7 września 2019 roku na scenie Teatru Muzycznego w Poznaniu zadebiutował „Pippin”, czyli spektakl o poszukiwaniu szczęścia. Jednak czym tak naprawdę jest szczęście i jak zostało przedstawione w sztuce?
Spektakl przedstawia losy najstarszego syna króla Karola Wielkiego – Pepina. Na pierwszy rzut oka mogłoby się zatem wydawać, że jest to historia oparta na faktach. Nic bardziej mylnego! Mimo że historia dotyczy postaci historycznych z czasów państwa Franków, to sama fabuła broadwayowskiego musicalu Stephena Schwartza i Rogera O. Hirsona nie ma nic wspólnego z historyczną rzeczywistością. Jest wręcz absurdalna!
Jednak tym razem jest absurdalna w dobrym tego słowa znaczeniu. Widz spotyka się z incepcją — oglądając spektakl, jest jednocześnie świadkiem jego tworzenia. Od samego początku zburzona jest „czwarta ściana”, a widz bezpośrednio uczestniczy w historii.
Zadaniem widza jest „przejście” opowieści o szczęściu. Tak, ale czym w zasadzie jest szczęście? Na scenie widzimy historię Pippina (Pepina), który nie wie, czego chce i co powinien zrobić, aby to osiągnąć. Ze względu na wielkość swojego ojca jest przekonany, że powinien robić rzeczy jedynie nadzwyczajne i stać się wyjątkowym.
Szybko okazuje się jednak, że nie potrafi odnaleźć się absolutnie w żadnej dziedzinie. Wręcz desperacko poszukuje szczęścia w naprawdę bajkowej scenerii, bo spektakl reżyserowany przez Jerzego Jana Połońskiego jest wręcz definicją teatralnej baśniowości. Scenografia, kostiumy to niemal odrealniony świat pełen kolorów. Agata Uchman (kostiumograf) i Mariusz Napierała (scenograf) stworzyli dla widzów krainę podobną do tej, którą każdy zna z „Alicji w krainie czarów”. Jest absurdalnie, barwnie i wręcz groteskowo!
Podobnie przedstawia się choreografia Pauliny Andrzejewskiej-Damięckiej, która zadbała o to, by taniec był widowiskowy i pasujący do nieco szaleńczego klimatu przedstawienia. Sceny walk wojsk Karola Wielkiego czy pracy robotników na polu są fenomenalne. Aż trudno sobie wyobrazić, że kiedykolwiek można było opowiedzieć tak prozaiczne rzeczy jedynie inscenizacją ruchową.
Równie ciekawa jest narracja, która jest domeną prowadzącej życie Pippina. Niby dziwnie, ale można się przyzwyczaić i dobrze bawić. Świetną rozrywkę zapewniają też sami aktorzy, którzy dokładają wszelkich starań, żeby spektakl wydawał się maksymalnie odrealniony.
Spektakl odgrywają dwie wymienne obsady. Przebiegłą Fastradę (żonę Karola Wielkiego) kreują zamiennie Anna Lasota i Agnieszka Wawrzyniak a w roli ich syna możemy oglądać Bartosza Sołtysiaka oraz Macieja Zaruskiego, którzy pokazują naprawdę komediowe zacięcie. Świetnie wypadają też w parodii babci Lucyna Winkel i Agnieszka Różańska, aczkolwiek moją faworytką zdecydowanie jest kreacja pani Różańskiej. Jej babcia jest mniej „babcina”, bardziej żywiołowa, a to naprawdę dobrze komponuje się z charakterem całego spektaklu. Świetnie wypadają też Radosław Elis i Jarosław Patycki w roli Karola Wielkiego, choć to nie oni najbardziej przyciągnęli moją uwagę. Na uznanie z pewnością zasługują Oksana Hamerska i Katarzyna Tapek odgrywające rolę miłości Pippina, czyli Katarzyny. No i grzechem byłoby nie wspomnieć o Łukaszu Brzezińskim, który fenomenalnie odegrał odciętą głowę i gęś.
Najbardziej, mimo wszystko, w pamięć zapada postać wodzireja. Mistrz (a raczej mistrzyni) ceremonii został odegrany genialnie przez Dagmarę Rybak, która rolę dzieli z Izabelą Pawletko. To właśnie Mistrz wprowadza nas w kolejne zakamarki życia Pippina, instruuje przebieg wydarzeń, a nawet karci aktorów. Karci i wyśmiewa często również samego Pippina, w którego roli możemy ujrzeć Macieja Pawlaka i Wojciecha Daniela.
Postać niewątpliwie trudna do odegrania, bo Pippin to niesamowicie psychicznie rozregulowana życiowa ciamajda. Próbuje wielu rzeczy, które sugeruje mu Mistrz, ale w niczym nie znajduje satysfakcji. Z czasem jednak dojrzewa. Zmienia się i to właśnie to jest finałem spektaklu. Pippin w końcu rozumie, że życie to nie ciągłe fajerwerki i ku pozbawieniu uciechy Mistrza, zaczyna odnajdywać szczęście w codzienności.
Jednym taka puenta się spodoba, inni poczują niedosyt. Niewątpliwie jednak Pippin to jedna z najciekawszych pozycji na mapie polskich teatrów. Niesamowicie cieszę się, że dyrektor Teatru Muzycznego w Poznaniu — Przemysław Kieliszewski zdecydował się na wystawienie tak kontrowersyjnego tytułu. Obejrzenie tego spektaklu z pewnością daje wiele do myślenia oraz postrzegania przez nas świata. Każdemu życzę, by w biegu po marzenia potrafił znaleźć spokój, a miłośników teatru zapraszam do zapoznania się bliżej z „Pippinem”.