Czy należy bać się serbskiej „secesji”?

Medialne nagłówki przekrzykują się coraz bardziej niepokojącymi komunikatami: „intensyfikacja konfliktu na zachodzie”, „bombardowanie w Strefie Gazy”, „kryzys społeczno-polityczny w Gruzji”… Niewiele jednak powiedziano  o już podnoszonych spekulacjach dotyczących zagęszczonej atmosfery politycznej na Bałkanach. Czy to, co się tam dzieje, może stanowić realne zagrożenie dla status quo odleglejszych nam społeczności słowiańskich?

Alarmującym sygnałem, od którego rozpoczęły się rozmowy dziennikarzy z Ośrodkiem Studiów Wschodnich czy przedstawicielami instytutów badawczych o prawdopodobieństwie konfliktu bałkańskiego, była wypowiedź prezydenta Republiki Serbskiej, Milorada Dodika. Stanowiła o „secesji” serbskiej od Bośni i Hercegowiny.  Skąd wzięły się tak drastyczne słowa w bałkańskim dyskursie politycznym?

Geopolityczne prognozy 

Półwysep Bałkański posiada dramatyczną historię, której znamiona objawiają się od lat w sytuacji geopolitycznej – chociażby problematyką aneksji państw dawnej Jugosławii do Unii Europejskiej. Niejasna sytuacja społeczno-polityczna zmienia się w tym regionie dynamicznie, jednak od maja zeszłego roku zaczęto spekulować, na ile prawdopodobna jest intensyfikacja napięć do stanu konfliktu. W tamtym czasie miały miejsce starcia w Kosowie, które doprowadziły do poważnych uszczerbków na zdrowiu 90 żołnierzy sił pokojowych NATO i 50 serbskich demonstrantów. Od tamtego wydarzenia problem stawał się coraz poważniejszy. Media alarmowały o chęci anektowania Kosowa przez Serbię (korzystając z taktyki, której użył Putin do zdobycia Krymu), a pod koniec roku prezydent części składowej Bośni i Hercegowiny, którą jest Republika Serbska, przyznał, że zamierza dążyć do secesji, gdy Trump dojdzie do władzy. 

Sytuacja staje się na tyle niebagatelna, iż Dodik utrzymuje dobre stosunki z Putinem. W marcu, amerykański wywiad przedstawił również raport, którego treść prezentuje prawdopodobne zamiary nacjonalistycznych rządzących terenów serbskich oraz taktyki, którymi mogą się posłużyć. Zalicza się do tego zachęcanie ludności boszniackiej (wyznający islam Słowianie, zamieszkujący Bośnię i Hercegowinę) do wzmocnienia aktów terrorystycznych, na które mogą nie być gotowe siły pokojowe NATO i państwowe jednostki wojskowe. Mimo wielu sankcji dotyczących naruszania umowy pokojowej z Dayton z 1995 roku ze strony USA, Unii Europejskiej czy Wielkiej Brytanii, Dodik wciąż dąży do podsycania bojowych nastrojów obywateli.

Geneza niepokoju

Wspominając o umowie pokojowej z Dayton (kończącej trzyipółletnią wojnę w Bośni i Hercegowinie), należy przypomnieć, co stanowi o konfliktowej sytuacji na Bałkanach. Rozpad Jugosławii w 1991 roku poskutkował wojnami na terenach jej byłych państw (głównie Bośni i Hercegowiny), trwającymi do końca ostatniej dekady dwudziestego wieku. W ich trakcie miała miejsce między innymi tak zwana „Tragedia w Srebrenicy”, która była największą masakrą po II wojnie światowej. Interwencje i wsparcie organizacji międzynarodowych, trwające od prawie 30 lat, nie są w stanie zapewnić jednak pełnej niwelacji napięć i różnic etnicznych, wynikających z podziału terytoriów dawnej Jugosławii w sposób nieoddający oczekiwań przedstawicieli różnych narodów. Nieuznawane w pełni na arenie międzynarodowej Kosowo oraz wspomniany już brak dostępu większości państw regionu do Unii Europejskiej, uznać można za powody zaostrzającej się rywalizacji o wpływy na tych terytoriach między Rosją a Zachodem. Dostrzegane są one chociażby w dostawach rosyjskiego sprzętu do Serbii. Co niepokojące, Rosja posiada w Serbii swoją bazę, czyli serbsko-rosyjskie Centrum Humanitarne. Wykorzystywanie przez serbskich polityków trudnej, niedookreślonej sytuacji Kosowa, również stanowi element geopolitycznych rozgrywek, o których alarmują wywiady zachodu.

Rzec można, że w stosunkach międzynarodowych pewność może być stanem (nie)wątpliwym do odnalezienia. Dlatego też, zamiast zastanawiać się, jak dalece prawdopodobna jest wojna, można skupić się na tym, czy jest szansa, aby jej zapobiec. Doktor Spasimir Domardzki w rozmowie z Defence24.pl zauważał, że rozważana intensyfikacja bałkańskiego konfliktu „w obecnej konfiguracji geopolitycznej, wydaje się być bardziej moskiewską mrzonką niż prawdopodobnym scenariuszem”. Motyw secesji w wypowiedziach Dodika stanowi pewnego rodzaju korzystanie z nurtu polityki symbolu (którą analizuje doskonale serbski antropolog Ivan Čolović), mającej wpłynąć na opinię publiczną i potencjalną intensyfikację niepokojów społecznych. Wobec labilności opinii bałkańskich Słowian na temat głównych inicjatorów potencjalnych konfliktów, należy zastanowić się, czy może zaistnieć tam wojna. Czy może się to wydarzyć, gdy nie ma pewności na przychylność społeczeństwa wobec wyobrażeń polityków na temat zmian? Czy może jednak jest ku temu większa przychylność, której nie dostrzega się na zachodzie? Wydaje się, że spekulacje niewiele dają w tej kwestii – tym bardziej, że ich snucie zależne jest w głównej mierze od zmian geopolitycznych (wybory w USA), które dopiero nadejdą. 

Źródło zdjęcia: PAP

Dodaj komentarz