Niekiedy największą trudnością w życiu bywa po prostu szukanie własnej drogi i walka o marzenia. Takiej bitwy nie bała i nie boi się stoczyć Anna Zborowska – urodzona w Szczecinie autorka opowiadań, która wie, czego oczekuje od życia i dąży wytrwale do wyznaczonego sobie celu: wydać własną powieść i być dumną z siebie jako z twórczyni literatury.
Anna Zborowska to urodzona w 1998 roku w Szczecinie absolwentka Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz pasjonatka tworzenia oryginalnych historii i autorka licznych opowiadań, która swoją miłość do pisarstwa przekazuje na co dzień na swoich social mediach, podczas warsztatów z zakresu creative writing oraz prelekcji literaturoznawczych. Doceniona podczas wielu konkursów literackich (między innymi Laureatka II miejsca w XXIII Ogólnopolskim Konkursie Literackim im. Tadeusza Firleja ,,O Złote Pióro’’ w roku 2022 i laureatka Nagrody Głównej w XXVII edycji Konkursu Literackiego ,,Krajobrazy Słowa’’ w roku 2020) mistrzyni przelewania na papier historii pełnych kwestii bliskich relacji, konfliktów pokoleniowych czy dojrzewania. W kilku więc zdaniach można podsumować Annę Zborowską jako wzór do naśladowania w dążeniu do realizacji swoich marzeń i z całą pewnością stwierdzić, że to postać warta bliższego poznania, na co pozwoli krótka rozmowa z autorką.
Agata Mania: Jeszcze raz bardzo dziękuję, że zgodziłaś się odpowiedzieć na kilka pytań, to niesamowity zaszczyt. Śledząc Twoją historię jako autorki, zauważyłam, że żyjesz pisarstwem niemal pełną piersią, a prace tworzysz już od najmłodszych lat. To naprawdę niesamowite, z jaką determinacją to robisz i przede wszystkim bardzo gratuluję tego, że wychodzi Ci to w stu procentach. Z tego, co wiem, Twój pisarski talent docenia wielu profesjonalistów.
– Nie zawsze, tak jak mówisz, wychodzi. Czasami tekst prozatorski będzie źle brzmiał, mimo wielu godzin poświęconego na niego czasu. Albo pozostanie niedokończony, albo będzie dobry we fragmentach, ale jako całość – zawiedzie. Nie wspominam nawet o reakcjach czytelników czy o powodzeniu różnych projektów, bo to rzeczy, na które niekiedy nie można mieć wpływu. Natomiast faktem jest, że determinacja jest kluczowa. Dostrzegam, jak wiele utalentowanych osób, które dzieliły ze mną te marzenia, wykruszyło się po drodze na rzecz innych prac i pasji.
Dlaczego?
– Przyczyn jest wiele. Na pewno najważniejszą z nich są finanse. Znajomi twierdzą, że podobnie bywa w pracy w mediach: potrafią zarabiać bardzo mało, ale po przekroczeniu pewnego wysokiego pułapu te kwoty stają się zadowalające – tak, jakby nie było niczego pomiędzy niską a godziwą wypłatą. Nie wiem, ile w tym prawdy, jednak podobnie postrzegam branżę pisarską.
Wiem, że brałaś udział w licznych konkursach literackich. Mogłabyś zdradzić, w jakich? W których zostałaś laureatką i czy są takie wygrane, z których jesteś najbardziej dumna?
– Przez lata trochę się ich nazbierało. Otrzymałam między innymi Nagrodę Główną w „Krajobrazach Słowa” w 2020 roku, tytuł laureatki Prozatorów Zachodniopomorskich 2021, a także wielokrotnie tytuł laureatki w Konkursie Literackim ,,Lipa” pod przewodnictwem Tomasza Jastruna i w Międzynarodowym Konkursie Literackim im. Wandy Chotomskiej. Docenienie przez komisję każdorazowo mnie cieszy. Nagrody czy publikacje mają drugorzędne znaczenie. Ważniejszy jest fakt, że tekst do kogoś trafił, że obronił się sam. Co warto też zaznaczyć, konkursy literackie rządzą się swoimi prawami i zwykle wymagają zarówno dobrej pracy, jak i również klarownego zrozumienia oczekiwań komisji i dostosowania się do ich wymagań. Literatura to nie tylko poprawne i piękne opowieści, a czasem wręcz warto sięgnąć po ekstremalne środki wyrazu. Fakty są takie, że bywają gatunki, które bardziej wpasowują się w gusta komisji.
Domyślam się, że budowanie osiągnięć w takich konkursach wcale nie jest tak prozaiczne, jak może się wydawać. Tym bardziej gratuluję każdego otrzymanego tytułu i życzę kolejnych sukcesów, o których – mam nadzieję – usłyszymy… bo koniec końców pisanie to olbrzymia część twojego życia. Czy tak pozostanie? Wiążesz przyszłość z tworzeniem literatury czy może to tylko hobby, a zawodowo wybierasz się w innym kierunku?
– Mam parę pomysłów na siebie, ale jeżeli będzie taka możliwość, chciałabym się w pełni poświęcić pisaniu. Wiem, że to konkurencyjna i wymagająca branża. W dodatku odnoszę wrażenie, że jakość prozy wcale nie jest najważniejszym czynnikiem warunkującym powodzenie. To przypomina los kucharza, który otwiera własne restauracje i klienci przychodzą do niego nie głównie ze względu na jedzenie, ale otoczkę: wystrój, markę, wartości.
Branża wydawnicza faktycznie jest wymagająca i niesie za sobą wiele poświęceń, a także niekiedy porażek. Niemniej jednak cieszę się, że znasz swój cel i wciąż do niego dążysz. Na swojej stronie informowałaś o planach wydania swojej pierwszej powieści ,,Światłocienie’’, miałam Cię o nią zapytać, ale uznałam, że może lepiej poczekać do premiery i dać czytelnikom pretekst do sprawdzenia tej pozycji w późniejszym czasie (śmiech). Za to w kwestii czytelników na pewno chciałabym się dowiedzieć, czy cenisz sobie spotkania z nimi, czy lubisz atmosferę wszelkich literackich warsztatów i wykładów, a jeśli tak, to które z minionych wspominasz najlepiej? A może wolisz współprace z innymi autorami?
– Pisarze to osobliwa grupa zawodowa. Wielu z nich to indywidualiści, często zamknięci na w myśl zasady, że każdy powinien pracować na własny rachunek. Sądzę, że takie współprace byłyby wartościowe, jednak jeszcze nie brałam w takowych udziału. Nie przepadam natomiast za rolą mentorki albo kogoś „wyżej”, która jest niejako wpisana w funkcję osoby prowadzącej warsztaty. Wyjście z tej roli „wymagającej belferki” kończy się brakiem autorytetu i posłuchu, uczestnicy raczej nie oczekują partnerstwa. Tak wynika z moich doświadczeń.
Wspominasz, że nie podjęłaś jeszcze współpracy z żadnym z autorów, ale wiem, że na Twojej drodze stanął kiedyś autor wielu powieści kryminalnych, Ryszard Ćwirlej, którego miałaś okazję poznać podczas studiowania dziennikarstwa na Wydziale Nauk Politycznych i Dziennikarstwa poznańskiego UAM-u. To miłośnik lokalnych klimatów i polskich lokalizacji w jego twórczości.
– Niemieckie też się zdarzają, choćby ze względu na poruszane wątki historyczne, ponieważ Poznań nie zawsze był polski. Przy okazji warto wspomnieć o tym, że nasz Wydział Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM oferuje studentom możliwość zapisu na bezpłatną ścieżkę z pisania kryminałów, którą prowadzi właśnie Pan Magister. To ciekawa opcja dla osób chcących spróbować przygody z pisaniem.
To faktycznie dobra okazja, by spróbować swoich sił w pisaniu! A czy Ty nie myślałaś nigdy o przeniesieniu akcji swoich dzieł za granicę?
– Hołduję zasadzie wyniesionej również z dziennikarskich zajęć na naszym wydziale, że warto skupiać się na przestrzeniach, które dobrze znamy. Nie mam na tyle dużej wiedzy, aby oddać wiarygodnie zagraniczne lokacje. Uważam, że da się dużo „wycisnąć” z ulic, którymi chodzimy od wielu lat, przez co umiemy je przedstawić w ciekawy sposób, z osobistym akcentem i ładunkiem emocjonalnym.
Naprawdę podziwiam, widząc jak często autorzy poddają się w swoich pracach tak zwanej magii Vegas czy typowemu american dream, niewielu ma dziś odwagę umieszczać akcje w Polsce, to wyjątkowe i mam nadzieję, że będzie to kojarzone z Twoją twórczością. Masz już kilka pozycji na swojej liście prac, a co dalej? Jakie masz przed sobą plany wydawnicze?
– Rok temu napisałam powieść, którą wysłałam do dużych wydawców i otrzymałam od kilku z nich informację zwrotną, że są zainteresowani, ale po naradach w gronach redakcyjnych książka była odrzucana. Z mniejszymi oficynami nie chcę współpracować, ponieważ miałam okazję przyglądać się pracy takich wydawnictw od kuchni i odnoszę wrażenie, że oni tym nie żyją, że to ich poboczna działalność. Autor jest na końcu tego łańcucha pokarmowego. Dlatego zrezygnowałam z wydania pierwszej książki. Teraz piszę kolejną i uważam, że to ona może być moim debiutem. Po drodze jeszcze tworzę tekst do pewnej szczecińskiej antologii, mam też zaplanowaną publikację opowiadań w kilku miesięcznikach.
Zechcesz nam zdradzić kilka faktów o tej nowej powieści?
– Pewnie. Jest o kobiecie, która wychowuje córkę w spektrum autyzmu i próbuje odnaleźć się w nowej codzienności po otrzymaniu diagnozy. Roboczy tytuł to „Wyścig na wózki”. To krótka historia łącząca elementy prozy obyczajowej i reportażu. Chcę, by podejmowała szerszą refleksję nad współczesnym macierzyństwem i presją sukcesu przekładaną na dzieci na rodziców, wszak osoby w spektrum autyzmu są wykluczone z tytułowego „wyścigu na wózki”. Część tej historii była nagrodzona w konkursie o Medal Eisteddfod UAM za najlepsze opowiadanie w języku polskim, angielskim lub walijskim. Otrzymałam I miejsce, a pracę można przeczytać w Internecie.
Z chęcią przyjmę link bądź kod QR, który pozwoli naszym czytelnikom zajrzeć do Twojej pracy! Czy to nie będzie problem?
– Absolutnie nie! Zostawię Ci wszystko, co potrzebne (śmiech).
Cudownie! Mam nadzieję, że po naszej rozmowie zyskasz kilku nowych czytelników. Wracając jeszcze właśnie do nich, jako że czytelnik to w pewnym sensie najważniejsza osoba w życiu każdego autora, co jest dla Ciebie najważniejsze w odbiorze Twoich prac? Co chciałabyś, aby dostrzegano w Tobie i Twojej twórczości?
– Myślę, że prawdę, zarówno tę o bohaterach i zjawiskach będących tematem opowieści, jak i tę dotyczącą kwestii warsztatowych. Chciałabym, aby czytelnicy odbierali moje opowieści adekwatnie do ich wartości, a przynajmniej do tego, co ja uważam na temat tej wartości. Chodzi o to, że nie cieszy mnie zarówno przesadny zachwyt, jak i kompletne zamknięcie na pozytywne aspekty. Nie mogłabym słuchać kogoś opłaconego przez wydawnictwo w ramach współpracy, kto wydusza z mojej książki pozytywy, bo dostał za to pieniądze. Podobnie z osobą, która nierzetelnie i wybiórczo podchodziłaby do oceny całości, na przykład ze względów personalnych. Najważniejsza jest prawda, ale prawda bywa trudna do przyjęcia, jednak według mnie pisanie nie ma żadnego sensu, jeżeli nie przyświeca mu ten cel: tworzenie coraz lepszych opowieści. Treść zawsze powinna bronić się sama, w oderwaniu od tego, kim dana osoba jest – jej pochodzenia, przeszłości, tożsamości.
Mam nadzieję, że odczują i zobaczą to Twoi czytelnicy. A czy masz jakieś jedno literackie marzenie do spełnienia, które śni Ci się po nocach?
– Bestseller z nagrodą za debiut, jeśli mogę popuścić wodze fantazji (śmiech).
W takim razie życzymy Ci właśnie tego i trzymamy kciuki za spełnienie wszystkich Twoich marzeń – tych literackich i nie tylko. To była naprawdę owocna rozmowa i jeszcze raz dziękuję, że zgodziłaś mi się udzielić odpowiedzi na kilka pytań.
– Ja również dziękuję!
Anna Zborowska to osoba, która nie boi się spełniać marzeń, choć – jak sama wspomina – nie zawsze jest to droga prosta i przyjemna. Mimo tego autorka nie poddaje się, a ja serdecznie polecam jej twórczość, szczególnie jeśli lubicie historie wrażliwe, prawdziwe i opatrzone lokalną polskością w tle. O twórczości Anny więcej możecie dowiedzieć się z jej strony autorskiej: Anna Zborowska | autorka – poznaj moją twórczość, a wspomniane w rozmowie opowiadanie przeczytacie, skanując kod QR poniżej. Koniecznie zajrzyjcie do twórczości Anny!
Źródło zdjęcia: annazborowska.pl