kilka lat wcześniej pastor miasteczka Shaw nałożył kategoryczny zakaz tańczenia, a przyklasnęła mu rada miasta. Czy Ren, z pomocą zbuntowanej córki pastora Ariel i innych uczniów, zdoła ich przekonać, że taniec jest do życia niezbędny? Czy nowo przybyły chłopak pomoże mieszkańcom nauczyć się żyć z przeszłością i zamiast ją rozpamiętywać, pokaże jak żyć teraźniejszością?
Oczywiście, że pokaże i będzie walczył aż do ostatniego kroku w choreografii, która jest fenomenalna. Ewelina Adamska-Porczyk stworzyła spektakl tańca, który wręcz zachęca do ruchu i gdybym tylko mogła, sama wskoczyłabym na scenę i dołączyła do aktorów. Szczególnie moje serce podbił Karol Drozd w roli Rena, który jako profesjonalny tancerz powalił wszystkich na kolana. Nie odbiegała od niego Joanna Rybka-Sołtysiak w roli Ariel, której młodzieńcza energia i wspaniały głos stworzyły naprawdę wiarygodną postać. Aktorsko natomiast zachwycił mnie Łukasz Brzeziński w roli Willarda. Nowy kumpel Rena, który na początku próbuje go zastraszyć, staje się komediową ozdobą całego spektaklu. Nieporadny chłopak, który w swojej nieśmiałości i sztywnej postawie nie potrafi umówić się z przyjaciółką Ariel, Rusty, w której jest zakochany po uszy, przez cały spektakl jednocześnie wzbudza litość i dużą sympatię.
I tak też jest z całym spektaklem. Pomimo dość banalnej fabuły porównywalnej do High School Musical przedstawienie porusza wiele istotnych tematów, które widownia po prostu lubi, bo może się z nimi utożsamić. Pojawia się temat ważności rozmowy w relacji, konfliktu pokoleń, zabawy, młodości, przyjaźni i pierwszych miłości, a nawet wiary. To wszystko w oprawie chwytliwych piosenek (np.: „Chcę bohatera” ze Shreka!), humorystycznych dialogów, barwnych kostiumów w kowbojskim stylu, pięknej (i tym razem nieprzytłaczającej) scenografii oraz świetnej obsady sprawia, że spektaklu nie da się nie lubić.
A jeśli ktoś naprawdę nie porwie się do tańca z Footloose… to może powinien wrzucić na luz? Zachęcam do zobaczenia tej historii w innych teatrach i kto wie… być może do zakupu zapisu z poznańskiej premiery?
Źródło zdjęcia: R.Lek/strona Teatru Muzycznego w Poznaniu