Konwergencja mediów jest silnie obecna we współczesnej kulturze. Oglądamy filmy i seriale na bazie książek, a powstają także książki na podstawie filmów. W poznańskim Teatrze Muzycznym możemy za to od września oglądać nowy musical na kanwie filmu – kultową „Deszczową piosenkę”.
Wiele jest musicali, które zapisały się w historii kinematografii. Jednak za najsłynniejszy i najlepszy uchodzi „Deszczowa piosenka” z 1952 roku z Gene’em Kellym i Debbie Reynolds w rolach głównych. Nic dziwnego więc, że film ten znalazł się, jako jeden z pierwszych filmów umieszczonych przez Bibliotekę Kongresu USA, na liście National Film Registry jako „znaczący kulturowo, historycznie lub estetycznie”. Film stał się synonimem musicalu i sam trafił na sceny, w nieco poszerzonej wersji.
Film o filmie na scenie teatru
Fabuła filmu oraz przedstawienia w znacznej mierze się pokrywa, choć adaptacja teatralna poszerza ją chociażby o nowe piosenki. Oryginalny scenariusz sceniczny stworzyli Betty Comden i Adolph Green, za stronę muzyczną zaś odpowiedzialni są Nacio Herb Brown i Arthur Freed. „Deszczowa piosenka” miała premierę sceniczną w 1983 roku na londyńskim West Endzie. Od tego czasu spektakl trafiał na kolejne sceny, tak jak i teraz na deski Teatru Muzycznego w Poznaniu.
Jest rok 1927. Duet gwiazd kina niemego – Don Lockwood (Tomasz Więcek) oraz Lina Lamont (Anna Lasota) budzi się w nowej rzeczywistości filmu dźwiękowego, który może zniszczyć ich kariery. Z pewnością nie pomaga im również fakt odmiennych osobowości – Lina jest próżna oraz wmówiła sobie romans z Donem, mimo iż on nic do niej nie czuje. Problemem jest także okropny głos Lamont, który obok kłopotów technicznych jest jedną z przyczyn porażki pokazów próbnych ich pierwszego filmu dźwiękowego „Walecznego kawalera”. Wobec tego Lockwood wraz z przyjacielem i zarazem szefem działu muzycznego wytwórni filmowej Monumental Pictures, Cosmo Brownem (Maciej Zaruski) wpadają na pomysł przekształcenia filmu w musical pod tytułem „Taneczny kawaler” oraz zdubbingowania Liny przez nieznaną jeszcze szerszej publiczności Kathy Selden (Oksana Hamerska), w której w międzyczasie zakochuje się Don. Lina odkrywa jednak fortel i w rezultacie zaczyna szantażować nie tylko Kathy, ale też szefa wytwórni R.F. Simpsona (Wiesław Paprzycki), próbując zmusić go, by sprowadził debiutantkę do roli jej głosowej dublerki, co prowadzi do nieoczekiwanych konsekwencji.
100 litrów wody na spektakl
Teatralną wersję „Deszczowej piosenki” należy przede wszystkim pochwalić za przygotowanie techniczne. Widać to zarówno w kostiumach Natalii Kitamikado, które nawiązują do trendów lat 20. rodem z „Wielkiego Gatsby’ego” czy „Aviatora”, ale także w choreografii autorstwa Michała Cyrana i Macieja Głazy, którzy odpowiadali za układy stepowania. Sam Teatr Muzyczny stanął przed niełatwym zadaniem odtworzenia sceny tytułowej „Deszczowej piosenki”. Na deskach teatru faktycznie pojawiła się woda – w każdym spektaklu na scenę spada aż sto litrów, co podkreślał dyrektor Teatru Przemysław Kieliszewski. Pojawienie się deszczu wymagało współpracy z firmą Aquanet Retencja. Dodatkowo Teatr musiał dobrać odpowiedni parkiet do spektaklu – gumowy powodowałby ryzyko poślizgnięcia się, więc wybrano parkiet baletowy. W pałacu w Rogalinie zrealizowano także film niemy z udziałem aktorów Teatru, naśladujący „Walecznego kawalera”.
Spektakl w reżyserii Tadeusza Kabicza wyróżnia się również muzyką. Na język polski teksty przełożyli Daniel Wyszogrodzki oraz Wojciech Kępczyński. Klasyczne piosenki z filmu w ich tłumaczeniu, takie jak „Singin’ In The Rain”, „Moses Supposes” czy „Broadway Melody”, wypadły znakomicie nie tylko tekstowo, ale też muzycznie, za sprawą artystów na scenie i orkiestry pod batutą Krzysztofa Herdzina.
Pokaz aktorskich zdolności
Adaptacja „Deszczowej piosenki” poznańskiego Teatru Muzycznego pochwalić się może znakomitą obsadą. Tomasz Więcek sprawdził się bardzo dobrze w roli filmowego amanta, choć trzeba przyznać, że to Anna Lasota w roli Liny Lamont bardziej zapada w pamięć. Docenić tu trzeba jej zdolność do celowego śpiewania okropnym i nienaturalnym dla siebie głosem oraz stworzenie postaci z równie paskudnym charakterem. W swojej roli doskonale spisał się także Maciej Zaruski, który wykreował Cosmo Browna niemal identycznie jak w filmie, czyli jako żartownisia przynoszącego chwilę rozluźnienia. Nie można zapomnieć również o kreacji Oksany Hamerskiej, która w roli Kathy stanowi przeciwwagę Liny w każdym aspekcie – zarówno wokalnie, jak i pod względem zachowania.
Należy także zwrócić uwagę na postacie drugoplanowe, chociażby dyrektora wytwórni granego przez Wiesława Paprzyckiego, który wypadł naturalnie jako postawiony przed trudnymi decyzjami szef Monumental Pictures, czy reżysera Roscoe Dextera granego przez Radosława Elisa, który z filmowego oryginału wyciągnął rozbawiającego publikę furiata. Warto jednak udać się na kilka spektakli, by zobaczyć również innych aktorów, w tym m.in.: Macieja Podgórzaka, Martę Wiejak, Bartosza Sołtysiaka i Barbarę Melzer.
„Deszczowa piosenka” jest przedstawieniem prezentującym wysoki poziom, do którego Teatr Muzyczny w Poznaniu zdołał nas przyzwyczaić. Przekonująca gra aktorska, zaawansowana realizacja techniczna i muzyczna oraz przykuwająca uwagę choreografia sprawiają, że nie sposób oderwać oczu. To adaptacja klasyki, której nie można przegapić!
Źródło zdjęcia: Teatr Muzyczny w Poznaniu, fot. Dawid Stube