W końcówce XX wieku za sterami Realu Madryt stanął nikt inny jak Florentino Pérez – został prezesem Królewskich w 2000 roku. To właśnie on wdrożył do klubu politykę „galacticos”. Polegała ona na sprowadzaniu tamtejszych, największych nazwisk do klubu, po to aby stworzyć iście galaktyczną, niepokonaną drużynę.
W pierwszych latach swojej kadencji prezes Królewskich sprowadził do klubu piłkarzy niezwykłych, nikomu nie śniło się nawet, że w jednej drużynie, która nie jest reprezentacją, zagrać mogą takie gwiazdy jak Zinedine Zidane, David Beckham, Luis Figo Iker Casillas czy Luis Nazario de Lima – brazylijski Ronaldo. Perez był przekonany, że cała Europa padnie na kolana przed wielkim Galacticos, jednak wydarzyło się zgoła inaczej. Klub nie zdobył żadnego trofeum od sezonu 03/04 aż do sezonu 05/06 a Perez rezygnuje ze stanowiska w 2006 roku. Wraca jednak na stołek trzy lata później.
Ciemne chmury nad Madrytem
Od odejścia Cristiano Ronaldo minęło już sporo czasu. Wielu myślało, że po finale ligi mistrzów w Kijowie w 2018 roku, kiedy to Ronaldo ogłosił swoje odejście, Real Madryt nie będzie już topowym zespołem, wygrywającym trofea na zawołanie. Z biegiem lat odchodziły następne legendy Królewskich takie jak Gareth Bale, Sergio Ramos, Marcelo czy Casemiro.
Klub w miejsce Cristiano sprowadził belgijskiego skrzydłowego – Edena Hazarda, który wcześniej w klubie Chelsea pokazywał niewiarygodny futbol, Belg poruszał się z piłką na poziomie Ronaldinho, wykańczał akcje z każdej możliwej pozycji, był prawdziwym postrachem boisk Premier League, to także odebrał Tottenhamowi mistrzostwo Angli w sezonie 16/17. Zarówno zarząd jak i kibice pokładali w nim ogromne nadzieje. Hazard wydawał się być idealnym następcą wielkiego Portugalczyka, niestety jednak po transferze do Realu Madryt, Belga nękały kontuzje, przybrał też na wadze i okazał się najgorzej wydanymi stoma milionami euro w historii klubu.
Nie był to koniec problemów Królewskich. Atmosfera w klubie była dość napięta, swego czasu podstawowym napastnikiem klubu był Mariano Diaz – zawodnik z Republiki Dominikany. Na prawym skrzydle często towarzyszył mu Lucas Vazquez z uwagi na kontuzje Garetha Bale’a, czy też jego problemy z trenerami. Były to czasy, o których kibice Królewskich woleliby nie pamiętać. Drużynie brakowało przywódcy, gwiazd, ale też zawodnika, który wziąłby ciężar gry i dowiezienia wyniku na siebie. W podstawowym składzie coraz częściej meldował się Vinicius Junior sprowadzony do Realu Madryt w 2018 roku za około 45 milionów euro. Na początku przygody w białym trykocie, Brazylijczyk co najmniej sobie nie radził, Benzema niejednokrotnie mówił, że Vini gra przeciwko nim i nie należy mu podawać.
Światełko w tunelu
Real Madryt przyzwyczaił sympatyków futbolu, że nawet gdy mają kryzys, często potrafią z niego wyjść, nierzadko zupełnie niespodziewanie. W klubie pojawia się nowy, stary lider – Karim Benzema, zaczyna ciągnąć ofensywę Królewskich w dobrym kierunku, Vinicius rozwija się w tym czasie niesamowicie, tworząc z Karimem niezwykle bramkostrzelny duet. Rodrygo również zaczyna zyskiwać zaufanie trenera – Carlo Ancelottiego. Real wygrywa ligę mistrzów w sezonie 21/22, po paru niewyobrażalnych comebackach. Wygrywają będąc wtedy drużyną, na którą niewielu stawiało. W głowie prezesa Królewskich rodzi się nowy pomysł – przebudowa.
Do klubu w 2023 roku przychodzi wielki talent – Jude Bellingham, który podbił serca kibiców swoją bramkostrzelnością i mentalnością zwycięzcy. Wielu zawodników Realu podczas tego sezonu staje się gwiazdami światowego formatu. Camavinga, Valverde grają świetnie, a Vinicius, Rodrygo czy właśnie Anglik wchodzą na jeszcze wyższy, niewyobrażalny wręcz poziom. Bellingham w debiutanckim sezonie „demoluje” Laligę strzelając 19 bramek grając jako typowy numer 10. Należy też pamiętać że klub z Madrytu wygrał wtedy ligę oraz Ligę Mistrzów grając bez klasycznej dziewiątki w podstawowym składzie, oczywiście był Joselu, ale był on zawodnikiem wypożyczonym do klubu, rezerwowym, rzadko kiedy grał od pierwszej minuty. Zadowolenie kibiców po sezonie szybko obraca się w swego rodzaju euforię, może nawet stan ekstazy. Powód jest jeden – Kylian Mbappé. Francuz w ramach wolnego transferu opuszcza Paris Saint Germain i dołącza do ekipy piętnastokrotnych zdobywców Ligi Mistrzów. 16 lipca 2024 roku odbywa się prezentacja zawodnika na Estadio Santiago Bernabeu.
Nowa era
W tym sezonie mamy do czynienia z zupełnie nowym wydaniem, tak dobrze znanego wszystkim, Galacticos sprzed dwóch dekad. Skończyła się przecież tak długo trwająca saga transferowa z Kylianem Mbappé, a Europa znów jest w strachu przed ofensywą Królewskich. Graczy, którzy jeszcze parę lat temu, postrzegani byli jako „zapchajdziury” czy plany na przyszłość, dziś są jednymi z najlepszych – mowa oczywiście o Viniciusie, Valverde czy Rodrygo. Skład Realu znów jest pełen gwiazd i osobistości. Oczekiwania są ogromne, zarówno od zarządu, kibiców ale też ludzi, którzy po prostu interesują się piłką nożną. Z taką drużyną Real Madryt powinien stać się hegemonem, wygranie pierwszej potrójnej korony w historii klubu ma stać się tylko formalnością. Ale czy te wszystkie wielkie gwiazdy będą w stanie ze sobą współpracować?
Przybycie Kyliana do klubu wiązało się z pewnymi problemami. Zarówno on jak i Vinicius Jr. są lewoskrzydłowymi, żaden nie jest stricte klasycznym numerem dziewięć. Jude Bellingham musiał zostać przesunięty niżej w formacji, żeby nie naruszyć balansu między ofensywą a defensywą. Oczywiście Jude grający w głębi pola daje zdecydowanie mniej w ofensywie, bywa tam rzadziej niż w zeszłym sezonie. Kibice są co najmniej niezadowoleni z jego formy w tym sezonie. Anglik przyzwyczaił nas do zupełnie innej gry, ale wraz z nową polityką musiał wejść nowy system. Cały poprzedni sezon Real Madryt grał „diamentem”, gdzie Vinicius i Rodrygo schodzili ze skrzydeł do środka grając jako fałszywi napastnicy z Bellinghamem tuż za plecami. W tym sezonie najczęściej widzimy Królewskich w klasycznym 4-3-3, z Mbappé jako środkowym napastnikiem. Pomimo, że w Madrycie niebo znów jest niezwykle gwieździste a drużyna wręcz galaktyczna to szybko zweryfikowała ich codzienność.
Plaga kontuzji a wyniki w stolicy Hiszpanii
Od początku sezonu zawodników Realu Madryt męczą urazy. Aktualnie ławka zespołu jest na tyle krótka, że Carlo Ancelotti musiał powołać do pierwszej drużyny Królewskich obrońcę z Castilli – drugiej drużyny. Za przygotowanie motoryczne zawodników w klubie odpowiada Antonio Pintus, który jeszcze dwa sezony temu, uważany był za najlepszego specjalistę w tej dziedzinie, z Madrytu wyciągnąć chciał go Manchester City proponując dużo wyższe wynagrodzenie niż to, które ma w stolicy Hiszpanii. Pintus został w klubie, ale dziś jego autorytet i praca są mocno podważane, przez wysyp urazów w zespole. Kontuzjowany jest Rodrygo, Militão, Carvajal, Tchouaméni, Alaba czy Vazquez, warto przypomnieć, że dopiero po kontuzjach do kadry meczowej wracają Brahim Diaz, Thibaut Courtois i Camavinga. Skala problemu jest ogromna, kontuzjowani aktualnie gracze w dużej mierze są zawodnikami podstawowej jedenastki, co jeszcze bardziej uderza w klub. Większość urazów jest naprawdę poważna, jak w przypadku kapitana drużyny – Carvajala, który nie zagra już do końca sezonu, kończącego się w na przełomie maja i czerwca.
Problem z szerokością kadry przekłada się oczywiście na wyniki klubu. Wielu uważa, że jest to jeden z gorszych początków sezonu Królewskich od lat. Oliwy do ognia dolewa zdecydowanie sromotna porażka z FC Barceloną, bo aż 0:4 na własnym stadionie. Rodzi się zatem pytanie : Czy Pintus i Ancelotti to właściwi ludzie na właściwych stanowiskach? O tyle ile Pintus nie ma godnego zastępcy na ten moment, tak na miejsce Carlo czeka z niecierpliwością Xabi Alonso, który jest pożądany przez wiele klubów po niesamowitym pierwszym sezonie w Leverkusen.
A co z młodzianami?
O talencie Ardy Gülera czy Endricka można by pisać godzinami, są to niezwykle młodzi zawodnicy, którzy już udowodnili swoją wartość. Güler w niesamowity sposób pokazał się na Euro 2024 w Niemczech, a Endrick znakomicie grał w Palmeiras – poprzednim klubie. Jednak to nie wystarcza aby zapewnić im minuty na boisku. Carlo rzadko rotuje składem, na czym cierpi właśnie ta dwójka. Fani są oburzeni i domagają się ich więcej na placu gry, a Ancelotti zdaje się nie zwracać na to uwagi.
Na systemie traci również Rodrygo, pomijając fakt kontuzji, wszyscy skupiają się na trio Vinicius – Mbappé – Bellingham, z Carlo na czele. Rodrygo nieraz pokazywał jak ważnym jest elementem w drużynie Królewskich, jednak wciąż jest pomijany, nie doszło jeszcze do konfliktu na tym tle, ale jeżeli sytuacja nie ulegnie zmianie to kto wie…
Czy projekt ma przyszłość?
Każda drużyna na świecie chciałaby móc pochwalić się tak silną drużyną, jaką aktualnie dysponuje Real Madryt, jednak dotychczasowe wyniki mówią jasno – coś nie działa. Drużyna nie ma przywódcy z krwi i kości, na jakiego powoli wyrasta Fedederico Valverde, brakuje też ducha zespołu jakim kiedyś był Marcelo. Mbappé gra poniżej oczekiwań, chce być największą gwiazdą drużyny, chociaż to wyraźnie Vinicius dźwiga ciężar, jakim jest gra na najwyższym poziomie dla jednego z najlepszych klubów w historii. Zarówno Kylian jak i Vini chcą być nowym Cristiano, tylko że jeden musi być Benzemą, żeby miało to szansę wypalić. Nie da się stworzyć formacji z dwoma lewoskrzydłowymi, któryś z nich musi ulec i zostać nominalnym napastnikiem, bez takiej umiejętności drużyna traci niesłychanie wiele możliwości ataku pozycyjnego.
Trener Ancelotti musi wykazać się zdecydowaniem, charyzmą i przysłowiowo „nie dać sobie w kaszę dmuchać”. Nie ma zawodnika ponad klub, niestety aktualnie często się to zaciera. Doskonałym tego przykładem jest Mbappé w PSG. Klub robił wszystko żeby go zatrzymać a on chciał więcej i więcej pieniędzy. Gdzie w tym wszystkim pasja? Problemem jest też to, że od klubu z białej części Madrytu zawsze oczekuje się trofeów, nagród indywidualnych i wspaniałych sezonów, teraz gdy mamy do czynienia z Galcticos 2.0 te oczekiwania są jeszcze wyższe niż kiedykolwiek. Wiadomym jest, że jeszcze jest zbyt wcześnie aby oceniać zawodników, trenera czy prezesa klubu. Do końca sezonu jeszcze sporo czasu, ale jeżeli nie zmieni się styl gry, myślenie poszczególnych zawodników czy spojrzenie na zespół i jego głębię przez trenera, to może okazać się, że jeden z największych projektów w historii piłki nożnej może znów okazać się niewypałem.