Dom niechcianych

Jędrzej Wróblewski

Kukułki podrzucają swoje jaja do cudzych gniazd. Człowiek niewiele różni się od tych ptaków. Oto krótka opowieść o spektaklu Mai Kleczewskiej – sztuce, która stawia wyzwania wszystkim swoim bohaterom.

Strach ma wielkie oczy. Szczególnie w obecności obłąkanego spojrzenia spoglądającego spod okularów. Nieobecność wzroku nie budzi niepokoju. Ona rozwierca świdrem spokój ducha. Gęsią skórę dokarmia gęsta mgła. Przywodzi na myśl scenerię drugiej odsłony kultowej już gry Silent Hill. Czarna sylwetka człapie w ukrytym świecie. Przybliża się, oddala. Gra świateł.

Doskonała klaustrofobia w kalejdoskopie szaleństwa

Kolory dzielące po połowie przestrzeń ścian. Zieleń od spodu, żółć od stropu. Mozaika na podłodze przypominająca planszę do gry w warcaby. Ściana działowa z szerokim oknem pełniąca rolę dyżurki. Kilka krzeseł i dwa stoły. Na koniec deser. Wysoka na kilka metrów instalacja, imitująca szybę podzieloną na kilka mniejszych okien. Scena to nie kilka desek. To miejsce. Chłodne, sterylne, odległe. 

Szpital ma wielką moc. Uzdrawia i usprawnia. Jest jednak nie tylko Panem życia. Włada także śmiercią. Separuje i odbiera. Pozwala pacjentom na powolne spajanie się z nim. Zupełnie jak wielki żołądek trawiący zalegającą wewnątrz treść. Dla bohaterów „Lotu nad Kukułczym Gniazdem” – jest ostatnim przystankiem. Uwięzieni, na własne życzenie, tkwią w zakładzie dla psychicznie chorych. Za jego murami pozostały ich życia. Nieistotny epizod. Należy go odrzucić jak zbędny balast. Grunt to podążać za rutyną. Nasiąkniętym bezwzględną dyscypliną harmonogramem, mającym wartość terapeutyczną. To doktryna będąca drogowskazem pacjentów. W gruncie rzeczy personel także potrzebuje pomocy. Albo dobicia.

Matrioszka uwięzienia

Rzeczywistość stworzona przez Kena Keseya przyrównuje się do twórczości Kafki. Opresyjny system zawłaszcza wolność jednostki. Jest absurdalny i wulgarny. Bazuje na regulacjach będących poza zasięgiem szarego człowieka. Pluje w twarz każdemu, kto próbuje stanąć z nim do walki. To sprzeczność z ideałami kraju, w jakim pisarz tworzył. Państwa demokracji, liberalizmu, wolności. W Ameryce każdy obywatel ma prawo wyrażać siebie — ale tylko w narysowanych przez rząd granicach. Być może pisarz otworzył bramę dla tandemu Deleuze-Guattari. Ten zaś w książce „Anty-Edyp” wyłożył koncepcję, w myśl której osoby dotknięte schizofrenią powinny zaprzestać leczenia. Choroba jest bronią w walce z opresyjnym otoczeniem. Dekonstruuje gnębiący maluczkich świat.

Maja Kleczewska dokonuje własnej interpretacji treści powieści. Nie burzy przekazu. Nadaje mu świeżości. Protagonista Patrick McMurphy staje się Patricią. Wtłoczoną w przemocowy kolektyw zdominowany przez kobiety. Skrajny feminizm i mizoandria bulgoczą pod kitlami. Wylewają się kaskadami, w chwilach upodlenia i gniewu. Czuć żądzę zemsty za te wszystkie lata usługiwania i podporządkowania. Równouprawnienie nie ma opierać się na równości. Zamiast tego ma nastąpić odwrócenie ról. Obalenie patriarchatu i instalacja matriarchatu. Agresja o dwóch twarzach – bestialskiej i subtelnej, godzi w podopiecznych zakładu. Jest jednak jak gumowe ostrze, krzywiące się po dotknięciu kaftanu bezpieczeństwa.

Obfitość twarzy

Charaktery postaci krzątających się po scenie są wyraźne. Każdy z bohaterów wyróżnia się czymś. O każdym można coś powiedzieć. Widz nie uświadczy obecności statysty, który zapełnia przestrzeń – tylko dlatego, że reżyserka nie miała pomysłu na rolę. To wielki atut. Nawet starszy mężczyzna na wózku czy kobieta skulona pod ścianą przez 140 minut – mają swoje miejsce. W trakcie spektaklu nie zabierają głosu ani razu. Ich milczenie jest wystarczająco wymowne. 

Na szczególne wyróżnienie zasługuje Antonina Choroszy. Aktorka, która nie wcieliła się w siostrę Ratched. Zamiast tego, zrozumiała ją. Poznała każdy aspekt jej osobowości. Zdarła z niej skórę, a następnie ubrała się w nią. Na scenie królowała – wyniosła, zimna jak ostrze skalpela, surowa. Przywodziła na myśl wilgoć wciskającą się do mieszkania w ciemną, listopadową noc. Jej sposób bycia kontrastował z bielą, którą przyszło jej nosić. Kontrast uwypuklił czerń charakteru. Groteskowe połączenie. Kolor niewinności, czystości i prawdy stał się uniformem przemocowej despotki. 

McMurphy wyróżnia się sympatią, jaką szybko obdarza go odbiorca. Zarówno w przypadku książki, jak i filmu. Czytelnik wyobraża sobie poczciwego wariata. Widz otrzymuje Jacka Nicholsona, któremu życzy jak najlepiej – pomimo jego szaleństwa. Dorota Abbe-Kuźmińska włożyła serce w realizację roli. Sęk w tym, że przekroczyła granicę, po której rubaszność i niedojrzałość stają się na wyrost. Postać, w którą przyszło jej się wcielić, jest iskrą rzuconą na beczkę prochu. Niemniej jej ruchy, sposób mówienia, wizerunek są naturszczykowskie. Wada? Nie śmiem powiedzieć słowa. Ostatecznie aktorka jest drobnym przestępcą zwiniętym z ulicy, któremu cwaniactwo wystaje z kieszeni. 

„Przynajmniej próbowałem”

Wyczerpać zapas wrażeń wywołany zamknięciem na oddziale. A to naprawdę niełatwe. Dominuje zachwyt. Szczególne zasługi dla jego obecności ma styczność z monumentem scenografii. Jego smak burzy jednak pobrzmiewająca nuta goryczy. To, że antagonistka była jakaś, nie oznacza, że dało się ją lubić. Niewykorzystany potencjał – oczywisty dla powieści i ekranizacji. Nie należy zapomnieć, że to jednak adaptacja. Wizja Kleczewskiej. Skoro tak, jej wyobraźnia nie próżnuje.

Źródło zdjęcia: Oficjalny materiał promocyjny

Kultura

Dom niechcianych

Kukułki podrzucają swoje jaja do cudzych gniazd. Człowiek niewiele różni się od tych ptaków. Oto krótka opowieść o spektaklu Mai Kleczewskiej – sztuce, która stawia

Czytaj dalej »
Informacje i publicystyka

Silnik Europy, który się zatarł

Kryzys gospodarczy, osłabiona pozycja międzynarodowa i wreszcie rozpad rządzącej od grudnia 2021 r. koalicji SPD (socjaldemokraci), zielonych i FDP (liberałowie) – w takim stanie są

Czytaj dalej »
Informacje i publicystyka

Tutorial na zdaną sesję

Grudzień oraz idący z nim w parze okres świąteczny mają to do siebie, że niezwykle szybko się kończą. Tym samym zwiastują one to, co nieuniknione –

Czytaj dalej »